Rozdział 18

3K 156 4
                                    

Maraton 2/3

Obudził mnie ten frajer który ze mną spał.
-Shadow musisz wstać, muszę przedstawić cię stadu

-nigdzie nie idę-mruknęłam wpółprzytomna

-nie masz nic do gadania, wstawaj-użył na mnie swojego głosu alfy.
Jako że byłam niżej w hierarchii powinnam się go posłuchać.

Jego niedoczekanie.

Kiedy starał się ściągnąć mnie z łóżka, delikatnie oparzyłam mu rękę. Ten automatycznie ją zabrał.

-nie będziesz mi rozkazywać-syknęłam

Po piętnastu minutach marudzenia w końcu zwlekłam się z łóżka.

-masz pół godziny, ubrania od O leżą w łazience. Po tym czasie mam cię widzieć u siebie w biurze.

-spierdalaj frajerze - burknełam po czym posłusznie weszłam do łazienki.
Aron na szczęście tego nie skomentował.
Weszłam pod prysznic i zaczęłam rozmyślać.

Muszę odnaleźć Cassandre.

Matka byłaby na mnie teraz wściekła.

Zostaje tu bo nie mam innego schronienia.

Mam być luną jego stada.

Gubiłam się we własnych myślach.

Wyszłam z prysznica i od razu poczułam chłód na swoim ciele.
Owinełam się ręcznikiem i wysuszyłam swoje kasztanowe włosy. Bo wykonaniu wszystkich najważniejszych czynności, skierowałam się do jadalni.

Niech alfa sobie sam radzi.

Uśmiechnęłam się pod nosem i przekroczyłam próg kuchni.

-witajcie dziewczęta-powiedziałam do nich chodź one były w moim wieku.

-Dzień Dobry Luno-zmów zwróciły się do mnie tak oficjalnie. To zaczęło mnie trochę przytłaczać.

Po chwili zobaczyłam bardzo wkurzonego Arona który szedł w moją stronę.

Niedobrze.

-gdzie miałaś być?-powiedział głosem pozbawionym uczuć.

-nie będziesz mi rozkazywał psie- odpowiedziałam pewnie. Oczy Arona pociemniały.

-później się z tobą policzę-syknął, a mnie przeszedł dreszcz.

Wspólnie niczym idealna para, skierowaliśmy się do Jadalni.
Siedziało tan naprawdę sporo wilków. Widziałam tylko dwa puste krzesła na środku, a między nimi siedziały dwie bety.

-witajcie, oświadczam, że odnalazłem swoją przeznaczoną-wskazał na mnie - macie wykonywać jej rozkazy i oddawać szacunek, każda niesubordynacja będzie karana.

Zasiedliśmy do stołu. Już chciałam spokojnie zacząć jeść, gdy przerwał mi kobiecy głos.

-Alfo, zgodnie z pokojowym traktatem podpisanym przez ciebie, ja miałam być Luną tego stada.

-Nie wątpie w to Kylie-głos Arona był aż zbyt oficjalny- ale napisane było jeżeli nie znajdę swojej Mate, wiec niestety nie będziesz Luną.

-Aron źle ci ze mną było?-zapytała uśmiechając się perfidnie w moją stronę.

Kylie nie wyglądała jak żadna dziwka, ani suka bez uczuć, jednak wkurzało mnie jej zachowanie. Wyczułam także, że była Alfą.

-Kylie, temat skończony.

-ale będziesz z tą miernotą z Lasu?-krzyknęła z wyrzutem .

Ja postanowiłam pokazać jej, że mam nad nią władzę. Siedziała kilka miejsc dalej ode mnie.

Stuknęłam ręką o stół i podpaliłam jej jedzenie, a ogień zaczął powoli się rozprzestrzeniać.

-temat skończony-powiedziałam oschle i zgasiłam ogień.

Kylie była mocno zdziwiona tym co się przed chwilą stało, wszystkie wilki także umilkły.

-przepraszam Alfo-zwróciła się do Arona.

Po chwili wszystko wróciło do normy. Kylie dostała nowy talerz i wszyscy zaczęli jeść. Ja jeszcze nie przyzwyczaiłam się do jedzenia dużej ilości, bo życie w lesie często zmuszało mnie do kilkudniowych głodówek.

Nałożyłam sobie kawałek mięsa, prawdopodobnie jelenia.

-zjedz więcej-warknął do mnie Aron

-zajmij się sobą - warknełam.

Po skończonym jedzeniu poszłam do biura Arona. Chciałam wspomnieć o jego siostrze, ale los sam mi w tym pomógł.

-Shadow, wyjeżdżam na jakiś tydzień do innej watahy- oświadczył

-Okej-rzuciłam i chciałam wyjść.

-jadę jutro, a tym masz żadnych cyrków nie odstawiać i nie uciekać bo i tak cię znajdę.

Ja jedynie wzruszyłam ramionami i wyszłam.
Wróciłam do „naszego pokoju", obmyśleć plan. Ja straciłam matkę, ale Alex może jeszcze odzyskać siostrę.

Oczywiście robie to dla Alexa nie dla Arona.

No dobra. Robie to dla i dla Alexa i dla Arona. Kogo ja oszukuje więź powoli zaczyna na mnie oddziaływać. Nie mogę walczyć z naturą. Matka chciała mnie chronić a nie zabierać mi szczęście.

Potrzebowałam kogoś do pomocy w skoku na watahę Gabriela. Napewno odpada mój przeznaczony. On mnie tam nigdy nie puści dobrowolnie. To samo Alex. Dwie bety jadą z Alfą więc ta opcja odpada.
Zabiorę ze sobą Octavię, i znajdę jakiegoś wysoko postawiomego wilka.

W końcu jestem Luną,  zamierzam wykorzystać.

—————————————-
Zdaję sobie sprawę, że rozdział miał być wczoraj, ale pisałam go wieczorem i zasnęłam. Dlatego wybaczcie.

Samotna wilczycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz