Wbrew „ swojemu zwyczajowi" królowa obudziła się wyspana w tym samym momencie, w którym światło poranka, wpadło przez okno i potańczyło na puchatym, jasnokremowym dywanie.Kobieta czuła wokół siebie znajomy, delikatny uścisk. Nie musiała się nawet obracać żeby wiedzieć iż jej jedyna w swoim rodzaju „ osłona przeciw-poranna" otulała ją długimi kończynami i muskała nosem tuż za płatkiem ucha, tak po prostu ciesząc się, że Tamora nadal przy nim była.
No cóż. W ciągu trwania ich związku z tego szarmanckiego i zniewalającego Lokiego zrobiła się jakaś, taka, niesamowicie przymilna klucha.
Nie żeby brunetka narzekała na taki obrót spraw. Kłamca, dla ludu Asgardu, mógł być zimnym i sprawiedliwym władcą ale dla niej na zawsze pozostawał wrażliwym i opiekuńczym mężczyzną.Czarnowłosa miała teraz przed sobą wybór. Wstanie z łóżka lub zajęcie się czymś innym. Na przykład jakże interesującym wygładzaniem zmarszczek na pościeli, arcyciekawym liczeniem książek na wiszącej półce albo w ostateczności podziwianiem sufitu. Żadna z tych opcji nie wydawała się zachęcająca.
Królowa obróciła się na bok i cmoknęła męża w nos.
- Pobudka Loki.- szepnęła, na co jej partner otworzył oczy i uśmiechnął się szelmowsko.
- Dzień dobry, najdroższa.- rzekł, odwracając się na plecy- Może by tak... jeszcze pięć minut?-
- Loki...- typowym dla siebie sposobem kobieta przeciągnęła „i" w nieskończoność- Nie ma „pięć minut", wzywają cię królewskie obowiązki.-
- Ale ty jesteś uparta, kobieto.- Kłamca parsknął śmiechem jednocześnie całując żonę w czoło.
Następnie wstał z łóżka i zabrał się wykonywanie podstawowych czynności porannej rutyny.
Jego towarzyszka chciała zrobić to samo, gdy wtem poczuła znajom, metaliczny zapach.
Na początku pomyślała, że coś się jej wydaje ale po ponownym, kilkukrotnym i gwałtownym wzięciu oddechu była pewna.Czuła krew.
Nagle przez głowę przeszła jej przerażająca myśl. W mgnieniu oka odrzuciła na bok kołdrę wraz z kocem, Płachty materiału spadły na ziemię odsłaniając nie tylko zakrwawione nogi i dolną część koszuli nocnej Tamory ale też prześcieradło. Na jego powierzchni pojawił się szkarłatny wykwit.
- Nie...- wydusiła, czując krzyk cisnący się jej na usta- Nie, nie, NIE!-
*****
Nawet „nieśmiertelnemu" Kłamcy zdawało się, że czas oczekiwania na jakiekolwiek wieści o stanie jego żony ciągnął się w nieskończoność.Pozostał na pałacowym korytarzu zupełnie sam. W przeciwieństwie do jego matki i teściowej nie pozwolono mu wejść do sali medyków.
Mężczyzna miał wrażenie, że niepewność i zdenerwowanie wyżera go od środka jak najgorszy z możliwych kwasów. Był absolutnie i całkowicie bezradny.- Tato!- nagle do jego uszu dotarły wołania.
Podniósł wzrok i spojrzał przed siebie. Dostrzegł partnera swojej teściowej, Gunnara, który niósł na rękach trzyletnich synów Tamory i Lokiego, Ragiego i Uniego.
Koło nóg wojownika biegała sześcioletnia dziewczynka. Najstarsze dziecko królewskiej pary, Halla.
- Tato co się stało?- spytała dziewczynka, na której twarzy malowało się widoczne przerażenie- Co z mamą?-
- Nie chciały usiedzieć w miejscu, Wasza Wysokość.- wyjaśnił skruszony Gunnar- Usłyszały jak Anid rozmawia z twoją matką.-
- Pozwoliłeś im na to?!- Loki nie był w stanie powstrzymać wybuchu złości.
Jak głupim trzeba być żeby pozwolić tak małym dzieciom słuchać rozmów dorosłych na tak poważne tematy?
- Z resztą nie ważne.- brunet zreflektował się, widząc wystraszone buzie swoich dzieci.
Nakazał wojownikowi posadzić chłopców na fotelach, a sam zrobił to samo z Hallą, po czym przystąpił do tłumaczenia im co się działo.
- Mama się gorzej poczuła i musiała iść do medyków.- stwierdził i aż sam się zdziwił jaki eufemizm mu wyszedł.
- Ale wyzdrowieje?- Uni instynktownie wtulił się w starszą siostrę, a zaraz po nim to samo zrobił Ragi.
- Pewnie, że tak.- odparł Loki choć sam nie wiedział czy to prawda czy nie- Przecież wiecie jaka mama jest silna, prawda? Jak inaczej dawałaby sobie radę z waszą trójką... no i ze mną przy okazji.-
Reakcją na jego słowa było równoczesne parsknięcie śmiechem całej dziatwy. Mężczyzna uśmiechnął się do dzieci, chcąc ukryć swoją własną niepewność. Chwile po tym drzwi sali medyków otwarły się szeroko i stanęła w nich Frigga.
Jej wzrok mówił wszystko. Był wręcz przepełniony rozpaczą. Mimo to jednak Loki zdecydował się odezwać.
- Straciła je?- bardziej stwierdził niż zapytał bóg kłamstw.
Jego matka przez chwile nic nie mówiła, aż w końcu westchnęła ciężko i przemówiła.
- Przykro mi, Loki.- rzekła, podchodząc do syna i przytulając go- Tak bardzo mi przykro.-
Mężczyzna odwzajemnił uścisk czując napływającą fale smutku.
Dlaczego to musiało właśnie ich spotkać? Mieli już, co prawda, z Tamorą trójkę zdrowych i wyrośniętych dzieci ale to wcale nie oznaczało, że nie chcieli aby czwarte też takie było.
Niestety najwyraźniej nie było im dane.- Zaczekaj.- Frigga powstrzymała go gestem ręki, przed wejściem do sali medyków- Anid z nią teraz rozmawia.-
Po tych słowach blondynka spojrzała w stronę trójki wnucząt, która wpatrywała się wyczekująco w ojca, licząc na jakieś wyjaśnienia z jego strony. Pierwsza z fotela zeskoczyła Halla i przytuliła się do nogi mężczyzny.
- Co się stało tato?- spytała- Co z mamą?-
Brunet nie odpowiedział tylko wziął dziewczynkę na ręce i przytulił. Nie miał bladego pojęcia jak jej to wyjaśnić. Ani jej ani jej rodzeństwu.
- Zamierzasz im powiedzieć?- spytała Frigga, łagodnie.
- Ja... znaczy...- jej rozmówca zaczął się plątać.
- Loki... ja im powiem. Dobrze?- kobieta wskazała na drzwi sali- A ty idź do Tamory.-
- Dziękuję matko.- powiedział, w duchu czując ulgę, że to nie on będzie musiał przekazać dzieciom smutną nowinę.
Następnie westchnął ciężko, odstawił córkę na ziemie, zebrał się w sobie i wszedł do sali, gdzie znajdowała się jego żona. Zgodnie z przypuszczeniami, Tamora leżała na łóżku, przytulona do matki. Nie widział jej twarzy, była odwrócona tyłem ale spodziewał się, że gdy ją ujrzy zobaczy tam rozrywający serce wyraz rozpaczy.
Anid wypuściła córkę z objęć i odwróciła się do króla.
- Zostawię was samych, Wasza Wysokość.- powiedziała, opuszczając pomieszczenie i zamykając za sobą drzwi.
- Przepraszam...- mężczyzna drgnął słysząc słowa swojej partnerki- Przepraszam.-
- Za co?- spytał zdumiony, siadając na łóżku, w którym leżała.
- Mówią, że to było samoistne ale... ale ja w to nie wierzę...- wydukała. Głos jej drżał, a z oczu wypływały łzy.
- Może to moja..?- brunetka chciała kontynuować wypowiedź lecz Kłamca jej przerwał, żeby nie powiedziała rzeczy niesłusznej.
- Hej...- rzekł- To nie była twoja wina.-
- Skąd możesz to wiedzieć?!- wybuchła, głośno łkając- Może mogłam coś zrobić?! Cokolwiek!-
- Nie mogłaś.- zapewnił, obejmując jej twarz dłońmi- Nie mogłaś.-
Po tych słowach kobieta zamilkła i oboje padli sobie w objęcia. Jej mężowi też było przykro. Nie mógł jednak sobie pozwolić na łzy. Nie kiedy ona mogła je zobaczyć.
Musiał być silny, dla niej. Nie ważne jak bardzo jego bolała strata dziecka.
CZYTASZ
|Mine kingdom come| [marvel ff]
FanfictionSequel do " Mine god of mischief". Polecam się zapoznać żeby uniknąć nieporozumień. ------------------------------------------------ Asgard, jedna z mitycznych dziewięciu krain, po Ragnaroku praktycznie stała się ruiną. Utraciła jednak nie tylko świ...