Rozdział 10

2.3K 96 19
                                    

Gdy zwoływał swoich ludzi do dworu, czuł się niemal jak Voldemort za czasów swojej świetności. Wiele ich jednak różniło; wiek, doświadczenie, wierność ludzi i to co nimi kierowało. 

Wiedział, że dla niektórych jego cele mogą być tak samo niedorzeczne i brutalne jak pragnienia Czarnego Pana. Co więcej, sam dostrzegał wiele podobieństw. Nie sprawiało to jednak, że czuł wyrzuty sumienia, ani co gorsza, chęć zaprzestania działań. 

Otóż odwrotnie. Doszukiwał się w tym większej motywacji i samozaparcia. Chciał udowodnić sobie i swoim ludziom, że jest w stanie zrobić więcej niż jakiś tam czarnoksiężnik półkrwi. Nie były to tylko czcze słowa. Już od dziś jego wielki plan miał wejść w życie.

Ahh... Jak długo czekał na ten moment.

W pomieszczeniu zaczęli pojawiać się jego podwładni. Jeden za drugi skinali głowy na jego widok, a on z takim samym zapałem im odpowiadał. Zawsze był z nic dumny, a teraz to uczucie miało jeszcze bardziej nabrać znaczenia.

- Bracia! - zabrał głos, gdy wszyscy przedstawiciele posłuszny g mu rodów, siedzieli już na swoich miejscach. - Nadszedł dzień, w którym nasze zamierzenia i długoletnie plany w pełni wejdą w życie.

Zdziwienie i nadzieja w oczach ludzi siedzących przed nim, były jak powiew długo oczekiwanej wiosny.

- Mimo że nastało kilka niedogodności rozpoczniemy nasz atak. Wszystko ma przebiec tak, jak ustalaliśmy to dotychczas. Wiecie co robić, prawda? 

Skinięcia głów i przebłyski upiornych uśmiechów, potwierdziły jego przypuszczenia.

- Jakie niedogodności, jeśli ośmielę się zapytać? - dobiegł go głos z prawej strony okrągłego stołu, przy którym siedzieli.

Jego wzrok natychmiast powędrował w stronę srebrnowłosego mężczyzny. Jego wygląd definitywnie wskazywał na to, iż był najstarszy. Nic bardziej mylnego, był jednym z młodszych zgromadzonych, co ewidentnie przejawiało się w jego braku doświadczenia i obycia. 

- Crispino - zaczął spokojnie, posyłając mężczyźnie lekki uśmiech. - Byliśmy przygotowani na to, że pewne osoby nie do końca będą współpracować. Jeśli chcesz jednak wiedzieć, jeden z naszych pionków złamał tępiące jego umysł zaklęcie. 

Po sali rozniosła się niespokojna fala szeptów. 

- Nie mamy się czym martwić - dodał, chcąc uspokoić zebranych. - Wszystko jest pod kontrolą. A teraz lećcie w świat, moi drodzy. Zbierajcie swoje rody i razem z nimi wprowadzajcie nasz plan w życie. Dziś nastał dzień, w którym w końcu nas docenią! 

Kiedy wszyscy błyskawicznie opuścili pomieszczenie, mężczyzna delikatnie opadł na fotel i upił łyk czerwonej cieczy. 

Ostry smak rozlał się w jego ustach, a on pozwolił sobie na małe westchnienie. Od tej godziny rozpocznie się nowa era. 

Era wiecznej magii.

* * *

Harry nienawidził swoich przeczuć. Nie dlatego, że były nieprzydatne, czy psuły mu humor. Powód był o wiele gorszy.

Sprawdzały się. 

Więc kiedy obudził się rano z bólem głowy i kłębiącą się z tyłu umysłu myślą, że stanie się coś złego, jedynym jego pragnieniem było zostanie w łóżku.

Jęcząc przeciągle zwlekł się z wielkiego dwuosobowego łóżka, szybko zerkając na połowę, na której powinna spać Ginny. Coś zakuło go w sercu, ale z całych sił starał się zignorować te niemiłe uczucie. Nic nie da rozpacz, musiał być silny. Dla niej.

Zimne jak jego oczy | ✔  Dramione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz