-Też nie wiedziałem, gdy się poznaliśmy. Dopiero Ethan...odnalazł wszystko, co by to potwierdzało.-jego oczy błyszczały na ten śliczny morski kolor.
-Olaf...przepraszam, że nie wiedziałem.-przytuliłem go mocno.
-Spokojnie, nie byłem sam.-oderwał się ode mnie i spojrzał na zebranych w pokoju.
-Alex rozumiem, odnalazłeś brata...ale nie mamy czasu.-wtrącił się Harry.
-To znaczy?-zmarszczyłem brwi.
-Morela nie mogą trzymać w zwykłym więzieniu. Rany, jakie mu zadałeś, goją się bardzo szybko.-spojrzał na chłopaka w białych włosach.
-Czy eskortujesz go razem z nami do mojego ojca?-zapytał nie pewnie niebieskooki.
-Jasne. Pomogę, jak tylko będę mógł.-powiedziałem prędko.
-Pamiętaj, że jak mnie odnajdą, zaufanie zniknie, pewność co do twojej czystości zniknie. Ty znikniesz.-znów szept Zurtura w mojej głowie.
-Wyruszacie od razu, jak dostarczą nam go.-oznajmił Harry i zniknął za drzwiami swojego gabinetu.
-Alex chcesz iść z nami na patrol?-zapytał Olaf.-Wiem, to dziwnie brzmi, ale nie uwierzysz. Samuel postanowił zabrać mnie na mój pierwszy patrol.-klasnął w dłonie. Widziałem prawdziwe szczęście na jego twarzy. Takie samo jak na zdjęciu mojej matki, które miałem w komórce.
-Wiesz, może idź z nim i słuchaj go przykładnie, a ja odpocznę.-zacisnąłem usta w cienką linie, wyginając je w uśmiechu. Młodszy chłopak uśmiechnął się i przytulił mnie, a następnie wyszedł wraz z Samuelem.
-Potrzebuję coś zjeść.-nieludzki głos rozrywał mi czaszkę.-Coś krwistego, coś ludzkiego.-słyszałem, jak jego obślizgły język ociera się o zęby.
-Alexander.-ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłem się gwałtownie.-Łoł, wybacz, że cię wystraszyłem.-Oliver zrobił duże oczy i zaśmiał się, ukazując słodkie dołeczki.
-Jest dobrze.-szepnąłem nieobecny.
-On mnie rani każ mu odejść.-jego głos ciągle obijał się o moją czaszkę.
-Chcesz odpocząć, czy może poćwiczyć...słyszałem, że to drugie odpręża.-uśmiechnął się i wyminął, idąc w stronę drzwi. Zmierzyłem go wzrokiem, czując narastające podniecenie jego osobą.
-Alex.-Samanta podeszła do mnie.
-Tak?-oderwałem wzrok od blondyna.
-Jesteś już jednym z nas, nic ci nie grozi...-urwała nagle.
-Do czego dążysz?-zmarszczyłem brwi.
-Widzę, jak na niego patrzysz i jak on patrzy na ciebie. Jesteś jedną z niewielu osób, przy których naprawdę widać radość na jego twarzy.-położyła mi dłoń a barku.-Mówiąc w skrócie. Nie spieprz tego.-zaśmiała się.
-Dlaczego mi to mówisz?-zapytałem, gdy miała już odejść.
-Bo znam się na ludziach. To, że jesteś wysoki, dobrze zbudowany, masz kruczoczarne włosy i ciemne oczy nie będzie oznaczało, że jesteś na tyle odważny, żeby pokazać, co czujesz.-nie dała mi odpowiedzieć, tylko odeszła posyłając mi na odchodne ten ciepły wyrozumiały uśmiech.
-Ma rację. Boisz się uczuć i tego, kim jesteś. Boisz się przyznać, że kręci cię ta sama płeć.-nadal jego głos męczył mnie od środka.-Ha! Nawet przed samym sobą boisz się przyznać.-wyśmiewał mnie.
-Dosyć!-zacisnąłem dłonie w pięści. Wtedy zobaczyłem Iris jak stoi w drzwiach.
-Alex czy wszy...-wyszedłem prędko z domu, nie dając jej dokończyć. Wszedłem do hali. Oliver uderzał w worek treningowy, nawet nie słysząc, jak się do niego zbliżam. Nagle przestał i oparł się o niego czołem, dysząc głośno, pociągnął nosem, jak by płakał.
-Oliver...?-spojrzał na mnie przestraszony i starł dłonią łzy.-Co się stało?-podszedłem do niego i pogładziłem go po policzku.
-Nie jestem taki ja wy.-odsunął się i usiadł na skrzyni z bronią.
-Co chcesz przez to powiedzieć?-zaciekawiłem się i usiadłem obok niego.
-Ethan się jeszcze nie wygadał, czując we mnie rywala?-prychnął, a kolejne parę łez spłynęło na jego policzki.
-Nie...-zastanowiłem się chwilę.-Choć wspomniał coś...że nigdy nie wspomniałeś o swoim znaku.-odsłonił swój obojczyk, a tam pokazał się tatuaż. Misereatur.
-Co on znaczy?-zapytał retorycznie.-Łaskawy.-zacisnął usta w cienką linię.-Jestem łaskawy. Nie mam żadnej mocy.-westchnął, a jego oddech drżał.
-Spokojnie. Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.-pogładziłem go po ramieniu.
-Chcę. Czuję wieź z tobą. Jeszcze o tym nie wiesz, ale moje ciało wybrało cię.-położył dłoń na swoim podbrzuszu. Jednak widząc, moją niezaskoczoną minę prychnął, uśmiechając się z kpiną.-Ethan jak zawsze zazdrosny, ale za to tak oddany i przyjacielski, że nie potrafię mu nie przebaczyć.-zaśmiał się gorzko.
-Nie przykładałem do tego uwagi. Czekałem, aż sam mi to powiesz.-mówiłem powoli i spokojnie.
-Dziękuję.-spojrzał na mnie i uśmiechnął się przez łzy.-Co do mojego znaku...nie ma żadnej mocy. Może ten, co mi go wyrył w skórze, chciał mnie ukarać, czy coś w tym stylu.-wzruszył ramionami. Słuchałem go w ciszy, dając mu tym do zrozumienia, że go nie oceniam.-W domu wiedzą wszyscy, jednak nikt nie odważył się zapytać o szczegóły. Teraz pojawiłeś się ty. Coś ciągnie mnie do ciebie jak magnez. Przez to pół roku, widziałem cię w moich snach, jak siedzisz w tej celi i czekasz na odpowiedni moment.-złapał mnie za dłoń.-Pragnąłem ci wszystko wtedy powiedzieć, opowiedzieć coś, co zna tylko Ethan i Harry. Szczegóły.-spojrzał mi w oczy.-Gdy miałem szesnaście lat...zdobyłem ten tatuaż. Nie chciałem tego, nie miałem wyboru. Widziałem, jak cierpi, czułem jej ból...-ścisnął moją dłoń.-Ja zabiłem moją matkę.-zaszlochał. Otworzyłem usta, żeby coś z siebie wykrztusić, ale nie wiedziałem co.-To musisz o mnie wiedzieć, zanim ten znak zacznie świrować, bo ponoć jeszcze nie jest w pełni aktywny.-zszedł ze skrzyni i wziął w dłoń swój miecz.
-Nie przeszkadza mi to.-szepnąłem, a on spojrzał na mnie zaskoczony przez ramię.
-Nawet nie zapytałeś dlaczego?-zmarszczył brwi.
-Nie obchodzi mnie to. Widzę, jaki jesteś i nie zamierzam cię oceniać po przeszłości.-podszedłem do niego.
-Cierpiała na nieuleczalną chorobę. Bardzo cierpiała, jak tylko z litości ją zabiłem...tym.-uniósł w górę ostrze, które trzymał w rękach.
-Morderca zasługuje na śmierć.-szept Zurtura znów przeszył moją czaszkę. Wziąłem głęboki oddech i uśmiechnąłem się do blondyna.
-Zrobiłeś to, co było słuszne.-wyszeptałem, czując, jak demon hamuje moje słowa.
-Czułem, że jesteś inny, że rozumiesz.-jego oczy błyszczały na złoto.
-Mój znak tez nie jest z przyczyn naturalnych.-dodałem na pocieszenie.
-Ale wszystko już jest w porządku.-znów ścisk mięśni przez demona zgiął mnie w pół.
-Chodźmy na polowanie, inaczej pożrę tego słodkiego blondyna.-wycharczał.
Hej witajcie!
Dajcie znać w komentarzu co sądzicie o dzisiejszym rozdziale
Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę
CZYTASZ
Immunda
Teen Fiction-Alexander Qerech, tak się nazywam, jednak nie wiem, jak nazywa się osoba, którą widuję każdego dnia w lustrze...- Nikt nie jest gotowy na śmierć bliskich, a on musiał stawić temu czoło. Temu i ogromowi nowych nieznanych mu rzeczy. Jak sobie poradzi...