Rozdział 12

2.1K 101 18
                                    

Księżyc był całkowicie schowany za chmurami, nie oferując ani krzty światła. Zori jednak tego nie potrzebował. Jego wzrok był przystosowany by widzieć idealnie w ciemności, mógł więc z całą swoją prędkością opuścić dwór.

- Ojcze! - usłyszał spanikowany głos tuż za nim.

Zatrzymał się, a wiatr, który powstał przez jego ruch, podniósł leżące na ścieżce liście i piach.

- Wracaj do dworu - nakazał, widząc swoją córkę, która z przerażeniem wpatrywała się w jego oczy.

- Gdzie idziesz? Sete nakazał ci nieopuszczenie dworu. Ojcze, dobrze wiesz, że twoja magia jest...

- Dość Stea - podniósł głos, a dziewczyna cofnęła się o krok. - Natychmiast wróć do środka. Ta sprawa cię nie dotyczy. 

Po czym odwrócił się i w kilka sekund przekroczył bramę. Nie było już odwrotu. 

Musiał złożyć wizytę Draconowi Malfoyowi. 

***

Dwór nie był tak nieprzyjazny jak za czasów Voldemorta. Astoria, kiedy jeszcze żyła, zarządziła przemalowanie ścian, zmianę umeblowania i oświetlenia. Wszystko to by wpasować się w najnowsze trendy mody i by ich córka mogła dorastać w milszym otoczeniu.

Draconowi to nie przeszkadzało, dał jej wolną rękę. Zależało mu jedynie na dobrze Adhary. Tylko jego córka się liczyła.

Teraz cały ten cholerny wystrój domu jedynie działał mu na nerwy. Mimo jasnych, dużych przestrzeni, które zapraszały swoim komfortem, czuł się tam paskudnie nie na miejscu. 

Głębiej się jednak zastanawiając to przecież nigdy nie miał swojego "miejsca". Zawsze miał wrażenie, że nie pasuje do idealnej układanki, w której się znajdował. W Hogwarcie musiał nosić milion masek prawdziwego ślizgona. W rodzinnym domu udawał, że w pełni akceptuje działania i poglądy ojca. U boku Czarnego Pana grał podległego nastolatka, gotowego zrobić wszystko. No i małżeństwo z Astorią. 

Draco prychnął pod nosem.

To była największa farsa jakiej był częścią. Miała jednak swoje plusy - Adhara, była jedyną prawdziwą i pewną fortecą w jego życiu. Nie do zdobycia.

Draco upił łyk herbaty i odstawił kubek na biurko. Nie było czasu na zatapianie się w myślach. Miał plan kontrataku do wymyślenia.

Jego myśli jednak nie współpracowały tak, jakby tego chciał. Wszystkie leciały ku Harry'emu, którego powoli przerastało przywództwo. No i ku Granger. Paskudnie zarozumiałej i jednocześnie tak kruchej.

Widział jak ciężko było jej stać prosto w obliczu jawnej agresji wroga. Jej oczy coraz częściej uciekały w bok, paznokcie wbijały się aż do krwi we wnętrze dłoni, a na czole pojawiły się nowe, ledwo zauważalne zmarszczki. 

A jednak wciąż stała, lekko się chwiejąc, nie pozwalała sobie upaść. No i był jeszcze ten zarozumiały Japończyk, który ewidentnie rościł sobie prawo do mieszania się w życie brązowookiej. 

Z niewiadomych przyczyn napawało to Dracona irytującą wściekłością. Granger nie potrzebowała teraz kolejnego zawodu.

Malfoy zmarszczył brwi, zdziwiony swoim tokiem myślenia. Co właściwie obchodzi go życie tej upierdliwej wiedźmy. 

Ostatecznie odgonił niepotrzebne myśli, z powrotem sięgając po kubek, kiedy nagle usłyszał tępy dźwięk dzwonka, obwieszczający, że ktoś przybył do dworu. W tym samym momencie przy jego biurku pojawiła się Czpiotka, skrzat domowy, który kiedyś służył jego matce.

Zimne jak jego oczy | ✔  Dramione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz