Rozdział 17

2K 89 18
                                    

Ridley biegł. 

Strach przejął nad nim kontrolę, a papiery, które trzymał w lewej dłoni, ciążyły mu niemiłosiernie. Najpierw w wielkim pośpiechu opuścił redakcję Proroka Naczelnego, by potem w ukryciu londyńskich uliczek prędko przemieszczać się w stronę Ministerstwa. Magiczna część Londynu przypominała czasy wojny. Czarodzieje przemieszczali się szybko, z kapturami naciągniętymi na twarze i różdżkami przygotowanymi w pogotowiu. 

Strach, który czuć było w powietrzu, zabierał całe piękno tego miasta. Ridley jednak nie miał czasu na przemyślenia. Musiał jak najszybciej znaleźć się w biurze aurorów, mając nadzieję, że w ogóle istnieje szansa, żeby się tam dostać. 

Wampiry nie próżnowały, sprawiając, że cały Londyn opustoszał. Kto wie, co działo się aktualnie w samym epicentrum podejmowanych decyzji. 

W końcu stanął przecznicę przed ministerstwem, wychylając się lekko za obskurnej ściany. Szereg aurorów ze znudzeniem pilnował wejścia do gmachu. 

Jeden głęboki wdech, po którym chłopak schował różdżkę głęboko do kieszeni i wyszedł z podniesionymi rękoma w stronę wejścia do budynku. 

Aurorzy zareagowali momentalnie, wyciągając w jego kierunku podniesione różdżki i formując szyk bojowo-defensywny. 

- Nie atakować! - krzyknął Ridley, dziwiąc się jakim prawem jego głos nawet na chwilkę się nie załamał. - Przynoszę informacje. 

Auror stojący z przodu prychnął, podciągając rękę z różdżką jeszcze wyżej. 

- Jesteś nienormalny, dzieciaku? - warknął do niego, robiąc krok w przód. - Zwiewaj stąd, póki jeszcze chodzisz na własnych nogach. 

Ridley nie cofnął się, unosząc brodę pewnie do przodu. 

- Przynoszę informacje dla Harry'ego Pottera - oznajmił, patrząc mężczyźnie w oczy. - To może zmienić bieg tych wydarzeń, więc proszę mi uwierzyć, nie chce pan mieć potem problemów, kiedy pański przełożony dowie się, że nie wpuściliście jego szpiega do budynku.

Cholera blefował. Sam nie wiedział skąd pomysł bycia szpiegiem znalazł się w jego umyśle. Chyba po prostu łapał się ostatniej deski ratunku. 

Auror zaśmiał się jedynie, a stojący za nim oddział ewidentnie podzielał jego rozbawienie. Ridley czuł, że nikt nie traktuje go poważnie. 

- Zwiewaj stąd młody - zakomendował mężczyzna. - To nie są czasy na zabawy, a nie chcesz chyba, żeby któryś z nas eskortował cię do domu.

- Błagam, musi pan... - zaczął Ridley, ale nie dane mu było skończyć.

Wszystko zdarzyło się nagle. Gdzieś za nimi rozległ się huk wybuchu, a następująca po nim fala uderzeniowa zmiotła chłopaka z pionu. Ridley brutalnie upadł na ziemię, czując jak skóra z jego policzka bezlitośnie się zdziera.

Jęknął, słysząc jedynie głuchy dźwięk pustki w uszach. Pył unoszący się w powietrzu uniemożliwiał mu prawidłowe widzenie, a pulsujący ból głowy, zabierał racjonalność myślenia. 

Jedyne czego był pewien, to to, że w jego dłoni nadal są ściśnięte te cholerne papiery.

Poczuł jak ktoś unosi go z ziemi i przerzuca przez swoje ramię. Potem nie czuł już nic. 

*** *** ***

Harry ze zmartwieniem przyglądał się jak ciecz w jego szklance niebezpiecznie drga. Huk, który usłyszał sekundę wcześniej nie był przypadkiem. Wampiry zaatakowały ministerstwo. 

Zimne jak jego oczy | ✔  Dramione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz