Rozdział 22

5 1 0
                                    

Pov. Angelici

Od dwóch dni wiedzę w domu i unikam wilkołaków jak ognia , nawet z bratem nie rozmawiam. Lili mówiła mi wczoraj , ze mama przeniosła się za namową Sama do rezerwatu. Myślę , ze to najlepsze wyjście powinnam była sama jej to zaproponować , ale jestem zbyt pamietliwa i łatwo nie wybaczam.

- Będziesz tu siedzieć do końca życia?- spytał jakiś damski glos. Odwrocialm się w stronę , z której dobiegał i zobaczyłam....

- Alice!?- krzyknelam i wstalam z łóżka ,rzucając się na szyje czarnowlosej.- kiedy wrocilas?

- Jakąś godzinę temu,nie przyszłym wczesniej bo dziewczyny zatrzymały mnie na dole.

- Wiec wiesz juz o wszystkim?

- Tak - odparła Alice ,odsuwając się odemnie- Usiadzmy.

-Chodź tutaj- odparlam pokazując parapet pod oknem- No to słucham?

- Posłuchaj mnie uważnie, to co opowiedzieli ci na temat traktatu i praw spisanych przez poszczególne plemiona na tym spotkaniu to prawda. To zebranie odbyło się wieki temu. Osoby obecne na nim były pierwszymi założycielami miasta.- oznajmiła.

-Czemu znowu o tym mówisz?- spytalam .

- Zaczekaj z pytaniami , wracając twój przodek Jefferson Blackwolf nie był zwolennikiem zasady o wybieraniu małżonków przez najstarszego w rodzie mężczyznę dla swoich najbliższych kobiet w rodzinie, ale pod przymusem podpisał prawa stada. Od tamtego czasu każdy najstarszy mężczyzna przed musiał wybrać małżonka dla dobra swoich bliskich.

- A te kobiety SIĘ nie buntowały?!

- Nie były zadowolone , ale później okazywało się , ze ci kandydaci to ich przeznaczeni, a z ttm nie mogly walczyc.- oznajmiła.

- To znaczy?

- Wieś przeznaczenia to rodzaj połączenia dusz, inaczej znalezienia jedynej osoby , z która możesz być szczęśliwa.

- Jak to jedynej?!

- Kiedy wilkołak znajdzie swoja mate , czyli przeznaczoną zakochują sie w niej na zabój , a kiedy ta umiera on nie może sobie poradzić z bólem po jej stracie i czasami z bezsilności popełnia samobójstwo by znów być z ukochana.

- To straszne.

- Owszem.- odparła Alice.

- A co jeśli ona nie odwzajemnia uczuć swojego przeznaczonego?- spytalam ciekawa co grozi w moim przypadku.

- Nie spotkała się jeszcze z czymś takim.- odparła. A ja się zdziwilam.

- Co?!

- Najpierw wilkolakowi wystarcza sama obecność przeznaczonej, później stara się ja w sobie rozkochać .

- A jeśli mu się nie uda?- pytam bo jestem ciekawa.

- Wilkolaczyce również na zabój zakochują się w swoich przeznaczonych , gorzej jest z kobietami rasy ludzi , bo u nich ta więź objawia się wolno , ale z czasem ja odwzajemniaja.

- O ludzie.- westchnelam zrezygnowana.- Nie poprawials mi humoru.

- Musisz o tym wiedzieć.

- Teraz to na pewno z tad nie wyjde.- odparlam.

- Nie możesz się przed nim chować do końca życia.

- Czemu?

- Bo jesteś odważna dziewczyna i masz w sobie krew Alf. Chyba nie chcesz , ze by toba dyrygował?

- Niech spróbuje! Wtedy mnie po pamięta!

- Otóż to! Tak trzymaj.

- Masz racje Alice nie będę tu siedzieć  do końca życia, nie dam mu tej satysfakcji.

- No w końcu! - krzyknęła uratowana czarnowlosa.

- Dziewczyny są na dole?- spytalam.

- Tylko Lili została, bo Lucy i Paula poszły juz do pracy.

- Powiedz Lili żeby się ogarnęła , pojdziemy do ,,Liścia tojadu''

- Dobrze- odparła i opuściła mój pokój.

Ubralam się w czerwony golf , czarne rurki z wysokim stanem i do tego Borki w kolorze bluzki.Włosy zostawilam rozpuszczone , zrobilam lekki makijaż i gotowa zeszlam do salonu gdzie czekały Alice i Lili.

- Gotowe?- spytalam.

- Gotowe!- odparły chórem.

- No to idziemy....- oznajmiłam i wyszlysmy z domu ....

Pov. Syriusz

- Co z Noa doktorze?- spytalem mężczyznę wychodzącego z pokoju dziewczyny.

- Spokojnie panie Blackwood , panna Snow odzyskała przytomność jest jednak bardzo slaba i prosilbym panów by dali jej panowie trochę spokoju i nie zadawali jej zaduzo pytań.

- Dobrze doktorze Markus, niebedziemy jej niepokoic- wtrącił James.

- Cieszę się. Miłego dnia życzę.- odparł Blace wracając do swoich pacjentów.

- ,,Nie będziemy jej niepokoić"- przefrzeźnilem Jamesa.

- O co chodzi?-spytał.

-O noc stary- fuknąłem- IDE z nią pogadac- dodalem , miałem już wejść do sali   ale James zagrodził mi drogę - Co ty  robisz?

- Syriusz ona jest słaba i nic ci teraz Nie powie , zostawimy tu chłopaków będą jej pilnować , a przeslichasz ja jak poczuje się lepiej.

- Niech ci będzie.

- Oliwer , Remus zostancie później zmienią was Feel i Carlos- powiedział James .

- W porządku stary.- odparł Remus.

Zostawilismy chłopaków pod sala ,a  sami wsieslismy do samochodu.

- Dokąd jedziemy?- spytał James.

- Jedzmy do domu- odparlem.

Pov. Angelici

Siedzimy w kawiarni w moim ulubionym miejscu ,popijając herbatę i zakładając się kawałkiem sernika.

- Najlepsze ciasto jakie jadlam- oznajmiła Lili.

- Najlepsze bo z Wolftown- dodalam ze śmiechem.

- Dzień dobry.- uslyszalysmy przy naszym stoliku.

- O dzień dobry panie Storm. Jak się PAN miewa?- spytalam wlasciciela kawiarni.

- Dziękuje dobrze. A panie jak się miewają?

- A dobrze- odpowiedziała Lili.

- Nawet bardzo dobrze- dodalam.

- Widać . Tryskaja panie radością.- powiedział staruszek- podać cos jeszcze?

- Nie , to nam wystarczy - odparła Alice.

- Dobrze. Miłego dnia.

- Miłego dnia - odparlysmy.

- To taki miły człowiek.- powiedziała Lili.

- Zgadzam się z toba- dodalysmy z Alice w tym samym momencie.

Rozmawialysmy tak jeszcze długi czas aż do wieczora. Kiedy wychodzilysmy z kawiarni Alice upadła się , ze chce iść do Lucy, Paula poparła jej pomysł, natomiast ja i Lili postanowiłyśmy wrócić do domu i tak poszlysmy w soję strony...

WolftownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz