[21] Paradoks życia i śmierci.

383 36 9
                                    




Z gardła królowej wydobył się histeryczny wrzask rozpaczy kiedy Thanos zdjął jej matkę z bełtu i rzucił nią o ziemie jak szmacianą lalką.

- Mamo...- kobieta doczołgała się do ciała rodzicielki i zaczęła nim potrząsać- Mamo! MAMO!-

Anid była zimna, nie oddychała lecz jej twarz zdobił wyraz spokoju.

- Ty!- rozległ się wrzask i Gunnar rzucił się na Thanosa.
Został jednak odepchnięty i uderzył w jeden z leżących na polu bitwy pni co pozbawiło go przytomności.

Wtedy ciało Anid, które jej córka jeszcze przed chwilą trzymała przytulone do siebie rozsypało się w proch. Pogrążona w rozpaczy Tamora kilkukrotnie uderzyła pięściami w grunt. Łzy zalały jej twarz, pogarszając ostrość wzroku.

Nagle poczuła zimny metal pod brodą. Nie był to jednak miecz, a rękawica Tytana, która uniosła jej głowę. Tamora czuła jakby spojrzenie wroga wwiercało jej się do mózgu i wychodziło z tyłu głowy. Pomimo strachu nie była w stanie się odwrócić. Sparaliżowało ją.

Thanos uśmiechnął się szyderczo i czarnowłosa kątem oka dostrzegła jak jeden z kamieni na jego rękawicy rozbłyska jasnym, niebieskim światłem.

Tesseract. Ten przeklęty Tesseract, który sprowadził tyle zła na rodzinę królowej. Ten przeklęty Tesseract, przez który Loki musiał umrzeć...

Zielonooka syknęła, czując najgorszy jak dotychczas ból głowy i z piskiem runęła na ziemie, osłaniając twarz rękoma i podkulając kolana. Oprócz bólu głowy dolegało jej też przeokropne pieczenie oczu. Odbicie jakie dała jej klinga jednego z leżących na ziemi mieczy uświadomiło ją, że jej tęczówki przybrały jaskrawoniebieski kolor.

Thanos chciał przejąć kontrolę nad jej umysłem.

- Poświęcenie...- Tytan podniósł się z klęku- Litość. Miłość... Takie żałosne, takie słabe...- dodał.

Ta nie mogła się ruszyć, czując jak siła Tesseractu powoli odbiera jej możliwość panowania nad własnym ciałem. Zamrugała intensywnie. Jej tęczówki na ułamek sekundy zmieniły kolor na zielony po czym wróciły do niebieskiej barwy.

- Zabiłem tego, który przez tyle lat cię krzywdził. Tak, doskonale wiesz o kogo mi chodzi. O twojego adopcyjnego ojca. Nie liczyłem na wdzięczność lecz na odrobinę szacunku i możliwość wcielenia cię w moje szeregi. Miałaś naprawdę duży potencjał ale to wszystko przepadło. Okazałaś się zbyt słaba. Zbyt podatna na wszystko. Dlatego właśnie zabiję cię dopiero, gdy zniszczysz wszystko o co tak walczyłaś i z błogością będę patrzył na twoją rozpacz. Z błogością będę się wsłuchiwał w twe krzyki. Ciekawe czy będą choć w połowie tak głośne jak wtedy, kiedy pozbywałem się tej przeszkody jaką był twój mąż?- słowa Tytana zadziałały na brunetkę jak płachta na byka.

Nie, nie, nie. Nie miała zamiaru puścić mu tego płazem. Nie miała zamiaru poddać się woli kogoś kogo zwano "szalonym".

- Dość tego...- warknęła, odzyskując władze nad sobą.
Jej tęczówki wróciły do normalnego koloru, a kobieta stanęła na równe nogi.

- Słucham?- Tytan spojrzał na nią, ze zdumionym wyrazem twarzy.

- Patrzysz na boginie. I nie pozwolę żeby ktokolwiek mną pomiatał!- rozjuszona Tamora wyprostowała ręce przed sobą, i wpakowała całą, swoją moc w Thanosa.

Rozbłysk złotych iskier był oślepiający i dopiero, gdy zanikł kobieta dostrzegła Tytana leżącego na ziemi kilkanaście metrów dalej, a jego rękawica opadła tuż koło jej nóg

Teraz dopiero miała się zacząć zabawa.

Przeciwnik po chwili zerwał się do biegu. Był wściekły ale nie spodziewał się tego co miało go spotkać. Nie dał rady uderzyć królowej ani zabrać jej rękawicy nieskończoności. Zielonooka rozpłynęła się w powietrzu.

|Mine kingdom come| [marvel ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz