XXVI

322 31 144
                                    

Lel, to chyba pierwszy rozdział w całości pisany tylko jedną perspektywą...
...nie zabijajcie mnie za to... ;-;
.
.
.
*Perspektywa Tom'a*
.
.
.

Błąkam się bez celu po ulicach, dziś na pewno nie wrócę do domu, a jutro ? Nie wiem, ale wątpię. Nie wiem co ze sobą zrobić, więc chodzę i chodzę i wymyślić nic nie mogę.
Co chwila mijałem jakiś ludzi, nie, nie ludzi, rodziny, szczęśliwe, kochające się rodziny. Miłość...czym jest miłość..? Taka, prawdziwa, szczera, tak, która nie trwa tylko przez jakiś czas, która nie pozostawia po sobie bólu i nieprzespanych nocy ? czy ta miłość istnieje ? I czy też rani, tak ja ta którą poznałem do tej pory ?
A może to wszystko kłamstwo ? Może miłość tak naprawdę nie istnieje, może to tylko przyzwyczajenie.
Przywiązanie do przypadkowych ludzi, którzy przypadkiem stanęli na naszej drodze.

Zrobiło się chłodniej, więc założyłem kaptur bluzy na głowę i poszedłem dalej w obcym mi kierunku.

Więzi, które ma się z rodzicami nie są przypadkowe, są ważne, ale czy są najważniejsze ? Przecież nie zawsze dziecko musi dogadywać się z rodzicami, czasem ma się kochających rodziców, a czasem tylko dawców genów i nic więcej, ale to nic złego. Przynajmniej ja tak myślę. Zamiast ślepo wierzyć w pokrewieństwo krwi, o wiele bardziej zależy mi na tych więziach, które sam tworzę, z ludzimi, których chce widzieć w swoimi życiu, szkoda tylko, że nikt nie chce mnie widzieć w swoim...

Zegarek w moim telefonie wskazywał już prawie 14:00 i 17 nie odebranych połączeń od Edd'a oraz od grona SMS'ów. Nie chcę by się martwił, więc napisałem mu tylko krótkiego SMS'a.

"Nic mi nie jest, nie musisz się martwić, ale dziś zanocuje u kolegi, przepraszam."

U kolegi...
Lekko parsknąłem śmiechem. Przecież ja znam tylko kilka osób, a i tak nie mam pojęcia, gdzie kto mieszka. Później się nad tym pomyśli.
Wyłączyłem telefon całkowicie, nie chce więcej niepotrzebnych rozproszeni. Poszedłem do mojego ulubionego miejsca w całym mieście, plac zabaw koło lasu. Cicho, spokojnie i co najważniejsze huśtawka, jak mam gdzieś smutać, to tylko tam.

Kiedy dotarłem do celu mojej podróży od razu wszedłem do huśtawki, potocznie zwanej bocianim gniazdem. Leżałem na plecach, nogi zwisały bezwładnie, a głowę oparłem o koniec huśtawki i wsłuchałem się w ciszę, która panowała na placu, co jest dziwne, bo dopiero była przed 15.

Leżałem tak, z zamkniętymi oczami, aż nie poczułem przy sobie czyjeś obecność, lekko otworzyłem oczy i trochę się zląkłem widząc przed sobą Viktora, ale nie zamierzalem podnosić się z huśtawki.

Viktor : Hej, co tutaj robisz ?

Nic nie odpowiedziałem, bo po co, przecież wiem, że on też wie co się stało, nie wiem za to czy chce być miły, że pyta, czy może chce to po prostu usłyszeć odemnie.

Viktor : Chodzi o waszego gościa ?

Uśmiechnąłem się lekko, wiedziałem, że wie. To by było dla niego coś nowego, gdyby nie bawił się w mojego stalkera.

Viktor : Zamierzasz mnie ignorować ?

Tom : Jeśli będę musiał. Naprawdę nie mam teraz humoru na unikanie ciebie. - Patrząc tak na niego coś sobię przypomniałem. - mówię to z ciężkim sercem, ale dziękuję.

Viktor : Za co ?

Tom : pokazałeś mi prawdę mimo, że byłem dla ciebie taki dupkowaty, dlatego dziękuję.

Classic Stupid Tom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz