Rozdział 3

6.2K 343 64
                                    

Pov. Ryan

Weszliśmy do domu Cobbana, czując cudowny zapach obiadu. Aż ślinka cieknie.

- Jack ? Kochanie jesteśmy ! - krzyknął Mike.

- W kuchni. - odpowiedział.

Ruszyliśmy przechodząc przez salon zauważyłem, że z ich kanapą jest coś nie tak, lecz nie zawracałem sobie tym głowy.

- Gdzie ten chłopak ? - zapytał Mikey, rozglądając się po pomieszczeniu.

- W łazience. - odparł Jack'ie.

- Jak to w łazience ? - warknąłem. - Zrobił ci coś ? Nie powinieneś pozwalać mu na takie coś Brooklyn.

- Uspokuj  się to przerażona omega z Roth. - mruknął niewzruszony blondyn. - Andy o ile dobrze pamiętam.

- Z Ruth ? - juz wiedziałem przynajmniej dlaczego widziano ich strażników blisko granicy.

- Tak. - potwierdził jeszcze raz. - Chcieli go zmusić do połączenia, pewnie z jakimś starym chujem. - wzruszył ramionami. - Powiedział, że omega w och stadzie ma przejebane i...

- Nie przeklinaj, bo powiem Harvey'owi. - skarciłem go, na co przewrócił oczami.

- Emm dzień dobry. - usłyszałem za sobą delikatny, cichy głos.

Odrazu się odróciłem, a przed sobą zobaczyłem drobnego, uroczego blondynka. Gdy dotarł do mnie jego zapach, moje oczy zaświeciły się na czerwono. Jego z kolei na śliczny błękit, niewiele różniący się od normalnego koloru jego oczu. Niesamowite...

- Witaj. - starałem się nie rzucić na niego.

- Chodź Andy. - zawołał go Brooklyn. - to jest Mikey, mąż Jack'a. - wskazał palcem na drugiego alfę. - A to Ryan. - pokazał ma mnie. - Największy gbur w stadzie. - szepnął trochę ciszej.

Blondynek zachichotał i spojrzał na mnie z dołu.

- Miło mi was poznać. - stwierdził. - I dziękuję za... za pomoc. - opuścił głowę w dół.

- Później sobie porozmawiacie. - przerwał Jack. - Obiad gotowy, chodź Andy.

Chłopak posłusznie podszedł do stołu i usiadł. Był uroczo niski, miał dołeczki w policzkach i zapach, który mnie obezwładnił. Usiadłem obok niego, nie wierząc ze ktoś mógłby chcieć skrzywdzić kogoś tak delikatnego jak on.

Po obiedzie, który minął w ciszy, gdyż Jack kazał nam się zamknąć i dać spokój Andy'emu chociaż na ten czas, przyszedł moment na zadawanie pytań.

- Wiec Andy. - zaczął Mike. - Co sprowadza cie do naszej watahy ?

- J-ja nie wiem gdzie jestem. - wyszeptał. - U nas, omegi nie miały prawa posiadać takich informacji. Tym bardziej na temat obcego stada. Nie wiem jak tutaj dotarłem, ani ile czasu minęło.

- To są podstawowe informacje, które są podawane w szkole. - zdziwił się Mikey. - Nie wiesz w jakiej jesteś części Anglii ?

- Nie. - pokręcił głową. - Omegi mają dbać o dom i być dobre dla alf. Dać im szczeniaki a reszta nie powinna nas interesować. - powiedział to na jedym wydechu, jakby znał to na pamięć.

- Co za pieprzenie. - wypalił Brooklyn. - Kto ci takie głupoty powiedział ? - prychnął.

- Alfa stada. - odpowiedział. - Tak jest przecież w kodeksie.

- W czym ? - zacząłem się śmiać. - W jakim kodeksie ?

- Watah. - odpowiedział niepewnie. - Jeżeli ktoś go nie przestrzega, jest karany.

- Jak ? - zapytałem zaciekawiony.

- Śmiercią. - spuścił głowę i zaczął bawić się palcami. - Powinienem już nie żyć.

- Spokojnie. - Jack złapał go za rękę. - Nie pozwolimy cie zabić prawda ?

- Wystarczy, że alfa waszego stada się dowie, że tutaj jestem. - przetarł oczy, chcąc pozbyć się łez. - Napewno mnie odda.

- Wątpię. - odpowiedziałem. - Nie oddam cie im, możesz być spokojny.

Chłopak podniósł głowę, a na jego twarzy wypisany był szok. Uśmiechałem się do niego, chcąc go uspokoić.

- T-ty ? - rozejrzał się po pozostałych osobach szukając ratunku. - J-ja przepraszam za moje zachowanie Alfo. Nie powinienem był.

Chciał uklęknąć, lecz go powstrzymałem.

- Spokojnie siedź, u mnie w stadzie panują trochę inne warunki niż u ciebie. - powiedziałem. - Za chwile pójdziemy do mojego domu, i tam odpoczniesz. W porządku ?

Pokiwał szybko głową na tak, ale nic nie powiedział. Jakby się bał.

- Napijecie się czegoś ? - zapytał Mikey.

- Nie dzięki. - uśmiechnąłem się. - Myślę, że lepiej będzie jeżeli zabiorę już Andy'ego do mnie.

Wszyscy na to przystali, wiec już kilkanaście minut później otwierałem drzwi do mojego domu.

- Narazić tu zamieszkasz dobrze. - znów odpowiedział skinieniem głowy. - Andy, możesz się do mnie odezwać ?

- J-ja po prostu... ugh jest mi głupio, za moje wcześniejsze zachowanie. - skulił się. - Mogłem uważać co mówię Alfo.

- Mów do mnie Ryan, Rye jak chcesz. Nie jestem twoim wrogiem. - próbowałem go uspokoić. - Chodź pokaże ci twój pokój, łazienkę i dam Ci jakieś ubranie do spania.

Resztę dnia spędziłem, poznając omegę i już mogę powiedzieć, że jest cudowny. Niestety przez swoją watahe wiele stracił, lecz postanowiłem, że mu to wynagrodzę.

- Dobranoc Rye. - powiedział, gdy staliśmy obok drzwi od jego sypialni.

- Dobranoc Andy. - odpowiedziałem i pogłaskałem go po włosach.

Mamy następny ! ❤💕 jak wrażenia ?





Przeznaczony  ( RANDY ) ( A/B/O) ( Zakończone ) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz