12. Odnajdź i chroń

1.6K 147 74
                                    

*Łukasz

Czułem się tak, dziwnie? Zupełnie jakby słowa Marka nie były prawdą.
Gwałtownie odsunąłem się od stołu i poszedłem na górę zostawiając nastolatka samego.
- Na co więc liczyłeś debilu - powiedziałem do siebie zamykając za sobą drzwi w łazience.
Odkręciłem kran w umywalce do której zaczęła swobodnie spływać woda.
Rozłożyłem ręce na jej krawędziach i spojrzałem się w lustro.
Widziałem w nim siebie, kogóż innego prawda? Zacząłem skanować każdy, najmniejszy element swojego odbicia. Jednak najbardziej interesowały mnie własne oczy.
Z pozoru łagodne i spokojne, czysta tafla oceanu, ale to tylko pozory jakie sprawiały.
W rzeczywistości, po tym co widziały, już nigdy nie były pełne życia, nigdy nie powrócił do nich dawny blask i entuzjazm.
Zapewne, już nigdy one nie przybiorą dawnej formy, a przynajmniej na razie.

- Łukaszek, chodź kochanie - usłyszałem głos swojej rodzicielki.
Z radością zbiegłem do niej na dół.
Mama stała już przy drzwiach i trzymała w ręku moją bluzę.
To było pewne, że chciała gdzieś wyjść.
- Już jestem - krzyknąłem - Idziemy na spacer?
- Tak synku - odpowiedziała poprawiając mi wolną ręką włosy na głowie.
Ubrałem buty najszybciej jak potrafiłem, nie chciałem by kobieta czekała na mnie długo.
Moje sznurówki od butów jednak starały się zrobić mi na przekór, traciłem nad nimi kontrolę gdy już prawie były zawiązane.
- Spokojnie, jak się człowiek cieszy to się diabeł cieszy - zaśmiała się mama, po czym ukucnęła i poprosiła mnie o wiązadła.
Zdenerwowany, że samemu mi się nie udawało ich zawiązać, podałem je rodzicielce.
Zacząłem się przypatrywać widokom za oknem, a konkretniej ptakom, które założyły gniazdo na drzewie tuż przed kuchennym oknem.
Obserwowałem, jak mama pisklaków w gnieździe właśnie karmi swoje małe.
- Patrz mamo, wreszcie wróciła - szepnąłem do kobiety, która skończyła wziąć mi buta.
- I jak każda matka, otacza swoje dzieci opieką - dokończyła kobieta.
Spojrzałem na nią zadzierając głowę do góry i przytuliłem się do niej.
Nie odrywałem się od niej długo, jakbym już wtedy przeczuwał, że tamten raz okaże się ostatnim. Niestety, jako pięciolatek nie mogłem tego przewidzieć.

Woda dalej tym samym torem spływała do umywalki.
Powoli przeniosłem na nią wzrok, była taka jak zawsze, taka sama jak czternaście lat temu, ale czy na zawsze już pozostanie niezmieniona? Cały czas będzie miała tą samą barwę i będzie używana do tego co dzisiaj?
Czy człowiek wciąż będzie jej potrzebował i gdy jej zbraknie, zatęskni za nią, będzie błagał aby na nowo zasiliła wszystkie źródła?
Niepewnie złożyłem ręce w łódeczkę, która po chwili cała się wypełniła cieczą. Gwałtownie uniosłem dłonie na wysokość swojej twarzy, oblewając ją wodą. Zakręciłem kran, po czym na  nowo położyłem górne kończyny na krańcach umywalki.
- Łukasz, jak coś idę się przejść - usłyszałem krzyk młodszego przez drzwi.
- Okey, miłego spaceru - powiedziałem i ponownie wróciłem do przeszłości.
A raczej, moje własne oczy mnie tam przeniosły, by po raz kolejny uświadomić mi, dlaczego teraz jestem taki, a nie inny.

Trzymając ją za rękę, szliśmy przez nasz ulubiony park. O tej porze dnia był pełen życia, co chwila kogoś mijaliśmy. Drzewa wypuściły na wiosnę wyjątkowo piękne, zielone liście, które teraz powoli zaczynały nabierać innych kolorów. W końcu puściłem dłoń mamy i odbiegłem kilka metrów do przodu.
Uroku temu wszystkiemu nadawało powoli zachodzące słońce, przez co park wydawał się jeszcze piękniejszy.
Czułem się jak w raju, żyłem tą błogą chwilą.
Spojrzałem za siebie, by upewnić się, że mama jest gdzieś za mną.
Siedziała na ławce, rozmawiała z jakąś inną kobietą.
Nie chciałem jej przeszkadzać w dyskusji, więc poszedłem się pobawić.
Wtem, poczułem jak ktoś na mnie wpada, a potem ląduje przez to na ziemii.
- Przepraszam - powiedział lekko przestraszony chłopczyk.
- Nic się nie stało, wszystko w porządku? - spytałem podając dłoń dziecku.
- Tak, dziękuję - odpowiedział, po czym chwycił moją rękę i wstał.
O dziwo, był łudząco podobny do mnie.
Też bym brunetem, mieliśmy podobne rysy twarzy, jednak on się wydawał być młodszym ode mnie.
- Mam na imię Łukasz, a ty? - zapytałem go grzecznie.
- Ja jestem Dawid - przedstawił się młodszy.
- Idziemy na huśtawki?
- Jasne - odrzekł uradowany, po czym zaczęliśmy wyścig w kierunku huśtawek.
Wszystko było idealne, poznałem nowego kolegę z którym non stop rozmawiałem i się bawiłem. Gdzieś w dali siedziała moja rodzicielka, która wciąż prowadziła konwersację z - jak się później okazało - mamą Dawida.
W jednej chwili, ten cudowny czas został przerwany.
- Łuki, chodźmy już do domu, jutro też jest dzień, więc na pewno się spotkacie - zawołała mama.
- Ehh, to do jutra Dawid - krzyknąłem na pożegnanie.
Podbiegłem do rodzicielki, po czym skierowaliśmy się w stronę domu.
Szłem z kobietą krok w krok, a zarazem napawałem się zapachem jaki wnosił ze sobą wieczór.
Lepszego wieczora nie mogłem sobie wyobrazić, chciałem więcej takich pięknych dni.
- Kochanie, pamiętaj, że to co najsłodsze szybko się rozpływa, dlatego odnajdź i chroń co w życiu najpiękniejsze - powiedziała mi mama przed wejściem do domu - Obiecaj mi to Łukiś.
- Obiecuję mamusiu - odrzekłem patrząc w jej twarz.
- Kocham Cię synku, nie zapomnij o tym przenigdy - powiedziała i ucałowała moje czoło.
Wtedy, totalnie nie rozumiałem o co jej chodziło. Weszliśmy do domu, w którym był "ojciec". Cicho się rozebrałem i pobiegłem na górę. Wziąłem swój ulubiony samochodzik, po czym począłem nim jeździć po dywanie.
Minęła godzina, może dwie, gdy niespodziewanie rozpętało się piekło.
Podczas zabawy zacząłem słyszeć z dołu głośne krzyki rodziców.
Jako, że byłem ciekawski, odłożyłem samochodzik na miejsce, wziąłem w ręce pluszowego misia i zszedłem na pół piętro. Dorośli się kłócili, jakby miało nie być jutra. Padały najgorsze wyzwiska, aż w końcu mój ojciec, który wcale nim nie był, powiedział grożąc jej ostrym narzędziem:
- Wyniesiesz się z tego domu razem ze swoim gówniarzem.
Dziś wiem, że powinienem wtedy wyjść z ukrycia, jednak tego nie zrobiłem, siedziałem tam jak tchórz.
- To jest nasz dom, więc pierwszą osobą która go opuści możesz być ty - krzyknęła kobieta.
Mężczyzna nagle wpadł w jakiś szał, zaczął wymachiwać nożem na wszystkie strony aż stało się najgorsze - ugodził nim kilkakrotnie moją rodzicielkę.
Dopiero, gdy osunęła się ona na płytki w kuchni, zbiegłem ze schodów.
- Mamo, mamusiu wstań! - krzyczałem klękając obok niej - Otwórz oczy, proszę!
Wołałem tak, lekko szarpiąc za jej bluzkę przez kilkanaście minut.
Moje oczy zalewała ściana łez, wiedziałem co się właśnie stało - on zabrał mi mamę. W duchu odmawiałem cały czas modlitwę, prosiłem by okazało się to tylko koszmarem i gdy się z niego obudzę, będzie siedziała przy mnie mama. Niestety, z każdą chwilą uświadamiałem sobie, że to prawda.
Zakrwawionymi rękoma położyłem obok kobiety pluszaka, którego wziąłem z góry.
Wstałem i spojrzałem na osobę odpowiedzialną za tą sytuację.
Brzydziłem się go, więc splunąłem śliną w jego stronę.
- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj gnoju - wykrzyczałem przez łzy - Nienawidzę Cię świnio!
Narastało we mnie coraz więcej negatywnych emocji, nawet nie wiedziałem że znam takie słownictwo.
Gwałtownie się odwróciłem i pobiegłem na górę, gdzie się zamknąłem na klucz.
Odkręciłem kran, z którego natychmiast zaczęła się lać woda.
Patrzyłem przez łzy na lustro, nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że właśnie straciłem matkę.
Oparłem ręce o krawędzi umywalki wciąż wpatrując się w lustro.
Właśnie w tym momencie, moje oczy straciły blask i opanowały sztukę kamuflażu.

W jednej chwili, zamiast małego, pięcioletniego Łukasza, w lustrze pojawił się ten obecny.
Wyglądali prawie tak samo, z tym że oboje widzieli to samo, przeżyli to samo, mieli identyczne odczucia, różnił ich tylko wiek.
Nie rozróżniałem już wody od łez, które zaczęły mi płynąć na samo wspomnienie.
- Łukasz, opamiętaj się, weź się w garść - powiedziałem do swojego odbicia.
Wziąłem ręcznik, którym przetarłem ręce, a potem twarz.
Wyszedłem z łazienki, gdy za oknem było już ciemno.
Musiałem tam spędzić dużo czasu, o wiele za dużo.
Zszedłem na dole piętro, gdzie miałem nadzieję spotkać Marka i przeprosić go za moje wcześniejsze zachowanie.
- Marek, jesteś już? - krzyknąłem, przypomniawszy sobie, iż chłopak wyszedł wcześniej z domu.
Cisza, tylko i wyłącznie ona mi odpowiedziała. Nie było go w domu.
Przysiadłem na sofie, po czym wziąłem telefon do ręki.
4 nieodebrane połączenia
Nie miałem siły by w nie wejść, więc odrzuciłem telefon na bok.
Minęła godzina, może dwie, a ja wciąż siedziałem sam na sofie.
Powoli dochodziła 22, a Marka wciąż nie było.
Nie powiem, zaczęło mnie to niepokoić.
Ponownie wziąłem do ręki telefon i tym razem, wszedłem w połączenia nieodebrane.
- Kurwa - przeklnąłem, widząc iż te wszystkie połączenia nieodebrane były od nastolatka.
Natychmiast wziąłem się za oddzwanianie do niego.
Raz, drugi, trzeci i nic, kompletna cisza, nawet pierdzielonego sygnału nie było! Gdzie ten debil poszedł nie znając miasta.
Ja pierdole, jeśli coś mu się stało, zajebie się.
Ta sytuacja podziałała na mnie jakby ktoś wylał na moją głowę wiadro z zimną wodą.
Natychmiast pognałem na górę by się przebrać, by po chwili być na dole  z powrotem.
Podgłośniłem na wszelki wypadek telefon, po czym schowałem go do wolnej kieszeni.
Jednym ruchem ręki zgarnąłem z szafki portfel oraz klucze zarówno te do domu jak i do samochodu.
Przekręciłem kluczyk w drzwiach i ruszyłem na poszukiwania chłopaka, próbując nie myśleć o najgorszym.

______________________________________
Dzień dobry
Jak Wam dzionek mija?
Dajcie znać w komentarzach jak Wam się podoba książka.
Zmienić coś w niej, czy niech będzie jak jest.

Selamlar💖

Z innej perspektywy [KxK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz