31. Kantorek

1.6K 110 128
                                    

~~*~~
Błędy nie sprawdzone
~

~*~~

*Marek

Eeee... – usłyszałem czyjś głos za sobą.

Serio, już nawet w miejscu publicznym nie można sobie okazać czułości? Czemu ludzie tacy są, co z nimi nie tak, no halo.

– Czy mogliby państwo, no ten, jak to się mówiło... – powiedział, podejrzewam jakiś mężczyzna w białym fartuchu. – O, mam! Przestać.

Szczerze? Z jednej strony miałem wyjebane w to co on mówi, nie będzie mi jakiś randomowy typ życia układał i mówił co mam robić.
Natomiast z drugiej, ta cała akcja zaczęła mnie bawić.
Łukasz odsunął się ode mnie na kilka milimetrów, przerywając tym samym pocałunek i spojrzał na faceta.

– Już, już – rzekł starszy z Nas, a następnie uśmiechnął się w moim kierunku.

– Dziękuję – odparł lekko zmieszany osobnik w fartuchu, po czym pośpiesznie odszedł od Nas.

Było w nim coś dziwnego, nie wyglądał na takiego typowego doktorka z jakiegokolwiek szpitala.
Nie patrzył na nas, gdy zwracał nam uwagę tylko błądził wzrokiem wszędzie, byleby nie skrzyżować z nami spojrzeń.
Widać też było, że spotkanie z nami było mu nie na rękę.
Zacząłem odprowadzać go podejrzliwym wzrokiem, dopóki nie zniknął za drzwiami w jednej z sal.
Wystarczyła jedna chwila i jedna wątpliwość aby z mojej twarzy zniknął uśmiech.

– Ej, misiek co jest? – spytał Łukasz, a następnie opuszkami palców odwrócił moją głowę w swoim kierunku.

– Podejrzany dość ten doktorek – rzekłem spoglądając na niego.

Brunetowi momentalnie zniknął banan z twarzy, zareagował zupełnie tak samo jak ja przed kilkoma sekundami.
W jego błękitnych oczach też nie mogłem się nigdzie dopatrzeć chociażby grama szczęścia, cała pozytywna energia wyparowała z Nas w jednym momencie.

– Wcześniej rozmawiał z jakimiś kolesiami, wyglądali na mało przyjaznych – powiedział nagle chłopak. – Nie wiem o czym rozmawiali, bardziej szeptali a uśmiech im nie znikał z ryja.

Tyle słów wystarczyło, abym zaczął odczuwać narastający strach i niepokój. Jedna wypowiedź może zmienić niemal cały światopogląd, chore nieprawdaż?
Rozejrzałem się nerwowym wzrokiem dookoła siebie, na korytarzu w poczekalni aż roiło się od ludzi.
Niczego nie świadomych, spokojnie czekających na wizytę, ludzi.

– Ej, ja będę zmykać do Dawida – powiedział ni stąd, ni zowąd Michał, który po dziesięciu sekundach zdążył zniknąć w tłumie pacjentów.

Totalnie zapomniałem o tym, że on tu jest, a raczej był, z nami przez cały czas. Pieprzona pamięć, będę musiał ją sobie kiedyś naprawić.

– Łukasz, boję się – rzekłem odwracając głowę w kierunku bruneta.

– Przy mnie nie masz czego się bać – odpowiedział, próbując dodać mi otuchy.

– Ale co jeśli coś złego się święci? Strasznie się boję – powiedziałem wpatrując się w błękitne oczy chłopaka.

– Ej kruszynko – odezwał się starszy, po czym położył swoją dłoń na moim policzku i zaczął powoli przejeżdżać po nim kciukiem – Co by się nie działo, będzie dobrze rozumiesz? Nie zostawię Cię samego.

Z innej perspektywy [KxK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz