Z każdej strony otoczoną wysokimi i grubymi drzewami. Zacząłem się rozglądać.-Dlaczego tutaj?-spytałem, a on pojawił się przede mną. Wyglądał bardziej ludzko, od pasu wzdłuż stał o własnych siłach na ziemi, jednak jego tułów był nadal pokryty cienką czarną skórą.
-Nie miałbyś jak się pojawić na tej ceremonii, gdybyś zniknął.-zobaczyłem mężczyznę trzymającego dziwy wazon w dłoniach. Ruszyłem w jego kierunku, Zurtur zniknął.
Gdy byłem parę kroków od niego, poznałem go.
-Co ty tu robisz?!-w mojej dłoni pojawił się nóż.
-Synku spokojnie.-powiedział prędko. Wyglądał jak mój ojciec ten, którego dobrze znałem za czasów dzieciaka. W dłoniach trzymał prochy mojej matki.
-Jak śmiesz trzymać jej...-wtrącił mi się.
-Kochałem ją nad życie, dla niej i ciebie poświęciłem moje życie na pastwę bólu i demonów.-moje emocje opadły po jego słowach.
-Zamordowałeś ją.-szepnąłem.
-Już wtedy nie byłem sobą. Sam dobrze znasz to uczucie.-poczułem, jak mięknę, kolana mi się uginają, a łzy mimowolnie spływają na rumiane od emocji policzki.
-Nie walczyłeś z nim...dlaczego tego dla nas nie zrobiłeś?-głos mi drżał.
-Tak jak ty czułem się z nim dobrze, gdy całkiem nie zawładnął moje ciało.-rozluźnił pięść, a z niej uleciał szary proch przy delikatnym podmuchu wiatru.-Z prochu jesteś i w proch się obrócisz.-wyszeptał, a w świetle zachodzącego słońca dostrzegłem błyszczące łzy na jego twarzy. Jednak gdy lepiej się przyjrzałem, dostrzegłem, że jego cała skóra jakoś dziwnie połyskuje.
-Czy ty...?-on skinął głową i uśmiechnął się do mnie ciepło.
-Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, jesteś moim synem, moim dzieckiem, które powinienem chronić do końca. Teraz jedynie mogę cię przeprosić i liczyć na to, że kiedyś mi wybaczysz synku.-wyszeptał, a po tych słowach jego ciało zaczęło się rozsypywać, stając się prochem, upuścił urnę, a ja w ostatniej chwili zdołałem ją złapać, jednak stracenie z oczu ojca na chwilę sprawiło, że gdy ponownie na niego spojrzałem, widziałem ostatni błysk światła w jego czach, gdy całkiem zamienił się w proch, który wpadł do urny, mieszając się z prochem mojej matki, jak i odlatując wraz z drobinkami mojej rodzicielki.
Załkałem głośno, upadając na kolana przy urnie. Dotarło do mnie, że zostałem sam z masą problemów i nikt mi w tym nie pomoże.
-To twoja wina...-wykasłałem, dusząc się własnymi łzami.-Twoja jebana wina!-w mojej dłoni pojawił się nóż, przyłożyłem go do nadgarstka i w biłem go głęboko.
-NIE!-wrzask Zurtura rozdarł mi czaszkę od środka, upadłem na plecy, a ostrze wypadło mi z rąk. Słyszałem dźwięczenie w uszach i pociemniało mi w oczach.-Jesteśmy sobie potrzebni, pamiętasz? Jeśli ja nie żyję to ty też, a jeśli ty nie żyjesz to ja też. Musimy o sobie dbać. Pamiętasz?-mówił szybko i panicznie.
-Zaprowadź mnie do domu Williama.-rozkazałem, czując, jak się duszę.-Teraz!-Zurtur posłusznie wykonał moje polecenie. Chwiejnym krokiem podszedłem od dużej bramy i zapukałem w nią mocno.
-Do kogo?-jeden z ochroniarzy wyjrzał przed drzwi.
-Do Williama.-wykasłałem, z mojej ręki kapała czarna krew, a oczy pociemniały.
-To demon!-w dłoni nieznajomego mi mężczyzny pojawił się miecz. Cofnąłem się, jednak byłem już zbyt osłabiony. Zurtur zaczął gwałtownie przejmować kontrolę nad moim ciałem, a wewnętrzna walka z nim sprawiał, że moje ciało osłabło. Mężczyzna wziął zamach, by wbić we mnie swoje ostrze, już widziałem oczami wyobraźni, jak wbija mi je w gardło.
Tuż przed moją twarz brzdęk metalu obił się o moje uszy, dwa sztylety odparły ciężki miecz. Oliver stanął przede mną.
-Nie wolno wam go zabić. William chce go żywego.-powiedział ostro. Wtedy z budynku wybiegła reszta. Ethan złapał mnie w ramiona i wniósł do środka.
Położyli mnie na łóżku w pokoju, w którym nigdy nie byłem.
-Alexander.-William stanął nad moim łóżkiem.-Postaramy się ci pomóc.-pogładził mnie po czole.-Twoja matka nie chcę się z tobą widzieć. Nie teraz.-po tych słowach straciłem przytomność.
Obudziłem się przez mocne światło bijące prosto w moją twarz. Otworzyłem oczy, jednak tego pożałowałem, gdy zostały porażone jasnym światłem i zamknąłem je ponownie szybko, jęcząc cicho. Usiadłem, czując już siłę w mięśniach, powoli znów otworzyłem oczy, tym razem byłem już w cieniu. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że jestem w celi. Podobnej do tej w siedzibie Morela, a światło które mnie obudziło, przedostawało się przez małe okienko przy suficie. Podszedłem do solidnych żelaznych drzwi i uderzyłem w nie pięścią.
-Halo wypuście mnie!-krzyknąłem, czując chrypę w głosie. Po tych słowach poczułem pieczenie stup, tak jak bym stanął na szkle. Syknąłem z bólu i usiadłem ponownie na twardym łóżku, na którym się obudziłem. Zdjąłem prędko but i spojrzałem na swoją stopę, ta jednak wyglądała normalnie i nie miała, rzedniej rany.
Zgrzyt zamka sprawił, że momentalnie zapomniałem o bólu stup i spojrzałem w kierunku drzwi. Za nich wyszedł Oliver, gdy mnie zobaczył, prędko do mnie podszedł i usiadł obok, przytulając.
-Tak bardzo się bałem.-wszeptał i cały drżał.
-Spokojnie Oli wszystko ze mną dobrze.-pogładziłem do po plecach.-Czemu mnie tu zamknęliście?-zapytałem, odsuwając jego wątłe ciało od swojego.
-Nie udało się...-szepnął.-On nadal jest w tobie, nie możemy się go pozbyć.-spojrzał mi smutno w oczy.
-Nie mów tylko, że muszę tu zostać. Nie wytrzymam znów w celi.-powiedziałem szybko.
-Wiem Alex, wiem, ale nie mamy wyjścia. William nie pozwoli ci nikogo już skrzywdzić.-złapał mnie za dłoń, ale ja w emocjach odtrąciłem ją. Zacisnąłem dłonie w pięści, czując jak Zurtur budzi się do życia.
-Sami sobie zrobimy wyjście.-warknął w mojej głowie. Jednak Oliver ujął moją twarz w dłonie i patrząc mi prosto w oczy, pocałował mnie delikatnie.
-Nie daj mu zwyciężyć. Walcz z nim, nie jesteś taki, nie potrzebujesz go.-szeptał, uspokajając mnie, a demon odpuścił. Znów zyskałem kontrolę, choć czułem w tym podstęp.
Szybko przekonałem się, co nim było. Zurtur zawładnął częścią moich emocji i ciałem. Tak że wziąłem blondyna na kolana i zacząłem zachłannie całować po szyi. Zwiększył moje podniecenie, a gdy Oliver zaczął odwzajemniać moje pocałunki, on zniknął, zostawiając mnie w takiej sytuacji. Jak by dał mi prywatność.
Położyłem się na plechach, a Oliver wszedł na mnie, zdarł ze mnie z koszulkę i widząc moje ciało, zagryzł wargę i zaczął całować moją klatkę piersiową.
Zobaczyłem jak, kamera, która była w rogu, wygina się i pęka, drzwi zatrzaskują się i zostaliśmy odcięci od wszystkiego. Zurtur zadbał o tę chwilę, jak by chciał mnie przekonać do tego, że z nim jest mi dobrze i da mi wszystko, czego będę pragnął.
Chciałem wykorzystać sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, wsunąłem dłonie pod koszulkę blondyna i zwinnie ją z niego zdjąłem. Przesunąłem dłonią po jego dosyć wyrzeźbionym brzuchu.
-Jesteś piękny.-szepnąłem i podniosłem się, by go pocałować, chłopa oddawał każdy pocałunek. Po chwili zsunąłem dłonie na jego pasek od spodni i szybko je rozpoiłem. Chłopak zszedł ze mnie i zdjął je do końca, zostając w bokserkach, nie pozwoliłem mu usiać i również wstałem, zdjąłem swój dres i wbiłem się w usta chłopaka. Cały czas go całując, złapałem za gumkę, jego bokserek i powoli je zsunąłem z niego. Chłopak nie pozostał mi długo dłużni i po chwili obaj byliśmy całkowicie nadzy. Wróciliśmy na łóżko, ciągle się całując.
-Chcę cię.-szepnął w moje usta blondyn. Ucichnąłem się i delikatnie złapałem w dłoń jego penisa, on sapnął cicho, a ja zacząłem powoli poruszać dłonią. Chłopak zaczął całować i gryźć moją szyję wijąc się przy moim dotyku.
Przyśpieszałem i zwalniałem swoje ruchy, tak by dać mu, jak najwięcej przyjemności. Chłopak nie chciałbym, ja nie skorzystał i po chwili zszedł ze mnie i położył się obok, biorąc w dłoń mojego członka i zaczął wykonywać podobne ruchy do moich.
Po chwili zabawy nawzajem spojrzałem mu w oczy i pocałowałem długo i namiętnie w usta.
-Mmm Oli czy możemy przejść na wyższy etap?-wysapałem.
-Czytasz mi w myślach.-zachichotał i wszedł ponownie na mnie i sięgnął jeszcze do swoich spodni, z których wyciągnął prezerwatywę. Założył ją na mojego członka i zaczął, naprowadzając dłonią wsadzać go w siebie. Jęczał cicho, gdy wszedł cały, a ja zacząłem się poruszać w nim. Z chwili na chwile przyśpieszając, blondyn opadł na mnie, wtulając się we mnie i sapiąc głośno. Jednak gdy czułem, że zaczyna być bliki spełnienia, zwolniłem swoje ruchy.
-Nie zwalniaj, proszę.-zajęczał, całując moją szczękę. Wykonałem jego prośbę, sam czując, że za niedługo dojdę.
Tak jak myślałem, po kilkunastu następnych szybkich i głębokich ruchach jęknąłem głośno i doszedłem w prezerwatywę, po tym Oliver wtulił się we mnie mocno i doszedł na nasze brzuchy.
Był taki niewinny i bezbronny w tamtej chwili, po chwili oderwał się ode mnie i pocałował długo w usta.
Nie wiem, kiedy usnąłem, ale gdy się obudziłem byłem sam w łóżku. Ubrałem się, ale gdy miałem już uderzyć w drzwi te się otworzyły, a za nimi stał William.
-Witaj Alex.-uśmiechnął się blado.
-Możesz mnie wypuścić? Nie godzę się na takie więzienie, już lepiej od razu mnie zabij.-warknąłem.
-Rozmawiałem z Oliverem...-urwał na chwilę. Zamarłem, czyżby znowu był pod czyimś wpływem?!-Przyznał się, że wbrew zakazom przyszedł do ciebie, jednak nic tego nie zarejestrowało. Twój demon rozwinął się na tyle mocno, że jest już ponad nasze systemy, a do tego ty tracisz siły.-prychnąłem, krzyżując dłonie na piersi.
-Mój własny ojciec go we mnie wszczepił, on mnie nie opętał czy coś z tych rzeczy. Teraz gdy widzicie, że to was przerasta, zamiast mnie, po prostu zabić to mnie więzicie, by wydarzyło się coś gorszego, nawet, wtedy gdy zauważyliście, że jestem ponad wasze siły...to znaczy on jest.-mieszałem już siew swojej wypowiedzi.
-Zrobilibyśmy to gdyby nie Oliver.-zmarszczyłem brwi.
-A to od kiedy tak wysoko postawionego człowieka obchodzą zwykli Naznaczeni i to nie z najwyższego domu?-czułem, jak chamskość przesyca mnie całego, a je nie umiem jej pohamować.
-Masz rację, pewnie by tak było, gdyby nie jego dar.-otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co.-Dzisiaj w nocy, dostałeś ataku, zaatakowałeś Olivera, jednak jego znak go obronił.-przeraziłem się.
-Ale nic mu nie jest?-zapytałem szybko.
-Wszystko z nim w porządku nawet go nie drasnąłeś.-uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
-Jego znak nie oznaczał żadnej obrony, a raczej skazę za to, co zrobił matce.-starałem się to rozgryźć.
-Nie ten znak, a ten który się pojawił, gdy pierwszy raz dotknął twojej skóry. Już wtedy miałeś w sobie demona zrodzonego w nowy sposób. Jeśli nam się uda...może się go pozbędziemy.-poczułem, jak zaczyna się we mnie szamotać. Wtedy William wyjął z kieszeni strzykawkę i wbił mi ją głęboko w szyję. Jęknąłem żałośnie i opadłem bezsilnie na podłogę.-Żywiciel jet unieruchomiony, wiec i pasożyt nie może się ruszyć.-
Przenieśli mnie do jakiejś wielkiej sali. Oliver i reszta już tam czekali.
-Alexander!-Ethan przepchał się przez straże i szybko znalazł się przy mnie, złapał mnie za dłoń.-Cokolwiek się stanie, ja będę przy tobie, rozumiesz.-patrzył mi prosto w oczy.-Jesteś moim najlepszym przyjacielem.-załkał. Reszta do nas podeszła, a mnie posadzili na dużym fotelu.
-Alexandrze Qerech ten eksperyment wykonujemy pierwszy raz. Jest bardzo wysokie ryzyko. Jednak Zurtur nie daje nam wyboru. Napadł część władzy tej nocy. Musi zostać zgładzony.-powiedział oficjalnie William. Wtedy zobaczyłem za ich plecami Morela.
-A ten, czego tu?-zapytałem zły. Wtedy on przemienił się w mojego ojca.
-Chciał być przy tym. To była jego ostania wola przed skazaniem na wieczną tułacze w ciemności.-gdy wyglądał, jak mój ojciec poczułem, że gdzieś w środku on tam cały czas był, a teraz na moment przejął kontrolę i patrzył na mnie tym rodzicielskim wzrokiem. Widziałem ten prawdziwy ból.
-Dziecko nigdy nie powinno zginąć przed rodzicem.-odczytałem z ruchu jego ust. Poczułem ścisk w sercu i łzy spłynęły mi po policzkach.
-Alex będzie dobrze.-Samuel pierwszy raz pozytywnie spojrzała mnie. Był nadal blady i osłabiony.
-Alex, dlaczego akurat teraz?-Olaf patrzył na mnie z bólem, jego morskie oczy pokryły słone łzy.-Gdy cię odzyskałem i gdy dostałem prawdziwą moc, muszę jej użyć przeciwko tobie.-zmarszczyłem brwi na jego słowa.
-Olaf potrafi zmienić znak Naznaczonego, potrafi tym zabić, jak i dać drugą szansę tak jak stało się to z Samuelem.-wyjaśnił Harry.-Wiesz...gdybym był pewny wcześniej...nie dopuściłbym do tego. Chronilibyśmy cię, znaleźlibyśmy inny sposób, postawiłbym się najwyższemu domowi.-uśmiechnąłem się blado.
-Ja bym łagodziła każdy ból i ranę. Nie pozwalibyśmy, by nad tobą zawładnął...-urwała Iris.
-Ale teraz już jest za późno.-szepnął Oliver z bólem. Przybliżył się do mnie i złożył delikatny, ale pełen pasji pocałunek na moich ustach. Wiedziałem, że to jest pożegnanie.
Poczułem jak Zurtur odzyskuje siły.
-Zaczynajcie.-szepnąłem i spojrzałem na każdego z osobna. Oni cofnęli się, Olaf złapał mnie za dłoń i poczułem pieczenie od mocnego ściśnięcia mojego przedramienia.
Oliver wziął w dłoń mały przedmiot. Jak by pieczątkę z wyrytym na niej znakiem, była to kropla. Skupił się, a ona zaczęła świecić na złoto, spod jego koszulki również wydostawało się światło jego drugiego znaku.
-Światło rozproszy mrok...-wyszeptał i spojrzał mi w oczy. Widziałem złoto w jego oczach. Zbliżył się do mnie i gdy już miał przyłożyć mi pieczęć do piersi, zgiął się w pół. Jego pierwszy znak zaczął krwawić, jednak zacisnął mocno szczękę i wyprostował się. Jego koszulka zaczęła nasiąkać szkarłatną czerwienią.
Nie mogłem się odezwać, moc Olafa osłabiła mnie całkowicie, a ogień czułem w moich żyłach.
Oliver mocno przycisnął do mnie pieczęć powtarzając w kółko szybko "Światło rozproszy mrok"
-Nie pozwól im na to!-Zurtur wrzasnął w mojej głowie.-Beze mnie ty też umrzesz!-zacisnąłem powieki i czując jak moje cało płonie, od wewnątrz uwolniłem głos z zaciśniętego gardła i krzyknąłem żałośnie z bólu.
Nagły wstrząs był tak silny, że upadłem na ziemię. Oliver upadł obok mnie nieprzytomny a za nim Olaf.
Ostatnie co widziałem to w miejscu naznaczenie pierwszym tatuażem na obojczyku Olivera pojawił się całkiem nowy znak "Aurum"
Hej witajcie!
Tak jak widzicie. Następny rudział to już będzie Epilog więc widzimy się tam.
Dajcie znać w komentarzach co sądzicie o tym rozdziale.
Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę
CZYTASZ
Immunda
Teen Fiction-Alexander Qerech, tak się nazywam, jednak nie wiem, jak nazywa się osoba, którą widuję każdego dnia w lustrze...- Nikt nie jest gotowy na śmierć bliskich, a on musiał stawić temu czoło. Temu i ogromowi nowych nieznanych mu rzeczy. Jak sobie poradzi...