[9] Wszystko, co dobre, szybko się kończy.

371 35 2
                                    




- Zabawne...- pomyślała królowa, gdy siódmego dnia po przybyciu rodu Sigyn do pałacu obudziła się, po należytych ośmiu godzinach snu.

Kobieta wpatrywała się w sufit, którym dostrzegła kilka plam świadczących o tym, że ostatnia burza spowodowała rozwarstwienie się konstrukcji dachu i wyciek wody. Kształt plam przywodził Tamorze na myśl rozjuszonego koczkodana.

Dawniej zielonooka wymieniła by się tymi jakże cennymi spostrzeżeniami z mężem. Tylko tym razem miejsce po jej prawej stronie było puste i zimne. Nie żeby kiedykolwiek było ciepłe,  bo Loki jako lodowy gigant miał średnią temperaturę ciała niższą niż przeciętny człowiek. Ale tym razem pościel była przeraźliwie zimna i przeraźliwie równa. Żadnych zagnieceń, żadnego koca na ziemi, żadnej pogiętej poduszki.

Kto by pomyślał, że ład jest w stanie zaburzyć harmonię, a porządek wyprowadzić z równowagi.

Tamora obróciła się z powrotem na plecy i zacisnęła usta w wąską linie, dusząc cisnący się na nie płacz. Jednak zbyt długo to już robiła. Gardło i oczy zapiekły jakby spragnione łez, które po chwili hektolitrami, można by rzec, wylały się z oczu brunetki. Miała dość. Dość tego, że każdego dnia kiedy się budziła instynktownie odwracała się w stronę męża by powiedzieć mu "dzień dobry". Dość tego, że robiła tak samo tyle że wieczorem by życzyć mu dobrej nocy.

Lokiego nie było i nie będzie, a ona nie potrafiła się z tym pogodzić i najwyższa pora była aby się do tego przyznać przed sobą i przede wszystkim przed swoją rodziną.

- Jak się spało?- zielonooka z przerażeniem spojrzała na iluzje męża, która w ułamku sekundy pojawiła się na łóżku i w najlepsze rozłożyła na dawnym miejscu króla.

Tamora chciała się na nią wydrzeć jednak szybko odrzuciła ten pomysł.

Co by to dało? Nic. Byt magiczny tylko się jej objawiał. Nawet nie był materialny. Krzykiem nic się nie zdziałało. Czarnowłosa wyciągnęła rękę w przód z zamiarem spowodowania by iluzja zniknęła ale wtedy jej wyraz twarzy się zmienił. Wyglądał na przerażony.

- Uciekaj.- nakazał byt i rozpłynął się w powietrzu.

Królowa drgnęła, słysząc jakieś trzaski po drugiej stronie zamka. Nie miała jak inaczej wyjść z pomieszczenia. Pozostawało ukrycie się. Dlatego rzuciła się w stronę szafy i schowała w niej.

Ktoś wszedł do jej komnaty i rozglądał się po niej. Tyle była w stanie dostrzec przez uchylone drzwi szafy. Rozpoznała tego człowieka po dłuższej chwili. To był Havnir Egirson. Czyli w ten sposób zamierzał ją dopaść?

Nagle drzwi rozwarły się na całą szerokość, a blondyn złapał kobietę za włosy i wyciągnął ją na zewnątrz. Tamora jęknęła z bólu i wylądowała na podłodze. Zielonooka wyszarpała się z uścisku mężczyzny i pędem rzuciła w kierunku wyjścia z komnaty. Szarpnęła za klamkę ale nic się nie wydarzyło.

- Tego szukasz?- spytał Havnir, podnosząc pęk kluczy.

Czarnowłosa zaczęła walić w drzwi i krzyczeć ile sił w płucach zanim brat Sigyn chwycił ją ponownie i miotnął w kierunku łóżka.

- Zostaw mnie!- warknęła ostrzegawczo i kopnęła mężczyznę, trafiając go w nogę przez co upadł.

Brunetka sięgnęła do szuflady szafki nocnej i złapała za nóż. Następnie z użyciem zdolności posłała go w kierunku Havnira. Mężczyzna odsłonił się krzesłem i broń utkwiła w oparciu. Królowa nie była w stanie jej wyjąć dlatego ruszyła tym samym krzesłem, które napastnik trzymał. To uderzyło go tak mocno, że złamało się głośnym trzaskiem.

|Mine kingdom come| [marvel ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz