Rozdział 11

16 1 0
                                    

Kiedy zaczeliśmy zebranie Angelica przez cały czas prowokowała kłótnie.Sugerowała , że wataha z niczym sobie nie radzi .Gotowało się we mnie , żadna dziewczyna jeszcze nigdy mnie tak nie wkurzała nawet ta ,,przylepa" Meadows. Co ktoś ją uspokajał to ona znowu zaczynała.Nigdy nie zrozumiem kobiet.Rozdrażniła nie do tego stopnia , że miałem ochotę rzucić się na nią,ale Charles mnie upomniał. Kiedy staruszek kazał dziewczynom zostać to ja postanowiłem trochę ją zdenerwować.

-Teraz to ty zaczynasz.- powiedziała w miarę spokojnie , ale bicie jej serca wskazywało co innego, była wściekła więc zacząłem podjudzać ogień.

-Ty możesz , a ja nie?- spytałem ze swoim firmowym uśmieszkiem, podeszłem do niej tak blisko , że dzieliły nas dosłownie 2 cm.Trochę się zdezorientowała , ale nie dała tego zbyt długo po sobie poznać i szybko oprzytomniała.

-Nie , nie możesz.

Pożegnała się z Charlesem i Jamesem po czym wyminęła mnie i kiedy już miała wychodzić , coś sobie przypomniała.

- Syriusz!

-Tak?

-Powiedz swoim ,żeby nie nazywali mnie Luną!

Byłem zdziwiony i nie zdążyłem zareagować bo rudowłosa opuściła pomieszczenie.

-HAHAHAHA

-Z czego się tak rżysz? - spytałem roześmianego Jamesa, który pokładał się juz ze śmiechu.

-Nie będziesz miał łatwo stary.

-Co ty nie powiesz?- fuknąłem, na co on wybuchł jeszcze większym śmiechem.

-Twardy orzech do zgryzienia.- wtrącił Charles.

-Wiem.

- Uszy do góry stary,bedzie dobrze.

-Jak?Hym?!

-Zobaczysz.- powiedział Charles- Zaufaj mi.

-Dobra , wracajmy do domu.

-Tak jest alfo- wtrącił James, znowu wybuchając śmiechem.

-Przestaniesz się wreszcie śmiac?- spytałem kiedy wychodziliśmy już z gabinetu.

-Nie mogę stary.

-Yh.

Westchnąłem bo nie mogłem już znaleźć odpowiednich słów. Wyszliśmy z budynku ratusza i pojechaliśmy do domu watahy...

Pov. Angelici

Chyba moja ,,prośba" o ,,godziny policyjne" poskutkowała bo od dwóch dni w miasteczku szwenda się pełno wilkołaków.Jak chcą to potrafią.

- No widzę , że twój narzeczony wziął sobie twoją rade do serca- powiedziała Lili , podchodząc do , przy którym stoję.

-Jak widać, ale skończ już z tym narzeczonym, nie wyjde za niego.

-Jesteś pewna?

- Lili!!!!- krzyknełam , obdarzając ją swoim wsciekłym wzrokiem.

- Okej tylko nie bij.

-Co tu się dzieje?-spytała zaspana Paula.

-Lili mnie wkurza! A po za tym to nie za dobrze ci się spało? Wiesz, która jest godzina?

-Nie, która?

- 13.15-odpowiedzaiła Lili.

- O matko! Za 45 minut zaczynam pracę!!!- krzykneła i pognała do swojego pokoju.

-HAHAHAH. Jak myślisz wyrobi się?-spytała Lili.

-Nie mam pojęcia - odpowiedziałam z rozbawieniem , po czym znowu spojrzałam na okno zeby zobaczyc co się za nim dzieje.

WolftownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz