Rozdział 12: Opętani

375 33 9
                                    

Był tam, wsiadał do podrzędnej taksówki. Widziałam go, widziałam ich obu. Ashton i Michael, dwie osoby które za nic w świecie nie mogły mnie zobaczyć, mieli właśnie odjechać szarym peugeotem Bóg jeden raczy wiedzieć gdzie. Zacisnęłam dłoń na zasłonie, modląc się, by z jakiegoś powodu któryś z nich nie uniósł głowy. Stałam bowiem na klatce schodowej, wyglądając przez okno na półpiętrze pomiędzy czwartą a piątą kondygnacją. Ich widok sprawił, że prawie się zatraciłam i zdążyłam zbiec z dwunastego piętra aż tutaj, dopóki się nie opamiętałam. To dziwne, jak udało mi się przeżyć noc ze świadomością, że są dosłownie nad moją głową, a widząc ich zachowuję się jak ktoś godny miejsca w ośrodku psychiatrycznym. Zapewne też się i tak prezentowałam; miałam na sobie tylko długą koszulkę i workowate spodnie, a do tego bose nogi, stojąc na zimnej, marmurowej podłodze. Nie najmądrzejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłam, to prawda. Zaczynało mi się robić cholernie zimno.

Gdy tylko brudnawy samochód z podświetlonym napisem 'TAXI' zniknął za rogiem, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam swoją wędrówkę po schodach. Co prawda w budynku znajdowały się dwie wielkie windy, ale wolałam dodać sobie nieco czasu na przemyślenia. Tak, wiedziałam, że nasza nowa kryjówka znajdowała się w budynku, w którym kilka razy zlokalizowałam Ashtona, ale nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że zamieszkał on tu na stałe, jak to oznajmiał spis lokatorów przy skrzynkach na listy w recepcji. Czy Michael też tu mieszkał? Dlaczego tu byli? Przystanęłam w połowie schodów, gdyż zaczęło kręcić mi się w głowie od nadmiaru pytań bez odpowiedzi. To wszystko było chore. Po prostu chore.

Pokonując następne dwa piętra, starałam się zrozumieć, co to właściwie oznacza. Chłopak, którego zgodziłam się porzucić oraz mój starszy brat, obaj w jednym mieszkaniu, siedemnaście tysięcy kilometrów od rodzinnego domu. Skąd się tu wzięli? Próbowałam sobie przypomnieć rozmowę z Michaelem, i nagle sobie coś uświadomiłam.

- Gdzie jesteś? Co się z tobą działo?

- U mnie wszystko w porządku. Jest mi tu dobrze.

- Ale gdzie jesteś? Szukałem cię razem z-

- Michael, proszę. Daj mi dokończyć...

Reszta konwersacji rozmyła się w mojej pamięci, ale to nie miało znaczenia. Szukałem cię. Szukałem cię razem z... Czy miał zamiar powiedzieć: szukałem cię razem z Ashtonem? Jaka ja byłam ślepa! Irwin wcale nie jeździł po świecie dla własnej przyjemności, tylko mnie szukał. Fala nieokreślonej mieszaniny wdzięczności, gniewu, wstydu i niepewności wzburzyła moje jelita. Wiedziałam, że powiedziałam Michaelowi by dali mi żyć w spokoju dopiero kilka dni temu, ale na miłość boską, wciąż tu byli! Czy myśleli, że zmienię zdanie? Jeżeli tak, to bardzo się mylili. Byłam szczęśliwa, miałam przyjaciół na dobre i na złe oraz chłopaka, który mógłby oddać za mnie życie... Nawet, jeżeli czasem coś poszło nie tak i musieliśmy uciekać, to nie obawialiśmy się przyszłości na dłuższą metę. Nawet jeżeli miałabym umrzeć następnego dnia, to umarłabym zadowolona z tego, co miałam.

Ludzie to jednak dziwne istoty, a ich ciekawość nie zna granic. Moje kroki na schodach przyspieszyły, a gdy pokonałam ostatnie kilka stopni, stopy poniosły mnie biegiem do mieszkania. Trzęsącymi się z podekscytowania zarówno jak i zdenerwowania rękoma wyjęłam klucz z kieszeni spodni i otworzyłam zamek. Na szczęście nikomu nie przyszło do głowy zamykać na dolny zamek, inaczej chybabym eksplodowała pod tymi drzwiami. Niemalże uderzyłam klamką o ścianę, ale udało mi się opanować na tyle, by nie zrobić w niej dziury.

- Luke? - wysyczałam niemalże wgłąb mieszkania.

- Lee? - odpowiedział chłopak. Wydawał się nieco zaintrygowany, stając przede mną z ręką na szyi. - Właśnie się zastanawiałem, co się stało. Dość szybko stąd wybiegłaś - mimo niezdecydowania, postanowił postawić na sceptycznego dowcipnisia. Przewróciłam oczy na jego nieudolne wysiłki.

Earthbound • 5SOSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz