Rozdział 9

14 1 0
                                    


Następnego dnia wstalam z krzykiem , cała spocona.Znowu miałam koszmar z ,,ojcem" w roli głównej. Wciąż nie mogę zrozumieć jak z dobrego i kochanego ,,człowieka" można stać się takim tyranem? Jak można próbować zabić własną rodzinę?! Te i inne pytania chodzące mi po głowie uniemożliwiły mi dalsze spanie wiec ogarnełam się i ubralam na siebie granatowy golf, czarne spodnie z wysokim stanem do tego czarne botki. Włosy lekko podkreciłam i zrobiłam lekki makijaż. Zegarek wskazywał 6 rano, co oznaczało , ze wszyscy jeszcze śpią. Usiadłam na szerokim parapecie pod oknem i rozkoszujac się widokiem próbowałam uporządkować myśli. Doszłam do wniosku , ze nie mogę ukrywać się w tym pokoju i muszę stawić czoła problemom bo same się nie rozwiązą. Czas pokazać ,,tatusiowi", ze jestem silna i będę bronić swoich bliskich i niewinnych .Znaczne od tych morderstw, pomoce dziewczynom . Z taka myślą wstałam z parapetu i udałam się do kuchni, po drodze usłyszałam rozmowę moich wspołlokatorek wiec postanowiłam je podsłuchac ...

- Alice, wiec jesteś pewna , ze tego faceta zabił ten sam wampir , który okazał się być morderca Alison wood?- spytała sądząc po głosie Lili.

- Nie wiem czy był to ten gość z kawiarni , nie mniej jednak obu zabójstwa dokonała jedna i ta sama osoba.- odparła z cała pewnoscia Alice .

Nie wytrzymałam i pewnym krokiem weszlam do salonu...

- Więc od czego zaczynamy?- spytalam.

Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na mnie dosyć zdziwieni. Z szoku jako pierwsza ocknela się Lucy.

- Angie?! Co ty tu....- nie dałam jej jednak dokończyć.

- Postanowilam , ze nie będę się nad sobą uzalac. Nie dam ,,tatulkowi' tej satysfakcji, będę jak mój dziadek i rodzice , odważna. Pokaże mu, ze ze mną się nie zadziera i , ze nie dam mu skrzywdzić nikogo z Wolftown.

- Tak! To jest moja kuzynka!- wykrzyczala uradowana Lucy.

- I moja!- dodała Lili.

- A moja to nie?- spytała Paula.

Alice tylko stała i śmiała się z zaistniałej sytuacji.

- EJ!!- krzyknelam .

Wszystkie trzy spojrzały na mnie zaskoczone. Teraz było słychać jedynie donośny śmiech Alice. Dziewczyny spojrzał na nią z pod byka.

- Hej!- krzyknelam , kiedy ich wzrok skupił się na mojej osobie dodalam- nie zapominajcie , ze wszystkie jesteście moja rodziną. Ty również Alice. To nie wieży krwi decydują o rodzinie ale stosunek względem siebie. Debacie o mnie , a Alice traktuje mnie jak własną córkę . Jesteście moja rodzina.

- Wiemy. Chodzie tutaj- powiedziała Alice.

Wszystkie zloczylysmy się w grupowym uścisku a nasz śmiech z pewnością było słychać w całym wolftown.

- Dobra , a teraz na powaznie- powiedziała Alice , odrywając się od nas- Słuchajcie , muszę pilnie wyjechać do nowego Orleanu , moja kuzynka potrzebuje mojej pomocy.

- Na jak długo jedziesz? - spytalam

- Na tydzień gora , a skoro z toba juz dobrze to na czas mojej nieobecności zajmiesz moje miejsce. Dzisiaj rada udasz się tam i zabierzesz ze sobą dziewczyny .

- Zebranie?- spytała Lucy.

- Zebranie rady ?! Dzisiaj?!- dopytywala Paula.

- Tak dzisiaj. Ja muszę się powoli zbierać i nie dam rady tam być.

Rozumiem a o której zebranie i gdzie?- spytalam.

- O 16 w ratuszu miasta.

- Ja nie dam rady. Mam zmianę w kawiarni od 13 do 17.- oznajmiła Paula.

WolftownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz