Rozdział 17

3.1K 164 4
                                    

Zaczynamy maraton! 1/3

Wracałem już do domu głównego. Musiałem przecież wiedzieć co ten śmieć tam jeszcze robi.
Dlaeczego nie mogłem dostać innej mate?
Byłem już zmęczony jej wiecznymi humorkami.
Wszedłem do salonu gdzie znajdował się mój brat. Oni dalej gadali jak najlepsi przyjaciele.

~bo to są najlepsi przyjaciele-odezwał się mój wilka. Zignorowałem moje drugie wcielenie totalnie.

-wyrzutki mają ograniczony czas.- Warknąłem oschle w kierunku Alexa

-mordercy powinni już nie żyć-rzucił Alex

Powoli przestawałem nad sobą panować. Ten śmieć ma stąd wyjść.

-Nie idę.-powiedział Alex

-opuść ten teren, Bo nie skończy się na prośbach-zagroziłem.

Nagle Shadow powiedziała coś cicho Alexowi, oczywiście nie udało mi się tego usłyszeć. Po jej słowach Mój brat wstał i ruszył z betą do wyjścia. Tak po prostu. Po chwili już ich nie było.

Pov Shadow
Po tym jak powiedziałam Alexowi, że wpadnę do niego niedługo, wyszedł.

Po chwili zostałam przyszpilona do ściany przez Arona.

-Coś ty mu powiedziała-warknął boleśnie ściskając moje nadgarstki.

Nie panował nad sobą.

-nie twoja sprawa psie-powiedziałam oschle i chyba tylko pogorszyłam sprawę.

-Jestem twoim Alfą, i musisz się mnie słuchać!-krzyknął, a ja naprawdę się przestraszyłam. Jednak postanowiłam być nieugięta.

-Nie. - odpowiedziałam.

-Ach tak!? Przyszłaś z lasu i uważasz się za niewiadomo kogo!-krzyknął i po chwili wgryzł się w moją szyje.

Obudziłam się na łóżku. Nie wiem ile czasu minęło. Odruchowo dotknęłam mojej szyi.

On mnie oznaczył wbrew mojej woli.

ZNOWU.

~przecież w końcu musiał to zrobić! On jest naszym Mate.-zaczęła bronić go ta śmieszna kupa futra.

~to niczego nie zmienia-odpowiedziałam jej

~mylisz się, ty nigdy byś mu na to nie pozwoliła-wytłumaczyła.

~zamknij się sierściuchu-jak powiedziałam tak zrobiła.

Podeszłam do lustra. Na moich nadgarstkach nie było już siniaków.

Czyli trochę minęło.

Dopiero teraz zobaczyłam, że mam na sobie koszulkę Arona. Musiał mnie przebrać. To ile ja byłam nieobecna?

Drzwi się otworzyły, a w nich stał nie kto inny jak mój przeznaczony.

-dlaczego to zrobiłeś-zapytałam głosem pozbawionym uczuć

-musiałem, za długo to trwało, oczywiście nie da się drugi raz pozbyć oznaczenia, wiec należysz do mnie-uśmiechnął się triumfalnie

-idę coś zjeść-powiedziałam

-jesteś jeszcze słaba , zaniosę Cię.-powiedział z troską?

-Nie-odpowiedziałam pewnie, co z tego, że ledwie trzymałam się na nogach i nawet nie wiedziałam gdzie jest kuchnia.

Aron jednak nie dawał za wygraną.
Wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i zeszliśmy dwa piętra niżej.
Weszliśmy do Jadalni, gdzie już mnie puścił. Pewnie weszłam do kuchni.

Były tam trzy dziewczyny prawdopodobnie omegi.

-witaj Luno-odezwała się jedna z nich. Przewróciłam oczami na te oficjalne powitanie, ale się nie odezwałam.

Odeszłam do jadalni gdzie siedział już Aron.

-słuchaj-zwrócił się do mnie - jako że jesteś już oznaczona to od jutra jemy razem z całą watahą, jutro też przedstawiam się stadu.

Jęknęłam z niezadowolenia, ale dalej milczałam.

Zjadłam jakieś kanapki zdobione przez omegi i wróciłam na górę.

-Aron która godzina?

-już późno. Obudziłaś się wieczorem wiec zaraz powinnaś iść spać, a rano przedstawię Cię watasze.

-chyba nie myślisz, że będę w tym chodzić-powiedziałam z wyrzutem.

-jak ci coś nie pasuje to ją zdejmij-oczywiście nie mógł darować sobie podtekstów.
-idę do O po ubrania, a swoją drogą muszę sobie jakieś kupić

-pojedziemy niedługo do jakiegoś centrum handlowego,a tymczasem spisz właśnie w tym-wskazał na jego koszulkę.

Jako, że nie miałam już sił się z nim kłócić, jedynie się umyłam i położyłam na wielkim łóżku.

Po chwili mój Mate dołączył do mnie, owijając swoje ręce wokół mnie.

-nawet nie myśl, że je zabiorę.

Czy taki mam teraz wieść los?
Na łasce osoby która nie szanuje mojego zdania?
Lepsze to niż wieczna ucieczka, ale tam miałam chociaż więcej swobody.

Nie wiedziałam co teraz będzie. Na chwile obecną odczuwam już tą więź.

Czy ja naprawdę zakochuję się w potworze, który wygnał własnego brata?

Dlaczego księżyc tak wybrał.

Spojrzałam odruchowo na jego rękę.
Widniały na niej dwie blizny od ognia.

Może była w nim jeszcze cząstka tego małego chłopca, zaciekawionego moją osobą.

On miał tylko 13lat. Może Cassandra wciąż żyje. Miałam takie właśnie wrażenie.

I już wiedziałam jak zmniejszyć napięcie między braćmi, oczywiście nagle nie zaczną się kochać, ale los lubi płatać figle.

Znajdę ją.

Znajdę dziewczynkę, która przeżyła w ogniu.

Bo przeczuwam, że ona żyje.

Znajdę dziecko, które nie jest niczemu winne.

Niestety znam tylko jedne miejsce gdzie może przebywać.

Ale ja tam nigdy nie wrócę.

—————————
Druga cześć maratonu pojawi się jeszcze dzisiaj a trzecia Jutro, bo strajki w szkole dają mi duuużo czasu na pisanie.

Standardowo jeżeli podobał wam się rozdział zostawiajcie gwiazdki ❤️

Samotna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz