[Epilog]

569 40 8
                                    


Następnego dnia, po balu, Tamora stała na tarasie połączonym bezpośrednio z parterem pałacu i obserwowała swoje dzieci, które właśnie w najlepsze rzucały się śnieżkami na pałacowym dziedzińcu.

Czarnowłosa uśmiechnęła się na ten widok. Młodzieży należało się trochę zabawy po wszystkim co przeszli.

Królowa zacisnęła dłonie na znajdującej się przed nią tarasowej barierce. Kilka śnieżynek spadło z nieba, kończąc swój krótki żywot na kamiennej powierzchni. Jedna z następnych wylądowała na dłoni władczyni i po chwili zamieniła się w kropelkę wody.

Stojący nieco za nią Loki wpatrywał się w żonę jak zaczarowany. Tamora,w jego mniemaniu, wyglądała naprawdę majestatycznie ubrana w skórzaną kurtkę i spodnie, wysokie do kolan czarne buty, a na to narzucone srebrzystoszare, futrzane okrycie. Jej, sięgające do pasa, czarne loki tym razem nie były spięte w ciasny warkocz, a puszczone luźno.

Mężczyzna podszedł do żony i objął ją lewą ręką w pasie. Prawą natomiast chwycił jej dłoń. Tamora odetchnęła i mocniej oparła się o niego plecami.

- Miło się na nich patrzy.- Loki wskazał głową na królewską dziatwę, bawiącą się w śniegu.

- Nawet nie wiesz jak bardzo.- przyznała władczyni- Teraz... teraz mam nadzieje, że zapomnimy o wszystkim co złego się wydarzyło. Że w końcu będziemy żyć normalnie... a pewnego dnia przeszłość będzie tylko odległym wspomnieniem.-

Po tych słowach kobieta odwróciła się przodem do męża i objęła jego twarz dłońmi.

- Zasłużyliśmy na szczęście, Loki...- szepnęła- Cała, nasza szóstka.-

Nagle przed oczami pary pojawiły się tumany białego puchu. Małżonkowie odsunęli się od siebie, a wtedy dotarło do nich, że na głowie Kłamcy znajduje się na wpół rozsypana śnieżka. Zielonooka parsknęła śmiechem podczas gdy jej mąż spojrzał w kierunku, z którego wcześniej nadleciała śniegowa kulka.

- Na Odyna!- zawołał Ragi- Trafiłem tatę! Ratuj się kto może!-

Starszy z bliźniaków zerwał się do biegu, a w ślad za nim podążyła reszta rodzeństwa.
A mieli przed czym uciekać, bo ich ojciec nie zamierzał puścić płazem „tej zniewagi" jaką było uderzenie śnieżką.

Jednym, sprawnym susem przeskoczył ponad tarasową barierką by następnie zacząć gonić czwórkę swych pociech i wkrótce zaczął się wraz z nimi tarzać wesoło po śniegu.

Tamora nie zamierzała do nich dołączyć dopóty dopóki Kłamca nie rzucił jej śniegiem we włosy.

- Nie daruję ci tego!- zawołała królowa, roześmiała się serdecznie i pobiegła do reszty rodziny.

THE END

|Mine kingdom come| [marvel ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz