[14] Nasi synowie.

347 37 6
                                    







Wszyscy byli zdumieni, gdy część królewskiej rodziny wróciła do Asgardu wraz z lodową gigantką ale nikt nie ważył się powiedzieć ani słowa.

- Jotunowie zgodzili się nam pomóc.- powiedziała Tamora do Friggi, Anid, Gunnara i Pepper- Wszystko to zasługa Ragiego.-

Czarnowłosa spojrzała na swoje dzieci i zabrała się za przeprowadzenie jednej z cięższych wychowawczych rozmów.

- Skąd wiedzieliście o dziedzictwie waszego ojca?- spytała, podpierając się pod boki.

- Z...- Ragi się jąkał.

- Z notatek taty. Przejrzeliśmy wszystko.- Halla wyciągnęła zeszyt z torby po czym ściągnęła z niego skórzaną okładkę. Za nią wsadzony był list w kopercie z królewską pieczęcią.

- To jest dla ciebie od taty. Najwyraźniej liczył, że to ty przejrzysz jego zapiski.- szesnastolatka wręczyła kobiecie papier, a Tamorę przeszło uczucie niepokoju.

- Loki czytał te notatki?- spytała z trwogą, a jej córka kiwnęła głową.

- Gdzie on teraz jest?- dopytywała brunetka.

- U siebie. Uni z nim został.- po tych słowach Ragiego, królowa pognała do komnaty syna.

Ledwie przekroczyła jej drzwi rozległo się wesołe wołanie drugiego z bliźniaków.

- Mama!- zawołał, przytulając kobietę- Nic ci nie jest?-

- Nie.- Tamora odwzajemniła uścisk jednoczenie dostrzegając swojego najmłodszego syna, zapłakanego na łóżku- Dzięki Ragiemu i Halli wróciłam w jednym kawałku. Są w sali tronowej. Dołącz do nich, proszę.-

Uni kiwnął głową i wyszedł z komnaty, zostawiając matkę sam na sam z młodszym bratem.

- Loki...- królowa usiadła obok jedenastolatka i spróbowała go przytulić jednak chłopiec odsunął się.

- Zostaw. Nie jesteś moją mamą...- powiedział.

Tego właśnie Tamora obawiała się najbardziej. Że jej syn natrafi na informacje w jaki sposób trafił do rodziny.

- Naprawę tak uważasz?- spytała.

- Słucham?- chłopiec uniósł głowę, a po jego policzkach spływały łzy wielkie jak grochy.

- Naprawdę uważasz, że nie jestem twoją mamą?- ponowiła pytanie.

Loki milczał ewidentnie skołowany całą sytuacją. W końcu po dłuższej chwili i po kilku pociągnięciach nosem odezwał się.

- Nie.- stwierdził- Kocham cię jak mamę więc musisz nią być.-

- Twój tata też był adoptowany. To nie jest coś strasznego, ani tym bardziej nie jest to powód do wstydu- rzekła królowa, a jej syn kiwnął głową.

- Wiem o tacie. Było w notatkach.- po tych słowach Loki przysunął się bliżej do kobiety i położył jej głowę na ramieniu.

- Dlaczego ja?- zapytał- Dlaczego to mnie wybraliście?-

- Widzisz...- zaczęła czarnowłosa, obejmując chłopca ramieniem- Nie wybraliśmy cię. Tylko ty wybrałeś nas.-

- Jak to?- padło pytanie.

- Znalazłam cię w zgliszczach twojego starego domu. Miałeś może z rok.- wyjaśniła Tamora- Cały czas się do mnie uśmiechałeś, zupełnie jakbyś wiedział, że chcę ci pomóc. A jak twój tata cię zobaczył to ho, ho nie dało się go od ciebie oderwać.-  na słowa matki, Loki uśmiechnął się lekko.

- Czyli... moje imię to taki jakby symbol?- zapytał.

- Dokładnie.- Tamora kiwnęła głową, przytulając syna do siebie.

- Nie ważne...- powiedziała z determinacją w głosie- Nie ważne, że to nie ja cię urodziłam. Jesteś moim synem i kocham cię nad życie, Loki. Nie zapomnij o tym nigdy.-

*****

Po drugim dniu mobilizacji, równie pełnym wrażeń jak poprzedni, Tamora w końcu znalazła chwile dla siebie i siedząc we własnym pokoju otworzyła list od zmarłego męża. Ręce jej drżały, bała się co tam znajdzie ale nie miała wyboru.

Pierwsze spojrzenie na papier, charakter pisma na pewno Lokiego, równy bez skreśleń i zagięć. Mężczyzna wcześniej musiał dokładnie przemyśleć co chciał tam zawrzeć.

Tamora, skoro to czytasz to znaczy, że mnie już z wami nie ma. Domyślam się, że Thanos przybył po to co uważa za swoje. Jednak już nie masz się czym martwić. Zostawi was w spokoju. Ty i dzieciaki jesteście bezpieczne.

Chciałem Ci podziękować za wszystko. Za każdą pomoc, za każde dobre słowo. Po prostu za to, że byłaś  przy mnie, gdy większość się odwróciła.

Nie boję się odejść, bo wiem, że zostawię Asgard w najlepszych rękach.

Zajmij się królestwem, naszą rodziną ale przede wszystkim nie płacz za mną, Najdroższa. Nie chcę wywoływać u Ciebie bólu. Chcę żeby z każdą myślą o mnie twój umysł pokazywał Ci jak bardzo byliśmy szczęśliwi i, że nie ważne czy będę żyć czy nie tego nikt już nam nie odbierze. To byliśmy "my" i "my" byliśmy wspaniali.

Żegnaj moja ukochana. Żegnaj Tamora.

Loki

Brunetka przycisnęła rozłożoną kartkę do piersi i opadła na plecy z płaczem. Jej mąż wiedział, że umrze, a zarazem wiedział, że jest to jego zdaniem jedyna szansa na powstrzymanie Thanosa przed atakiem. To było... okrutne. Przez moment królowa czuła złość. Myślała jak on mógł to zrobić, jak mógł zachować się w taki sposób wiedząc ile cierpienia wszystkim przysporzy. Ale mimo wszystko Loki pozostał w jej oczach bohaterem, który poświecił się dla pokoju...

I dla nich. Dla swojej rodziny.

Zasłona wokół jej balkonu zaszeleściła na wietrze, a niebo rozświetliła błyskawica. Potem lunął deszcz, a do wnętrza ktoś wszedł.

- Wasza Wysokość?- Tamora zerwała się do pionu, słysząc damski głos. Kiedy już się wyprostowała dostrzegła Mai.

- Przepraszam, że weszłam przez balkon ale muszę z tobą pomówić. Chodzi o... o twojego męża.- powiedziała gigantka.

- Słucham?- wydukała Tamora- Co on ma tu do rzeczy?-

- Był moim synem...- na te słowa rozmówczyni królowa niemalże spadła z łóżka.

- Co?!- zawołała.

- Loki Laufeyson był moim biologicznym synem.-

|Mine kingdom come| [marvel ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz