-Wiesz...to może do końca nie być takie jak sobie wyobrażasz...-zmarszczyłem brwi.-To znaczy, nie wiem, czy to, co teraz powiem, jest zgodne z prawdą, ale...-urwał, a ja uważnie mu się przyglądałem.-Jeśli to okaże się prawdą i nie zdołamy cię ocalić...demon przejmie nad tobą kontrolę, leczy, ty będziesz świadomy...-zacisnął usta, w ciekną linię.-Wyobraź sobie ptaszka w klatce. Właściciel wrzeszczy na niego, bo myśli, że z jego winy ziarno jest na podłodze. Jednak prawda jest taka, że on z tej klatki nie zdołałby ich tak daleko rzucić, a wina jest kota, który niepostrzeżenie demoluje wszystko wokół, a i tak każda zbrodnia idzie na konto ptaszka zamkniętego w klatce.-opisał to, a ja przymknąłem, na chwile powieki czując, jak strach znów bierze górę.
-Czyli świadomy będę patrzył, jak on morduje, ale nie będę mógł go powstrzymać, a wina i tak będzie szła na mnie, bo on będzie w moim ciele?-zapytałem, choć dokładnie go zrozumiałem.
-Niestety tak, jednak miejmy nadzieję, że w najgorszym wypadku umrzesz.-zaskoczony jego tak spokojnie wypowiedzianymi słowami westchnąłem i wtuliłem twarz w poduszkę.
-Nie chcę nad tym już myśleć.-wymamrotałem.
-Odpocznij, a zobaczysz, od razu będzie lepiej.-poczochrał moje włosy.-Dobranoc.-szepnął.
-"Może lepiej będzie, gdy dołączę do mamy?"-te słowa omal nie opuściły moich, jednak słowa złapały się końcówki języka, tak by rozum mógł jeszcze przemyśleć ich znaczenie.
Byłem jednak na to zbyt zmęczony, ciężkie powieki opadły, sprawiając, że widziałem ciemność, a następnie błogi sen nadszedł.
-Chcę go zobaczyć!-krzyki wyrwały mnie ze snu.-Widzę, że jego ubranie jest we krwi! Wpuść mnie tam!-zmarszczyłem nos.
-Ethan no wpuść go i już chodźmy.-drzwi się otworzyły. Blondyn prędko wszedł do pokoju. Usiadłem zaspany.
-Alex.-podszedł prędko do mnie i zaczął przeglądać.-Kto cię zaatakował?-jego oczy wręcz błyszczały od emocji.
-Nikt.-przetarłem twarz dłonią. Do pokoju wszedł Samuel.
-Co się wydarzyło?-jak zawsze zimny jak lód.
-Naprawdę nic.-westchnąłem.-Przyszliście po mnie?-zapytałem, zmieniając temat.
-Tak. Jutro dostaniemy Morela. Mamy się przygotować.-Samuel z pełną powagą oznajmił.
-Dobrze to ja jeszcze pomówię z Ethanem i zjawimy się w domu.-spojrzałem na bruneta, który w ciszy przyglądał się wszystkiemu, stojąc w drzwiach. Widziałem niezrozumienie na twarzy Olivera.
"Chwila czy tam była zazdrość?!"chłopa wyszedł bez słowa.
-Tylko nie siedźcie za długo. Musisz jeszcze trochę potrenować.-Samuel oznajmił prędko i wyszedł za blondynem.
-Nie chcesz za nim iść?-odezwał się w końcu brunet w lokach.
-Nie mogę teraz. Powiedz mi czy znalazłeś coś?-wstałem prędko.
-Nie dużo, a jak już coś znalazłem to...to coś, co potwierdza moją teorię ze wczorajszego wieczoru.-zagryzłem policzek od środka, czułem, jak złość wypełnia mnie od środka.
-Chodźmy, póki jeszcze jestem sobą i zabierzmy Morela do więzienia.-zabrałem moje zakrwawione ubrania i przebrałem się.
-Alex, ale to nie jest jeszcze pewne. Sam mówiłeś, że go nie czujesz.-nie chciałem już go słuchać. Ognień wściekłości zamienił się nagle z lód, którym zmroziłem Ethana.
-Już nie ważne co ma być to będzie, po prostu wykonajmy zadanie.-powiedziałem oschle i ruszyłem w stronę drzwi.
Gdy siedziałem w hali, a wszyscy już skończyli trening, zostałem sam. Nie ćwiczyłem z resztą, Oliver nawet na mnie nie spojrzał, a ja nadal mimo własnej woli byłem chamski. Tak bardzo bolało mnie to, że za niedługo mogę umrzeć, że nie kontrolowałem swoich słów.
Obracałem w palcach nóż, z chwili na chwile coraz szybciej. Wtedy gwałtownie zatrzymałem ostrze przy nadgarstku. Nie pewnie wbiłem koniec w siną żyłę, a na ostrze wytrysnęła czarna krew. Gwałtownie wyciągnąłem ostrze, a mój tatuaż pojawił się, sprawiając, że rana szybko się zagoiła.
Zacząłem przyglądać się czarnej krwi na ostrzu. Była bardziej gęsta niż normalna krew i bardziej spieniona.
-Alexander...-podniosłem wystraszony prędko głowę. Oliver szedł w moim kierunku. Szybko odłożyłem nóż i naciągnąłem rękaw bluzy.-Musimy porozmawiać.-był poważny jak nigdy dotąd.
-A o czym chcesz rozmawiać?-przełknąłem głośno ślinę.
-Chcę cię przeprosić za moje zachowanie u Ethana.-podrapał się po karku.
-Nic się nie stało.-uśmiechałem się do niego i podszedł do żółtej linii, w mojej dłoni pojawił się nóż.
-Alexander...-ponownie zwrócił się do mnie pełnym imieniem.-Tracę powoli rozum przez ciebie.-zmarszczyłem brwi.-Nie wiem co się ze mną dzieje, ale nie mogę pozbyć się ciebie z moich myśli czuje się okropnie, gdy nie ma cię obok, a gdy już jesteś...jest jeszcze gorzej.-chłopak błądził wzrokiem po ziemi.
-Oliver spokojnie.-dotknąłem jego ramienia, a wtedy jego oczy zabłyszczały. Oddech mu przyśpieszył. Jego dłoń przesunęła się po mojej klatce piersiowej i wsunęła na kark.-Oli co ty robi...-nie dokończyłem, ponieważ głos uwiązł mi w gardle. Chłopak zdjął z siebie koszulkę i rzucił na ziemię, kontem oka widziałem jak jego znak na podbrzuszu jasno błyszczy.-Twój znak...-sapnąłem, gdy on zaczął podciągać moją koszulkę.
-On wzmacnia moje chęci i zmysły, nie potrafię ukryć, uczuć.-spojrzał mi w oczy i zacząłem napierać na moje ciało, przez co się cofałem, do momentu, gdy nie usiadłam na dużej skrzyni z bronią. Blondyn wszedł na moje kolana, siadając na mnie okrakiem. Oparł swoje czoło o moje.
-Czyli dał ci odwagę, byś zrobił to, co naprawdę czujesz i pragniesz?-patrzyłem mu prosto w oczy.
-Dokładnie, nigdy bym się nie odważył, a teraz nie mogę się oprzeć temu, co ciśnie mi się na usta.-oderwał się ode mnie, zagryzając wargę.-Nie sądziłem, że jeszcze będę do tego zdolny. Alexander ja się zakochałem w tobie.-te słowa sprawiły, że przeszedł mnie dreszcz.-Nie musisz odpowiadać.-dodał prędko i znów zbliżył się, oplatając rękami mój kark i tulił się we mnie.-Tylko nie odtrącaj, mnie proszę...-jego głos zadrżał.
-Nigdy bym tego nie zrobił.-wyszeptałem, całując go w szyję, a ten zaśmiał się cicho. Odsunął się, by spojrzeć mi w twarz. Jego oczy były jaśniejsze, błyszczały złotem.
-Przepraszam....-przez jego twarz przeszła emocja, całkiem odwrotna do szczęścia wypisanego na jego twarzy. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem mu się lepiej.
-Oliver coś nie tak?-jego usta wygięte w szerokim uśmiechu ukazując urocze dołeczki a oczy. Oczy błyszczały, a po ułamku sekundy bez mrugnięcia zaczęły napełniać się słoną, przeźroczystą cieczą, która spłynęła na jego rumiane policzki.-Oliver spokojnie.-pogładziłem go po policzku. Usta powoli zamazały uśmiech i zadrżały.
Hej witajcie!
Wybaczcie ale brak internetu zmusił mnie do przeniesienia publikacji na dziś.Dajcie znać w komentarzu jak wam się podobał rozdział.
Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę
CZYTASZ
Immunda
Novela Juvenil-Alexander Qerech, tak się nazywam, jednak nie wiem, jak nazywa się osoba, którą widuję każdego dnia w lustrze...- Nikt nie jest gotowy na śmierć bliskich, a on musiał stawić temu czoło. Temu i ogromowi nowych nieznanych mu rzeczy. Jak sobie poradzi...