Nie wyszło mi z moim postanowieniem, ale miałam trochę na głowie. Brzmi, jak moja klasyczna wymówka? Cóż, trudno ;) Przerwa i tak jest krótsza niż zwykle więc uznaję to za sukces. Tym razem będzie trochę więcej akcji i już nie będzie tak mdło, jak w poprzednich kilku rozdziałach. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :) Jak zawsze będę wdzięczna za wszelkie komentarze i gwiazdki. Enjoy!
Czas płynie tym szybciej, im lepiej się bawisz. Tak również było w przypadku wakacji. Nieubłaganie zbliżały się do końca. Salomea, jako pracownica szkoły musiała pojawić się na miejscu kilka dni wcześniej. Nawet wolała wrócić wcześniej, bo mogła na spokojnie ponownie wdrożyć się w rytm obowiązków. Poinformowała więc Severusa o swoim powrocie. Spędziła także przyjemny dzień z rodzicami, a wieczorem zaczęła się pakować. Z samego rana miała pociąg do Hogsmeade. Niby mogła się aportować bezpośrednio do Hogwartu, ale lubiła jeździć koleją więc postanowiła wykorzystać okazję.
Rano pożegnała się z rodzicami i apotowała się na stację kolejową. Po zakupie biletu udała się na peron, gdzie musiała poczekać kilka minut na przyjazd pociągu. Usiadła więc na ławeczce i wyciągnęła książkę, którą zamierzała umilić sobie podróż.
- Avada Kedavra! - usłyszała czyjś głos i zielone światło mknące w jej stronę. Zrobiła szybki unik jednocześnie wyciągając różdżkę. Śmiercionośne zaklęcie uderzyło w róg ściany. Ludzie znajdujący się na peronie zaczęli uciekać w popłochu.
- Kim jesteście? - zapytała Salomea mierząc różdżką w napastników.
- Twoimi katami, dziwko! - odparł szyderczy, kobiecy głos.
- Co? Czemu? - zdziwiła się. Nie mogła ich rozpoznać. Nie miała pojęcia o co może chodzić.
- Ted, ta dziwka nie wie kim jesteśmy. - zwróciła się do swojego towarzysza.
- Właśnie widzę Rose. - warknął mężczyzna. - Chyba już nie pamięta naszego brata. - zacmokał bawiąc się nonszalancko różdżką. - Crucio! - krzyknął i czerwone światło popłynęło w stronę przestraszonej stażystki.
- Protego! - odkrzyknęła. Niewidzialna bańka otoczyła jej ciało, dzięki czemu wrogie zaklęcie rozbiło się o nią nie robiąc kobiecie żadnej krzywdy. Serce biło jej jak szalone. Ukradkiem rozglądała się, czy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby jej pomóc lub chociaż wezwać pomoc. Niestety. Peron był pusty... Przeklinała się w duchu za tak niewiele lekcji walki. Zawsze sądziła, że jej obowiązkiem jest ratowanie życia, a nie jego odbieranie więc starała się trzymać z daleka od wszelkich niebezpiecznych sytuacji. Jeśli uda jej się wyjść z tego cało poprosi Severusa o kilka lekcji.
- Pamiętasz Antona Dołhowa? - spytała mężczyzna.
- Zabiłaś go! - wtrąciła się kobieta z dziką furią. - Sectumsempra! - krzyknęła szczerząc opętańczo zęby.
- Protego. - odkrzyknęła lekarka. - Drętwota! - rzuciła zaklęcie, które niebieskim promieniem pomknął w stronę szalonej, niebezpiecznej kobiety.
Rose odbiła je z łatwością i zaśmiała się drwiąco. - Dziecinne zabawy. - skomentowała jej próbę obrony.
- Zgwałcił mnie! - odkrzyknęła Salomea. - Zasłużył na śmierć!
- Łżesz! Nie zrobiłby tego! - odparł z pewnością w głosie Ted.
- Anton był potworem!
- Zamknij pysk, suko! - krzyknęła. - Sectumsempra!
Salomea próbowała odskoczyć, jednak oberwała w lewą rękę. Poczuła przeszywający ból i ciepłą, lepką maź spływającą po skórze. Krzyknęła i zachwiała się niemal upadając.
CZYTASZ
Severus Snape i uroki leczenia
FanfictionSalomea jest stażystką w Hogwarcie. Poznaje Severusa, gdy ten powraca poturbowany z podwieczorku u Czarnego Pana. Coś między nimi iskrzy i buduje się nić porozumienia, ale czy to wystarczy? Czy Severus pozwoli sobie na uczucia i odrobinę szczęścia...