- Gotowa? Aportujemy się na 3.
- Wciąż nie jestem przekonana, czy powinniśmy to robić.
- Ty nie musisz, ale ja nie mam wyjścia. - wzruszył ramionami.
- Mógłbyś powiedzieć, że wciąż nie doszedłeś do siebie. - zaproponowała.
- Czy ty jesteś skończoną kretynką? - spojrzał na nią z politowaniem. - Marnujesz mój czas, aportujemy się lub wracaj do zamku.
- Po prostu się martwię. - westchnęła. - Nie zostawię cię samego...
- Tylko nie przyspórz mi więcej kłopotów, bo kolejnej porcji tortur mogę nie przeżyć. - uśmiechnął się kpiąco.
- Dupek z ciebie. - skrzywiła się kwaśno. - Aportujmy się już.
- Jak sobie życzysz. - skłonił się, a następnie chwycił ją pod rękę i aportował się z nią.
Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka, a świat zawirował wokół niej więc zamknęła oczy. Wkrótce poczuła twardą ziemię pod stopami i wypuściła powietrze nawet nie zdając sobie sprawy, że wstrzymała oddech.
- Nie lubię aportacji, zawsze mnie po niej mdli. - jęknęła i oparła się o niego mocniej. Mężczyzna syknął z bólu, a ta odsunęła się od niego patrząc na niego z troską. Przez chwilę zapomniała, że jej ukochany wciąż nie czuje się najlepiej.
- Nic mi nie jest. - warknął zirytowany jej nadmierną troską. Chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.
- Boli cię. - zauważyła, jednak nie odsunęła się od niego. W zamian pocałowała go w policzek.
- Życie boli. - wzruszył ramionami. Pocałował ją mocno i krótko w usta, a następnie chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę rezydencji Lastrange'ów.
- Severusie, Salomeo... - powitał ich uśmiechnięty, pyzaty mężczyzna.
- Rudolfusie. - Mistrz eliksirów skłonił głowę. - Przepraszamy za spóźnienie.
- Nie przejmuj się Severusie, nie spóźniliście się. - uspokoił ich mężczyzna.
Salomea go nie znała, nie było go na spotkaniu we Włoszech, jednak wydawał się jej bardzo miłym i ciepłym człowiekiem. Kolejny raz zaczęła się zastanawiać co sprawiło, że postanowił dołączyć do tego szaleńca. W odpowiedzi posłała mu uśmiech.
- Niemal wszyscy już są - mówił dalej. - Wkrótce powinien pojawić się też nasz Pan. Przyznam, że trochę się denerwuję, bo od dawna nie wyprawiałem przyjęć. Zazwyczaj zajmowali się tym Malfoyowie, ale sam wiesz, że postanowili nas zdradzić... - westchnął cicho i zamilkł na chwilę. - To był prawdziwy cios dla wszystkich, ale dzisiaj świętujemy więc nie wspominajmy ich. - paplał dalej prowadząc ich do sali balowej. Rudowłosa pałała do niego coraz większą sympatią, ale Severus był coraz bardziej zirytowany - nie lubił gaduł. Rudolfus machnięciem różdżki otworzył ciężkie, mahoniowe drzwi. Cała trójka weszła do dużego, wysokiego pomieszczenia, gdzie cicho grała muzyka i było słychać szmery rozmów.
Salomea czuła się nieco samotna, lubiła innych Śmierciożerców, ale to jednak z Malfoyami czuła się najbardziej związana. Brakowało jej ich tutaj... Severus wyczuł jej napięcie i spojrzał na nią z ukosa.
- Weź się garść, nie możesz ciągle milczeć i snuć się za mną. - warknął cicho.
- Postaram się, ale jak ich widzę to rośnie we mnie gniew. - zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. - Skrzywdzili cię tak nieludzko, prawie zabili, a teraz bezwstydnie się do ciebie uśmiechają i prowadzą przyjazne konwersacje. - kontynuowała.
![](https://img.wattpad.com/cover/67346759-288-k328980.jpg)
CZYTASZ
Severus Snape i uroki leczenia
FanfictionSalomea jest stażystką w Hogwarcie. Poznaje Severusa, gdy ten powraca poturbowany z podwieczorku u Czarnego Pana. Coś między nimi iskrzy i buduje się nić porozumienia, ale czy to wystarczy? Czy Severus pozwoli sobie na uczucia i odrobinę szczęścia...