8. Stało się

1.9K 154 93
                                    

*Marek

Uniosłem powiekę, by zobaczyć co się stało.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to porozwalane wokoło opony, które były ułożone wcześniej wzdłuż toru.
- Inaczej się nie dało, ręczny się zaciął - usłyszałem nagle głos obok.
Widziałem, jak przykłada sobie jakiś skrawek papieru na wysokości ust, który niemal natychmiastowo stał się czerwony.
Przestraszonym wzrokiem spojrzałem na niego.
- Nic Ci nie jest? - zapytał zauważywszy, że inaczej się zachowuję.
- Jest spoko - odpowiedziałem bez namysłu.
- Będę musiał zapłacić temu typowi za naprawę samochodu - powiedział Łukasz i opuścił pojazd idąc na rekonesans.
Poszedłem w jego ślady i również wyszedłem na zewnątrz. Zacząłem chodzić wokół samochodu, w celu wyłapania wszelkich uszkodzeń.
O dziwo, nie było tak masakrycznie, auto miało wprawdzie kilka wgnieceń i rys, jednak nie wyglądało to poważnie.
- Łukasz? Ale ty wiesz, że trzeba będzie zgłosić niesprawne hamulce? - spytałem się stając naprzeciw bruneta.
- Wiem, wiem - odparł odrywając od rozciętej wargi chusteczkę.

Oddaliłem się kawałek dalej, gdy starszy wykonywał telefon do właściciela toru. 
Wtem, w mojej głowie zaczęły się kłębić przedziwne myśli. A co jeśli to było zaplanowane?
Jakiś sabotaż czy coś w tym stylu?
Nie, to głupie, może po prostu jakaś usterka.
Wiedząc, iż nic już tu nie zdziałam, ruszyłem w kierunku Audi Łukasza.
Oparłem się o samochód i czekałem na powrót starszego. Mimo tej kolizji na koniec, dzień był i tak zajebisty. Wreszcie się wyszalałem, jak za dawnych lat, gdy nikt mnie nie widział. Moi byli opiekunowie, mieli masę samochodów, więc gdy ich nie było, często je wykradałem i jeździłem nimi gdzie popadło.
Aż w końcu, pewnego marcowego dnia, ojciec mnie nakrył na jeździe i sielanka się skończyła. Zobaczyłem, iż nieco wnerwiony Łukasz idzie w kierunku auta.
- Wracajmy - burknął otwierając pojazd pilotem.
- A co z tamtym? - zapytałem się wskazując na samochód.
- Nie nasza już w tym głowa, zostawiłem pieniądze na jego naprawę w środku - rzekł wsiadając za kierownicę.

Wsiadłem zaraz za nim i zapiąłem pasy. Łukasz wycofał, a następnie ruszyliśmy w drogę powrotną. Ostatnie wydarzenia próbowałem jakoś ułożyć w całość.
Co mogło być przyczyną usterki hamulców? Przecież wcześniej były sprawne, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wyjechaliśmy ponownie w leśną drogę pełną dziur.
Łukasz zaliczał praktycznie każdą dziurę będąca w asfalcie.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, jechał jakby siedział za kółkiem po raz pierwszy.
- Łuki, wszystko w porządku? - spytałem obserwując go dłuższy czas.
Czekałem na odpowiedź, jednak się jej nie doczekałem. Sprawiał wrażenie, jakby przestał kontaktować ze światem, zrobił się dziwnie blady na twarzy.
- Łukasz do cholery, co z Tobą - wrzasnąłem, a on nagle zjechał na pobocze.
Wybiegł jak oparzony z samochodu i poleciał gdzieś w stronę lasu. Wyrwałem kluczyk ze stacyjki, po czym ruszyłem w pogoń za brunetem.
Znalazłem go dość szybko, jednak wszelkie obawy nie zostały rozwiane. Zastałem go na wymiotowaniu.
- Ej, co Ci? - podszedłem do niego i złapałem go za ramię.
- Masz jakąś chustkę i wodę - spytał przenosząc na mnie wzrok.
- Chustki tak, ale woda jest w samochodzie - odpowiedziałem podając mu kawałek papieru.
Wziął go ode mnie, a następnie przetarł sobie nim usta.
Przyznam, że niepokoiło mnie to co się z nim działo. To nie było normalne zachowanie u zdrowego człowieka.
- Poprowadzisz samochód - powiedział prostując się i spoglądając na moją twarz.
Był cholernie blady, czym znacznie mnie zmartwił.
- Jak się czujesz? - spytałem ponownie zaniepokojony.
- Sam nie wiem, ćmi mnie - udzielił odpowiedzi - Chodźmy do auta, mam niesmak w ustach.

Przejście ścieżką nie zajęło nam wiele czasu. W czasie, gdy ja usiadłem na siedzeniu kierowcy, chłopak kończył płukać sobie usta.
Wrzucił butelkę na tylnią kanapę, po czym usiadł obok mnie.
- Możemy jechać - oznajmił opierając głowę o zagłówek - Jakby stały gliny, zjeżdżasz wcześniej i zamieniamy się.
- Niech Ci będzie - odrzekłem i powoli ruszyłem.
Co jakiś czas spoglądałem na niego. Wyglądał tak, jakby zaraz miał się przenieść na drugi świat. Na tyle ile pozwalała mi odpowiedzialność bycia kierowcą, starałem się go budzić by nie zasnął. Jego stan coraz bardziej mnie frasował - przecież jeszcze pół godziny temu było wszystko dobrze!
- Łukasz, gdzie mam teraz skręcić? - spytałem stojąc na rozjeździe - Łukasz do cholery?
Brunet spojrzał niemrawo na drogę, a następnie udzielił mi odpowiedzi:
- W lewo.
Co się z nim działo? Nie wiem, byleby jak najszybciej dotrzeć do jego rezydencji. Na moje szczęście, nie była ona daleko.
Po chwili zaparkowałem Audi naprzeciwko wejścia. Odruchowo otworzyłem drzwi i wyjąłem kluczyki ze stacyjki. Natychmiast przeszedłem na drugą stronę samochodu i otworzyłem drzwi pasażera.
- Dasz radę sam wysiąść? - spytałem bacznie obserwując najmniejszy ruch starszego.
- Chyba tak - odpowiedział, a następnie podjął próbę opuszczenia auta.
Po wyjściu z pojazdu lekko się zachwiał. Zamknąłem nogą drzwi i natychmiast położyłem jego rękę na swoim ramieniu.
- Wytrzymaj chwilę, zaraz będziemy w środku - powiedziałem wyjmując z jego kieszeni klucze do domu.
Niestety, dość mozolnie mi szło otwarcie rezydencji, ze względu na ciążącego na moim prawym ramieniu Łukasza, jednak po kilku sekundach się udało.
- S-spać mi się chce - wymamrotał ledwo zrozumiale.
- Wiem, za moment będziemy u Ciebie - odrzekłem coraz bardziej obawiając się o niego.
W końcu dotarliśmy do jego sypialni, gdzie ostrożnie go położyłem na łóżku.
- Zaraz wrócę, nie zasypiaj - odezwałem się coraz bardziej panicznym głosem.

Skoro nie wiem co mu jest, nie wiem tym bardziej jak mu pomóc.
Cholera jasna, co mam teraz zrobić?!
Do szpitala go nie zawiozę, bo wyjdzie że jestem nieletni. Marek, wdech wydech, zachowaj zimną krew i pomyśl chwilę! Podszedłem do niego ponownie i dotknąłem dłonią jego czoła. Chyba znalazłem źródło kłopotów - cały aż płonął.
Wyjaśniało to kilka kwestii, które najbardziej mnie dręczyły.
Zbiegłem po schodach do kuchni, a następnie zacząłem szukać jakiś leków na zbicie gorączki.
Pierwsza szafka, druga aż w końcu znalazłem. Nalałem przezroczystej cieczy do szklanki, wziąłem pudełko z lekami i wróciłem na górę. Postawiłem naczynie na szafce nocnej, zaś sam usiadłem na łóżku obok bruneta, który bełkotał coś pod nosem. Wyciągnąłem jedną z tabletek by ta po chwili zaczęła rozpuszać się w wodzie. Zamieszałem kilka razy szklanką, by tabletka szybciej się rozpuściła.
- Łukasz, usiądź na chwilę - powiedziałem szturchając lekko chłopaka w ramię.
Starszy posłusznie podniósł się do siadu i spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Grzeczny chłopiec, a teraz wypij to - rzekłem podając mu naczynie z zawiesiną.
Wziął ode mnie kubek i upił łyk cieczy.
- Smakuje paskudnie, co to za syf - spytał.
- Smakuje jak smakuje, ważne by pomogło. Pij - nakazałem.
Po chwili, szklanka była pusta. Wyjąłem ją z dłoni chorego, po czym zszedłem na dolne piętro.
Odstawiłem naczynie do kuchni i udałem się do łazienki po ręcznik.
Wziąłem jakiś nowszy, jeszcze nieużywany.
Wróciłem na górę, a następnie poszedłem zmoczyć ręcznik w chłodnej wodzie.
Wyżymałem go i ponownie powróciłem co Łukasza.
Chłopak widocznie zasnął w oczekiwaniu na mój powrót. Delikatnie ułożyłem ręcznik na jego rozpalonym czole, temperatura nadal nie schodziła.

Ukucnąłem przy łóżku i wpatrywałem się w jego spokojną twarz.
Tak cholernie się o niego bałem, drżałem o niego. Pytanie, dlaczego? Dlatego, że jest jedyną bliską mi osobą, która może się mną zająć czy może dlatego, że jest moim przyjacielem? Tylko przyjacielem, a może kimś więcej? Złapałem go za rękę, była dość chłodna. Jego skóra była na tyle przyjemna w dotyku, że mógłbym jej nigdy nie puszczać.
W tym momencie coś mnie tknęło. Niebezpiecznie blisko zbliżyłem się do twarzy Łukasza.
- Marek, nie jesteś gejem, opamiętaj się - tak podpowiadał mi rozum, jednak serce mówiło coś totalnie innego.
Którego z nich posłuchać? Jaką drogę obrać, co powinienem zrobić?!
- Raz się żyje - powiedziałem sam do siebie.
Czułem na swojej twarzy powietrze wydychane przez chłopaka.
Stwierdziłem, że powoli tracę wszelkie zmysły i kontrolę nad tym co robię.
W końcu moje usta dotknęły jego warg. Były na tyle delikatnie, że niemal doprowadzało mnie to do szaleństwa.
Wbiłem się mocnej w jego usta.
Boże, jakie to było cudowne!
Nie chciałbym już nigdy się odrywać od jego ust, jednak musiałem to zrobić. Ponownie wróciłem do poprzedniej pozycji, a moje myśli mówiły tylko jedno.
Stało się, pocałowałem Łukasza Wawrzyniaka.

______________________________________
Nie umiem pisać takich scen, przepraszam :c
D

Dajcie znak, jak rozdział ;)

Selamlar ❤

Z innej perspektywy [KxK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz