Epilog

15 3 1
                                    

Straciłem przytomność.

Odcinałem się na polanie. Słońce kłoniło się ku zachodowi, a ja nie wiedziałem gdzie, jestem i jak się tu znalazłem.

Jednak gdy podniosłem się z ziemi przypomniało mi się.

Jednak gdzie jest samochód po wypadku...

Błąkałem się po lesie z parę godzin, aż dostałem się na komisariat Szeryfa, który znajdował się jako pierwszy w miasteczku mojej babci.

Wszedłem prędko do środka, zacząłem prosić o pomoc. Gdy Szeryf do mnie podszedł, zaczęłam mówić.

-Na drodze Woody Alley był wypadek tam byli moi rodzice!-mówiłem szybko i panicznie.

-Spokojnie chłopcze wszystko już jest dobrze. Mieliśmy zgłoszenie o wypadku, ale to było parę miesięcy temu. Powiedz mi, jak się nazywasz.-wziąłem głęboki oddech.

-Alexander Qerech.-powiedziałem szybko. Szeryf powiedział coś drugiemu policjantowi, a ten poszedł szybko gdzieś.

-Powiedz mi gdzie, byłeś przez ten czas.-spojrzał na mnie badawczo.

-Obudziłem się na polanie, nic nie pamiętam.-mężczyzna pogładził mnie po ramieniu.

-Posłuchaj mnie, zawiadomiliśmy już twoją babcię, która zgłosiła nam, że ty jeszcze powinieneś znajdować się w samochodzie. Uznaliśmy, że musiały cię wywlec dzikie zwierzęta lub uciekłeś po wypadku w las i się zgubiłeś i w wyniku obrażeń nie zdołałeś przeżyć.-skinąłem szybko głowa.

-Co z moim rodzicami?-wyłkałem.

-Oni niestety nie przeżyli tego wypadku.-zacząłem płakać jak małe dziecko. Jednak nagle poczułem dziwne uczucie, jak by coś było w moich płucach. Wstałem gwałtownie, ale nie potrafiłem ustać na nogach, upadłem na podłogę.

-Alexander jeszcze się spotkamy.-Zurtur opuścił moje ciało, a ja straciłem przytomność ponownie.

*Teraz*

-Alexander...-męski głos, choć tak delikatny i spokojny to dało się w nim wyczuć coś.

Coś mocno schowanego w ciemnych zakątkach serca.

Ten głos... Zmusiłem swoje ciało, by spojrzeć za siebie.

Stał tam chłopiec mniej więcej w wieku dziewięciu lat. Pobrudzony na twarzy, z rozczochranymi włosami i drżący z zimna.

-Witaj Alexander, znów się widzimy.-uśmiechnął się radośnie. Zakręciło mi się w głowie, przez co przymknąłem na chwilę powieki. Wszystko wróciło, ponad pół roku, które spędziłem rzekomo zagubiony w lesie.

-Zurtur.-szepnąłem czują wściekłość.

-Też tęskniłem.-zamiast zacząć na niego wrzeszczeć i kipieć ze złości, moje oczy napełniła słona ciecz i wypłynęła na policzki.

-Skradłeś część mnie, odciąłeś od miłości, zabrałeś przyjaciół, rodziców...doprowadziłeś mnie do tego!-ostatnie słowa wykrzyczałem, wskazując na wózek inwalidzki, na którym siedziałem.

-Mówiłem, że staliśmy się jednością, a gdy nas rozdzielili, część ciebie, jak i twojego ciała pozostałą ze mną.-podszedł do mnie i złapał za dłoń.

Nagle zacząłem widzieć rzeczy jego oczami.

Wszedł do domu, rozwalając drzwi. Zacisnął pięść, gdy wybiegł mu naprzeciw Samuel, jednym machnięciem dłonią chłopa upadł na ziemię, a następnie z jego ust wypłynęła krew. Wszedł do gabinetu Harry'ego, ten już na niego czekał w bronią w rękach. Jednym machnięciem dłonią szatyn zaczął kaszleć, a po chwili wypluł sporą ilość krwi na papiery, na jego biurku osuwając się po nim na ziemię. Wszedł do pokoju Olafa, chłopak patrzył na niego odważnie gotów do walki. On podszedł do niego, przesunął dłonią po jego policzku, a wtedy z jego morskich oczu wypłynęła krew.

Olivera znalazł w hali. Nie bronił się. Stanął mu twarzą w twarz pewny siebie.

-Pozdrów Alexa.-powiedział bez krzty strachu, a Zurtur złapał go za szyję, sprawiając, że jego kark się złamał, a kość rozdarł skórę, chlapiąc krwią.

Nagle znalazłem się w innym miejscu. Była to szkoła. Zobaczyłem tego chłopca, co ma w sobie teraz nieczystą krew Zurtura. Siedział skulony pod ścianą a inni się z niego śmiali. Zbliżyliśmy się do niego, położył na nim swoją kościstą pokrytą czarną skórą dłoń na ramieniu. Wyszeptał parę słów w nieznanym mi języku, a chłopak poddał mu się z łatwością.

Odzyskałem świadomość, a ten się odsunął ode mnie.

-Widzisz, jak wygląda twoja rodzina, a tak ciało osoby słabej i porzuconej, która następnego dnia miała ze sobą skończyć.-zaśmiał się.

Wtedy z między drzew za nim wyskoczyła bestia. Powaliła go na ziemię, wyjąc jak wilk i rycząc przy tym, jak lew. Przybił go do asfaltu swoją dużą łapą, gniotą żebra, a te przebiły narządy, zaczął pluć krwią.

Bestia zeszłą z nierozmierzonego ciała chłopaka. Gdy ta przemieniła się w Ethana poczułem ulgę i dziwny ból klatki piersiowej.

Chłopak do mnie podbiegł i przytulił mocno.

-Tak strasznie za tobą tęskniłem.-wtuliłem się w niego.

-Jeśli ja żyję, to ty też odzyskasz pełnię życia.-obiło się w mojej głowie tym nieludzkim głosem, a wtedy poruszyłem palcem w stopy...


Hej witajcie!

Tak to już koniec taj książki. Liczę na to, że wam się podobała i jakoś zapadnie wam w pamięci. Jest to moja pierwsza długa książka z moimi bohaterami więc wiem, że nie jest za dobra ale uczę się spokojnie :D

Tak więc ostatni raz w tej książce

Kłaniam się w pas i dziękuję za uwagę 

ImmundaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz