− Raz jeszcze, dlaczego spałeś na parkowej ławce? − zaśmiał się Michael, kiedy odpalał samochód.
Luke jęknął do siebie, ale zdecydował, że chce, aby przynajmniej ktokolwiek o tym wiedział.
− Poszedłem na imprezę − powiedział obojętnie, delikatnie wzruszając ramionami.
− Ty? Na imprezę? − głos Michaela przepełniony był rozbawieniem. Wyjechał z parkingu przy parku na ulicę.
− Co jest takie śmieszne? − warknął Luke, już czując irytację spowodowaną przez Michaela.
− Nic − przerwał na moment Michael, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa. − Po prostu nie wydajesz się być imprezowym typem, to wszystko.
− Sugerujesz, że nie myślałeś, że pójdę, bo jestem niewidomy? − Luke zaczął się bronić.
− Nie, sugeruję, że nie myślałem, że pójdziesz, ponieważ jesteś sobą − westchnął Michael.
Luke zdecydował nie odpowiadać. Naprawdę nie chciał się teraz kłócić, szczególnie nie z Michaelem.
Oparł tył głowy o podpórkę i wrócił myślami do ostatniej nocy. Wciąż był zasmucony sprawą Caluma i miał zamiar powiedzieć mu co myśli, kiedy wróci do mieszkania. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie, oczywiście. Luke nie mógł się na niego gniewać, nieważne jak bardzo by próbował.
− W porządku? − spytał Michael, przerywając jego myśli.
Luke'owi odpowiedzenie zajęło kilka sekund.
− Tak. Dobrze − wymamrotał, odwracając twarz od Michaela.
Wiedział, że nie brzmiał zbyt przekonująco, ale nie za bardzo się tym przejmował. Wszystko czego chciał, to wrócić do domu i spać.
Michael później już o to nie pytał, czym zaskoczył Luke'a, zważając na to, jak głośny był.
Minęło dwadzieścia minut, a oni wciąż nie dojechali do mieszkania. Dojechanie z parku do mieszkania powinno zająć tylko jakieś pięć minut, więc Luke zaczął się denerwować.
− Dlaczego jeszcze tam nie jesteśmy? − fuknął Luke, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
− Oh, tak. Musimy zrobić krótki postój. To zajmie tylko pięć minut, przysięgam − powiedział Michael, kiedy samochód zaczął się zatrzymywać.
Luke wymamrotał do siebie przekleństwa, ale nawet nie próbował protestować. Po jakiejś minucie, w której samochód stał na włączonym biegu, Luke usłyszał jak tylne drzwi otwierają się i zamykają. Auto wypełniło się zapachem alkoholu i mocnej wody kolońskiej.
− Długi ci to zajęło, cioto − powiedział silny australijski akcent.
− Ciesz się, że podwożę twój żałosny tyłek − wymamrotał Michael.
Samochód znów ruszył, a Luke się nie odzywał.
− Więc, kim jest ten gość, huh? − głos ponownie się odezwał, pukając Luke'a w ramię.
Luke odsunął się niezręcznie, decydując pozwolić Michaelowi mówić za niego.
− To jest niewidomy − powiedział Michael lekceważąco, sprawiając, że Luke przypomniał sobie, iż nigdy nie powiedział mu swojego imienia.
− Luke. Mam na imię Luke − wtrącił.
− Luke, co? Twarde imię dla uroczego gościa − zachichotał chłopak.
Tak, zachichotał.
Luke zdecydował, że nie lubi chichoczącego nieznajomego z ciężkim australijskim akcentem.
Kiedy Michael wjechał na parking przed budynkiem mieszkalnym, Luke nie tracił czasu w wysiadaniu z samochodu. Nie miał pojęcia gdzie do cholery idzie, ale nie obchodziło go to. Po prostu był gotowy, żeby wydostać się z auta.
− Nie potrzebujesz jakiejś pomocy w dojściu do mieszkania? − Michael zawołał do niego przez otwarte okno.
Luke bez słowa machnął na niego ręką.
Kiedy Luke szedł między samochodami, usłyszał śledzące go kroki, zanim poczuł dłoń na plecach. Wiedział kto to, ale zdecydował powstrzymać uśmiech, cisnący mu się na usta.
− To pokój 114 − powiedział do Michaela, który teraz prowadził ich obu.
Gdy szli, Luke chciał być pierwszym, który przerwie ciszę.
− Kim był ten koleś? − spytał.
Michael prychnął, kiedy wzięli zakręt.
− To Ashton. Chłopak siostry. Jest pijakiem, który zdecydowanie nie zasłużył na moją siostrę − sapnął.
Ashton. To brzmiało znajomo.
− Masz siostrę?
Przestali iść.
− Tak. Evelyn − Michael wzruszył ramionami. − Już jesteśmy, swoją drogą.
Luke szybko skinął głową, wyjmując klucze z tylnej kieszeni. Wręczył je Michaelowi, żeby ten mógł otworzyć drzwi.
Cholera.
Evelyn.
Ashton.
Pocałunek.
Chłopak.
Luke usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i otrząsnął się z transu. Wszedł do mieszkania i odwrócił się, by stanąć twarzą do Michaela.
− Dzięki za, uh, podwózkę − uśmiechnął się niezręcznie do chłopaka.
− Nie ma za co. Lepiej wrócę, zanim Ashton odjedzie beze mnie − zaśmiał się cicho.
− Tak. Zrób to − powiedział Luke, zanim zaczął zamykać drzwi.
Kiedy już były prawie zamknięte, Michael położył na nich dłoń, żeby się zatrzymały.
− Hej, niewidomy?
Luke ponownie otworzył drzwi.
− Tak?
− Następnym razem, gdy spytam, czy wszystko w porządku, spodziewam się, że będziesz szczery. − Michael uśmiechnął się, zanim odszedł i zostawił Luke'a w drzwiach.
CZYTASZ
blind ❃ muke
Fanfiction− jestem niewidomy − wymamrotał luke. − miło cię poznać, niewidomy. ja jestem michael. © michaelsvans tłumaczenie: luke-hemings, 2015. edytowane: 19/07/24