One shot: Yagura i Kagura - nie te same czasy, nie ta sama osoba.

924 12 2
                                    

~Kagura~
Ciemne, mroczne otoczenie. Poczułem wilgoć z powietrza na swojej skórze. Wzdrygnąłem się, było naprawdę zimno. Ale co ja w ogóle tutaj robię? Jak się tutaj znalazłem?

Przez chwilę próbowałem znaleźć odpowiedzi na te pytania, jednak gdzieś w pobliżu usłyszałem odgłosy walki. Nie mogłem dłużej czekać - jeżeli ktoś potrzebuje pomocy, to jak najszybciej muszę się tam znaleźć.

Odruchowo zacisnąłem lewą dłoń w pięść, czując, że muszę szybko zadziałać i ruszyłem w tamtą stronę.

~》《》《~
Poczułem za sobą obecność jeszcze jednego. To już ostatni.

Uśmiechnąłem się na tę myśl i nie czekając dłużej, ruszyłem do ataku. Biegnąc wykonałem parę szybkich pieczęci i nim przeciwnik zdążył porządnie zamachnąć się mieczem, mocny strumień wody uderzył w jego klatkę piersiową, przez co drzewo musiało przyjąć tego typa na siebie.

Mężczyzna jest - w jego najlepszym wypadku - nieprzytomny i potwornie połamany. I niech się cieszy. Zdrajcy nie dostaną ode mnie litości.

Chcialem podejść do delikwenta, żeby zobaczyć dokładnje czy moja "diagnoza" jest w rzeczywistości prawdziwa, ale... nagle coś mnie tknęło. Zerknąłem szybko do tyłu, jednak było już za późno. Tamten gość jednak nie był ostatni!

Przygotowałem się do częściowego zablokowania ciosu, jednak okazało się to teraz zbędne. Dlaczego? Bo po chwili zobaczyłem walczącego z tym wygnanym shinobi, jakiegoś wysokiego chłopaka. Coś dziwnego mną wstrząsnęła, jakbym miał być dumny z wykonywanych przez niego ruchów.

Najpierw unikał on ciosów lecących w jego stronę. Dziwne, że nie używa miecza, bo chyba ma jakiś przy sobie.

Przechyliłem się na bok, aby zobaczyć czy miałem rację.

W zasadzie jego broń nie okazała mu się potrzebna. Kiedy były jounnin z mojej wioski podniósł do góry ostrą katanę, nieznajomy walczący teoretycznie po mojej stronie, chwycił za jej trzon i skierował ostrzem w stronę zdrajcy. W tej chwili gra była skończona.

Uśmiechnąłem się na myśl, że najstarszego ze zdrajców za łatwi ktoś dużo od niego młodszy. Tak się jednak nie stało. Mężczyzna przyszykował się do wykonania ciosu, ale wypuszczony przeze mnie ostry podmuch wiatru przesunął nim parę metrów po ziemi.

Czas chyba porozmawiać z tym gościem, który w ostateczności to nie załatwił. Mam nadzieję, że nie jest to kolejny zdrajca...

Znaczy... Po prostu z nim porozmawiam.

~Kagura~
Nie miałem pojęcia co zrobić, kiedy mężczyzna pozwolił mi przysunąć do siebie ostrze, samemu szykując cios. To mu się jednak nie udało. Ktoś wcześniej zaatakował go techniką wiatru.

Fūiton: Taosu kaze. Zdziwiłem się słysząc ten głos. Dziwnie mi to przyznać, ale był naprawdę podobny do mojego. Tak mi się zdaje...

Widząc, że pokonany shinobi oddycha, odwróciłem się w stronę tego, kto zadał mu ostatni cios. To co zobaczyłem, a raczej ten, kogo zobaczyłem...

- Masaka - wyszeptałem, ale na szczęście chyba nie na tyle dosłyszalnie, by ten kto podchodził w moją stronę, zdołał wychwycić słowo.

Stałem osłupiały, przyglądając się tylko, jak eee... osoba mniej więcej w moim wieku zmniejszała dzielącą nas odległość. Aż w końcu byliśmy oddaleni od siebie tylko dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Ja i Mizukage, który panował nad Wioską Mgły około połowy wieku temu.

Ja oraz mój... dziadek.

- Witaj. - Patrzyłem na niego cały czas, uważnie. - Jestem...

- M-mizukage-sama... - zdołałem wreszcie wyksztusić z siebie jakieś słowa.

Tak, wiedziałem, że ta sytuacja, to wszystko jest niemożliwe. Ale nawet jeśli to był tylko sen... chciałem zapytać go o tyle rzeczy! Jakim był... Jakim jest człowiekiem? Czy byłby ze mnie dumny ze swojego wnuka wiedząc, że stoi właśnie przed jego twarzą? Czego chciał, do czego dążył?

Dlaczego za czasów jego rządów nasza wioska była znana, jako Krwawa Mgła? Czy tego właśnie chciał...?

- Ty chyba nie jesteś z nimi - stwierdził, przesuwając po mnie wzrokiem.

Watashi wa...

- Hm, teraz już wiem dlaczego tego nie użyłeś - oznajmił, a ja nie wiedziałem o co chodzi. Zrozumiałem dopiero, gdy chwycił za trzon drewnianej repliki miecza, którą często przy sobie nosiłem. - Drewniany? - zapytał, kiedy podrzucił go kilka razy w dłoni. - Ale przynajmniej lekki.

Wyciągnął tą "broń" w moją stronę z zamiarem oddania. I wtedy ujrzałem coś, czego nikt z teraźniejszej Wioski Mgły... po prostu by nie uwierzył.

Mój dziadek stał tu przede mną i... uśmiechał się do mnie.

Ja też nie mogłem w nic z tego wszystkiego uwierzyć, i naprawdę nie dałbym rady, gdyby nie to, co stało się chwilę później.

Pytanie tylko, gdzie się podział ten okrutny Mizukage, o którym mówili wszyscy z Kirigakure w moich czasach? Czy to rzeczywiście mógł być on? Ta sama osoba?

Bo ja widziałem teraz mojego dziadka, tego samego człowieka, który przed chwilą uderzył w przeciwnika, mogącego trafić mnie. Człowieka bez żadnej wątpliwości oddającego w moje ręce moje własne, drewniane ostrze...

Słowniczek:
Masaka - nie ma mowy.
Watashi - ja

No i jak, podobało się? Dzisiaj taki one-shocik (na 700 słów, a miał być przecież krótki), no ale cóż - lepiej dla tych, którzy lubią takie rzeczy czytać.

Chciałam w ten sposób przekazać pewne emocje i spostrzeżenia. Nie wiem czy mi się udało, no ale.

A, no i oczywiście miałam też zadanie od heroesMN , dlatego właśnie powstała ta historia.

Jeżeli macie jakieś zamówienia na krótkie shoty, to dawajcie. (Ja nie żartowałam, one czasami naprawdę będą bardzo krótkie, jeśli oczywiście rzucicie tu jakieś tematy/osoby).

A narazie, to dobranoc!

A no i oczywiście jak się podobało pomysłodawczyni? Tak z czystej grzeczności pytam (ekhemeeeczego??) Nom, a teraz papa!

Naruto preferencje (friends)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz