Świąteczny bonus, niby nieplanowany a jednak. Obiecałam pewnej Specjalnej Osobie, która oczywiście wie, że mowa o niej. Keep on being badass, you're so pretty in punk! I love you.
Dodatek nie jest długi, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba - a w szczególności Rilum shippers, jako, że jest z perspektywy Cala. Jeżeli chodzi o związanie z fabułą... Gdyby nie ostatnie wydarzenia, gdyby czas zatrzymał się na nocy Lee i Luke'a, kiedy wszystko u wszystkich było cacy... Wtedy byłby jak najbardziej adekwatny. Pozostańmy więc w bąblu tego całego słodkiego badziewia przez jeszcze trochę.
Następny rozdział jest w trakcie tworzenia, bo mi nie idzie. Dupa, szanowni państwo. Powinien się pojawić przed Sylwestrem. Bez większych już wstępów, mam nadzieję, że się spodoba. Wesołych Świąt! x***
Święta nadeszły cicho i nieoczekiwanie, w tym roku zostałem nagle zaatakowany agresywnymi znakami oznajmiającymi promocje i błyskającymi jak popadnie lampkami. Kolejny remix popularnej świątecznej piosenki irytuje moje uszy, zupełnie jakby radiowcy zapomnieli o czymś takim jak pospolita muzyka. O punku czy chociażby odrobinie rocka mogę co najwyżej pomarzyć, ale święta są raz w roku, prawda? Dzięki Bogu, że ani razu więcej. Stoję w końcu już conajmniej po raz ósmy przed tą samą wystawą. Plecak nie jest już co prawda tak lekki, jak był na początku Mikołajowej wyprawy - szczególnie, że gdzieś na samym dnie udało mi się ukryć dwa kontrolery do konsoli najnowszej generacji dla Lucasa, który narzekał, że nie może w normalnych warunkach pograć w GTA - ale najważniejsze jeszcze wciąż przede mną. Wystawa razi mnie w oczy po raz kolejny tego dnia, aż roi się od niej od błyszczących cacek, które tak podobają się dziewczynom. Wszystkie te błyskotki, nie ważne jak lśniące, nie wydają mi się jednak odpowiednie. Są jakieś takie... pospolite. Planując dla niej prezent, stanowczo odmówiłem sobie nawet myślenia o pospolitości. Czuję, że obraziłbym Ritę Juarez nawet najsubtelniejszą sugestią, że się nie wyróżnia. Cholera, uznałbym sam siebie za idiotę, oczywiście gdybym tylko kiedykolwiek tak pomyślał. Odwracam się od zaparowanej szyby i włóczę się bez celu. Oxford Street - pierwsze miejsce, jakie tylko przyszło mi do głowy, gdy padło hasło świąteczne zakupy - jest oczywiście zapchana ludźmi aż po fasady budynków, ale jakoś udaje mi się zręcznie domanewrować aż do wejścia do jednego z mini-centrów handlowych, które raczej nie są popularne wśród turystów czy też zabieganych matek z prostego powodu, że dość trudno znaleźć do nich wejście, zwykle ukryte w niewielkim przejściu czy też na tyłach Angus Steakhouse. Jest tu o wiele luźniej, więc nie muszę już przepychać się i obmyślać wymyślnych taktyk. Kilka sklepów przykuwa moją uwagę; niemalże od niechcenia kupuję rękawiczki i szalik do kompletu, bo Evangeline nigdy nie ma dość takich drobiazgów. Metodycznie napycham plecak kolejnymi prezentami - koło kontrolerów i rękawiczek spoczywają też zapakowana na prezent skórzana kamizelka dla Lee kupiona w sklepie z akcesoriami motocyklowymi (z którego, o dziwo, wciąż pobrzmiewa jakże błogi dla moich uszu metalcore) i parę zapachowych świec, właściwie dla nikogo. Nawet mnie chyba się udziela świąteczny nastrój, nawet przyłapuję się na nuceniu Fairytale in New York* co parę kroków. Nic jednak nie zadowala mnie na tyle, bym zechciał sprezentować to Ricie pod choinką. Ze zrezygnowaniem kieruję się z powrotem na zatłoczoną Oxford Street, postanawiając pojechać metrem na Camden Market. Niedaleko wyjścia, innego niż to, którym wszedłem, stoi niewielki stragan, zapewnie nielegalnie ustawiony poza oczami odpowiednich służb. Na stołeczku za chybotliwym stołem ku mojemu zdziwieniu siedzi młody chłopak, ma co najwyżej piętnaście lat. Z niechęcią patrzy się na mnie, dopóki nie podchodzę do straganu.
- Próbujesz zarobić na święta? - zagaduję, przeglądając jednocześnie towar wystawiony na zaimprowizowanej ladzie.
- Powiedzmy - odpowiada, obserwując mnie i moje ruchy uważnie. Widać, że rzadko kto w ogóle podchodzi do niego, ma dużo rzeczy, głównie sporo nieskompletowanej, antycznej biżuterii. Chcę przyjrzeć się bardziej pewnej bransolecie, ale nie ważę się podnieść jej z blatu. Nie chcę narobić dzieciakowi kłopotów tuż przed świętami, specjalnie, że widać iż nie ma kolorowo, a jestem pewien, że mógłby się na mnie rzucić.
- Ciężkie czasy, co? - kontynuuję, skanując pobieżnie pierwszy rządek pierścionków, które leżą luzem na suknie.
- Raczej nie dla wszystkich - burczy tylko pod nosem, patrząc zaborczo na mój wypchany plecak. Walczę z chęcią przewrócenia oczami. - Jeżeli nie zarobię dziś jeszcze dwudziestu, matka w życiu nie da rady zamówić indyka u rzeźnika. To jej stara biżuteria.
Kiwam tylko głową, aż w końcu zauważam to. Leży, niepozornie wśród innych, mniej dystyngowanych kółeczek ze złota czy czegokolwiek. Jest to pierścionek, dość szeroka obrączka ze złotawym połyskiem o nierównej, chropowatej fakturze. Nie jest to jednak prosta ozdoba, jest bowiem ona misternie powycinana na wzór, który rozpoznaję dopiero po chwili. Ten pierścionek to labirynt, który rozgryźć może tylko jego właściciel, wszystkie jego chłodne korytarzyki, wycięcia i wykusze.
- Biorę to - mówię, biorąc drobiazg w dłoń. Jest chłodny, niczym mała iskierka lodu. - Ile za niego chcesz?
- Ile byś za niego dał? Raczej i tak nie dam rady dobić dziś targu. Nie pierwszy to raz, gdy obchodzimy się bez porządnej świątecznej kolacji. - Ramiona chłopaka okryte lichą kurtką wzruszają się, gdy ten udaje, że mu wszystko zwisa. Widzę jednak, że to tylko powłoka, wyciągam więc portfel, a z niego nieokreśloną liczbę dwudziestofuntowych banknotów. Szybko przeliczam w myślach, po czym w dłoń chłopaka wciskam jedenaście razy tyle, ile mówił, że potrzebuje.
- Wesołych świąt - mówię z półuśmiechem, odchodząc gdy chłopak wciąż stoi w bezruchu, patrząc na sumę pieniędzy w swoich dłoniach. W chwili gdy wychodzę na mroźne powietrze, zauważam przez ramię, że się uśmiecha. Zatrzymuję się, i też czuję uśmiech na swojej własnej twarzy. Uśmiech, który tylko się powiększa po tym, jak zauważam ogromnego misia na wystawie Toys R Us. Przed powrotem do domu czeka mnie jeszcze jeden przystanek.
CZYTASZ
Earthbound • 5SOS
Fanfic"Nie mogłam i nie potrafiłam już udawać. Byłam zbyt zmęczona, by zaprzeczać; jaki był w tym wszystkim sens? Prawda była tylko jedna, a oznaczało to, że ja sama byłam kimś obcym samej sobie. Byłam potworem." Oakley Clifford nie jest tą samą dziewczy...