Rozdział 16

2.1K 94 13
                                    

Serdecznie proszę o wasz feedback!


Nie mógł dłużej utrzymać swojej własnej głowy w pionie. Co chwilę opadała mu na prawą stronę, co niemiłosiernie obciążało jego wyrwane z barku ramię. Podnoszenie powiek w górę, okazywało się niebywałym wysiłkiem.

 Ale robił to, patrząc jak klęcząca w rogu pokoju brązowowłosa kobieta, obserwuje go tymi zapłakanymi źrenicami. 

To był trzeci dzień jego przetrzymywania. Kolejne, straszne godziny tortur mijały, ale on prawie nie czuł tego fizycznego bólu. Jego ciało było posadzone na tym okrutnie zimnym, metalowym krześle, ale umysł był gdzieś indziej. Draco czuł jak dryfował pomiędzy czekoladowymi oczami, chwilami spędzonymi z Adharą, szkocką whiskey, pitą z Potterem i ciałem Astorii, którego już nigdy miał nie posmakować. 

No i tymi brązowymi włosami, które teraz tak bardzo chciał oczyścić z brudu. Tymi wielkimi oczami, które chciał uspokoić. Tymi zakrwawionymi ustami, które chciał uciszyć od płaczu. 

Już dawno zabrali mu prawo głosu. Dzięki Merlinowi nie byli aż tak okrutni by odciąć mu język. Zwykłe silentio wystarczyło. To było chyba najgorsze - nie mógł powiedzieć tej przeklętej gryfonce, żeby się trzymała. Żeby przestała płakać, bo przecież on, Draco Malfoy był kiedyś na służbie u Czarnego Pana. Jakiś pierwszy lepszy wampir, nie mógł go złamać. 

To nie do końca była prawda. Voldemort, w swym okrucieństwie, znał wartość swoich poddanych. Wiedział jak ich uszkadzać, by mimo wszystko dalej mogli mu służyć. Teraz, w tym zamkniętym pomieszczeniu, nie był zdolny do użytku. Był tylko ciałem, sponiewieranym w prawie każdy możliwy sposób.

Kły po raz kolejny zatopiły się w jego barku, rozrywając, jeszcze nie zasklepioną się skórę. Draco uniósł wzrok, patrząc jak Hermiona wymiotuje żółcią pod ścianą. Wiedział, że zbliżają się do granicy, w której nie będzie odwrotu. Jej spojrzenie wyrażało czystą litość i chęć pomocy. 

Była za dobra. Draco przeklinał tę cechę na miliony sposobów.

*** 

- Pierdol się Potter - Yasei, złapał poły płaszcza aurora, przyciskając go do chłodnej, kamiennej ściany lochów Hermiony. 

Harry napiął wszystkie mięśnie, ale się nie bronił. Pozwolił by Japończyk wgniatał go w kamień, jednocześnie miażdżąc jego spojrzenie w okowach swoich silnych oczu. 

- Cokolwiek teraz zrobisz nie zmienię zdania. Nie możemy uderzyć, aurorzy nie są na to gotowi, to będzie jak skazanie całego magicznego Londynu na śmierć. 

- A skazanie San na śmierć nie ma znaczenia? - warknął, wzmacniając ucisk.

Harry wbił w niego spojrzenie.

- Myślisz, że jest mi łatwo? - odepchnął czarnowłosego mężczyznę, który z trudem złapał równowagę. - Kurwa przetrzymują moją przyjaciółkę i mojego przyjaciela, a ja nie wiem, czy w jakikolwiek sposób mogę im pomóc. Poza tym stworzyliście prototyp antidotum. Chociaż spróbujmy... 

Yasei odwrócił się tyłem do aurora, biorąc nóż do krojenia składników do ręki. 

- Wynoś się Potter - powiedział, a jego głos był jak sopel lodu.

Harry nie czekał, już po sekundzie metalowe drzwi laboratorium zamknęły się z hukiem. 

*** *** ***

Ridley nie wierzył, że to się udało. Jeszcze kilka minut temu pił eliksir wielosokowy w bocznej alejce Londynu, a teraz wchodził do redakcji Proroka Codziennego jako Mercy McOwn, redaktor naczelną. 

Zimne jak jego oczy | ✔  Dramione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz