XVII "Znam ryzyko"

8 3 0
                                    

W ułamku sekundy upadł przy niej, wrzeszcząc. Wtedy w dłoni pojawił mi się nóż, jednak już nie potrzebny.

Dziewczyna o szarych włosach wydała z siebie ostatni oddech, a jej oczy straciły blask. Wraz z tym widokiem, jak by słońce przygasło.

-Samuel...-spojrzałem za siebie zaskoczony. Harry stał, patrząc na nas w szoku, jednak szybko się otrząsnął i ruszył w zwijającego się z bólu na ziemi chłopaka, który właśnie zabił własną siostrę.-Hej Samuel opamiętaj się.-chłopak zawył żałośnie.

-Czy on ją...-urwał Olaf.-O nie...-załkał. Ja pociągnąłem Morela bliżej nich.

-Co tu się wydarzyło?!-spojrzał na nas wściekły Harry, jego wzrok zatrzymał się na mnie i moim ojcu.-TY!-podszedł i wskazując na nas palcem, a dokładnie na mężczyznę w tatuażach kwiatów.

-Chyba sobie kpisz Mager.-prychnął obojętnie.-Mogłeś wysłać kogoś mniej podatnego na Dzieci Szatana. Myślałeś, że jeden największych aniołów zesłanych na ziemię nie będzie otoczony dzień w dzień przez masę demonów?-zakpił i przewrócił oczami. Harry już chciał mu coś odpowiedzieć w złości, gdy ktoś mu się wtrącił.

-Morel.-mocny męski głos rozbrzmiał w moich uszach. Zobaczyłem za Harrym wysokiego mężczyznę, o jasnych wręcz białych włosach, bladej jak porcelana cerze, oczach jasnych jak w niebo w bezchmurny dzień i ustach cienkich i sinych.

-William.-morel udał zadowolenie.-Co u ciebie słychać? Znów robisz interesy z Naznaczonymi?-podszedł od niego, na tyle ile mu pozwalał łańcuch.

-Chłopcze teraz zajmą się nim moi ludzie.-powiedział powoli i spokojnie i przyszło dwóch równie bladych mężczyzn i zabrali Morela, który sprzeciwiał się i wyzywał owego Williama.

-Nie zasłużyłeś na te skrzydła! Nigdy nie byleś ich godzien!-przyglądałem się całej tej sytuacji w osłupieniu.

-Harry jest źle!-Iris krzyknęła, trzymając na kolanach głowę Samuela, który majaczył i spinał mięśnie z bólu, a jego twarz pokrył błyszczący w słońcu pot.

Nieznany mi jeszcze mężczyzna o jasnej cerze podszedł do martwej dziewczyny, zamknął jej oczy i wyszeptał, prę słów, po których jej cało zaczęła pochłaniać, gleba jak by właśnie ją pochował. Jednym pstryknięciem palcami przeniósł nas w inne miejsce.

Samuel znajdował się na łóżku szpitalnym, a my staliśmy obok niego.

-Olaf.-odezwał się anioł.-Użyj swojej mocy.-chłopak zmarszczył brwi zmieszany.

-Tato, ale ja nie mam żadnych mocny.-wtedy wszystko mi się ułożyło. Ten facet to ojciec Olafa i to do niego szliśmy oddać Morela.

-Masz tylko, musisz uwierzyć w siebie.-wskazał dłonią na tatuaż na przedramieniu zwijającego się z bólu blondyna. Chłopa niepewnie położył dłonie na jego naznaczeniu.-Teraz musisz się skupić, pomyśl o tym, że chcesz go uwolnić od bólu i wybaczyć to, co zrobił.-mój przyrodni brat przymknął powieki i ścisnął przedramię chłopaka. Ten zaczął wrzeszczeć i się szarpać. Olaf jednak nie przestawał ściskać, jego ręki aż stała się sina i czerwona a jego dłonie pobielały. Samuel wrzeszczał i starał się odepchnąć chłopaka, jednak był za słaby. Wszyscy staliśmy w bezruchu, jak by nasze ciała zostały zamrożone i zmuszone do patrzenia na cierpienie bliskiej nam osoby. Widziałem, jak oczy Olafa zaczynają połyskiwać jak morze w świetle zachodzącego słońca.

-Alexander.-głos Williama wyrwał mnie z hipnotyzacji gestami Olafa.-Pozwól ze mną.-popchnął mnie delikatnie w stronę drzwi. Wyszliśmy na długi korytarz, który sam nie wiem, gdzie prowadził.-Wiesz, kim jestem prawda?-widziałem, jak pociera dłońmi o spodnie. Czyżby się stresował?

ImmundaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz