Rozdział 6

2.3K 115 5
                                    

Hermiona prawie podskoczyła kiedy do okna jej mieszkania zapukała kruczo czarna sowa. Puchacz wirginijski stał i patrzył prosto w jej oczy, jakby wyczekując kiedy mu otworzy, by mógł odpocząć po ciężkiej podróży. Dziewczyna pośpiesznie odłożyła tomiszcze na podłogę i podbiegła do okna, od razu je otwierając. 

- Fuku, dawno cię tu nie było - dziewczyna z uśmiechem pogłaskała puchacza po główce, tam, gdzie najbardziej lubił. - Twój pan szybko daje odpowiedzi.

Odwiązała pergamin od nóżki sowy, która zaczęła podgryzać jedną z leżących na parapecie książek. Hermiona natomiast szybko przeleciała kilka nabazgranych pośpiesznie zdań, które dostała w odpowiedzi.

Wybacz San, nie jestem w stanie pomóc ci w tej sytuacji. Nadszedł czas, byś stanęła na przeciwko mnie jako równa z równym. Sama wiesz, że nie jestem już dłużej twoim Mistrzem. 

Twój Yasei 

Hermiona ze złością rzuciła świstek na ziemię. Właściwie mogła się tego spodziewać. Taki właśnie był jej dawny Mistrz. Ciągle nieprzewidywalny i zaskakujący. Zazwyczaj w ten negatywny sposób.

Kiedy zobaczyła go pierwszy raz, myślała, że pomyliła adresy. Ale jak niby można źle trafić do jedynej chatki w lesie, przy której w promieniu stu kilometrów nie było niczego? Drzwi otworzył jej około trzydziestoletni mężczyzna, z włosami związanymi w długą, czarną kitę i niebezpiecznie zwężonymi, prawie tak ciemnymi jak nocne niebo, oczami.

- Czego? - warknął, jednak kiedy zobaczył kto stoi przed nim, wywrócił oczami i wpuścił ją do środka. - Nie wierzę, że to robię - ciągnął. - Mam nadzieję, że masz tyle inteligencji, ile te brytyjskie kozy mi zapewniały. 

Hermiona była na tyle zdziwiona, że nie była w stanie odpowiedzieć na tą jawną zaczepkę. Kiedy wyruszała na swój mistrzowski kurs, wyobrażała sobie dwa lata z jakimś starym czarodziejem, nie zaś wrednego, przemądrzałego i cholernie przystojnego Japończyka. 

- Jak masz na imię? - zapytał, nawet na nią nie patrząc.

- Hermiona - odpowiedziała pospiesznie. 

- Za długie - mruknął. - Będziesz San. 

- Ale... - Hermiona próbowała protestować. - Lubię swoje imię.

- Jest paskudne - odpowiedział, wręczając w jej ręce cały stos, grubych tomów. - Masz to przeczytać. Daję ci miesiąc na nauczenie się płynnie japońskiego, potem weźmiesz się za starojapoński. Dwa lata to definitywnie za mało, żeby zrobić z ciebie ważyciela. 

I tak rozpoczął się najbardziej męczący okres w jej życiu. Yasei, jej Mistrz, po bliższym poznaniu wcale nie pozostawał takim nadętym gburem, za jakiego miała go na początku. Był szarmancki, szanował ją i starał się nauczyć wszystkiego co sam wiedział. Hermiona, w tej chatce gdzieś w dzikiej Japonii, zaznała pełne dwa lata spokoju, bez ciągłego rozmyślania o wojnie.

Szczerze powiedziawszy sama się sobie nie dziwiła, gdy opuszczając tą ostoję, czuła jak jej serce rozpada się na kawałki. W tamtym momencie próbowała sobie wmówić, że te emocje dotyczą tylko zostawiania za sobą tego utęsknionego spokoju. Jej serce natomiast głośno wołało, że chodzi o czarnowłosego mężczyznę, któremu tyle zawdzięczała.

Nawet teraz, gdy zirytowana patrzyła na pergamin, leżący przy jej bosych stopach, nie umiała być na niego zła. Wiedziała, że to, iż nie chce jej pomóc, znaczy jedynie tyle, że uważa ją za równoprawną mistrzynię eliksirów. A przecież, jego uznanie, znaczyło dla niej najwięcej.

Hermiona westchnęła, po czym wróciła do czytanej książki, wcześniej wypuszczając puchacza na zewnątrz. Nie miała czasu, z jego pomocą, czy bez niej - rozpracuje tekst, który powierzył jej Harry.

Zimne jak jego oczy | ✔  Dramione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz