Pov. Ryan
Weszliśmy do domu Cobbana, czując cudowny zapach obiadu. Aż ślinka cieknie.
- Jack ? Kochanie jesteśmy ! - krzyknął Mike.
- W kuchni. - odpowiedział.
Ruszyliśmy przechodząc przez salon zauważyłem, że z ich kanapą jest coś nie tak, lecz nie zawracałem sobie tym głowy.
- Gdzie ten chłopak ? - zapytał Mikey, rozglądając się po pomieszczeniu.
- W łazience. - odparł Jack'ie.
- Jak to w łazience ? - warknąłem. - Zrobił ci coś ? Nie powinieneś pozwalać mu na takie coś Brooklyn.
- Uspokuj się to przerażona omega z Roth. - mruknął niewzruszony blondyn. - Andy o ile dobrze pamiętam.
- Z Ruth ? - juz wiedziałem przynajmniej dlaczego widziano ich strażników blisko granicy.
- Tak. - potwierdził jeszcze raz. - Chcieli go zmusić do połączenia, pewnie z jakimś starym chujem. - wzruszył ramionami. - Powiedział, że omega w och stadzie ma przejebane i...
- Nie przeklinaj, bo powiem Harvey'owi. - skarciłem go, na co przewrócił oczami.
- Emm dzień dobry. - usłyszałem za sobą delikatny, cichy głos.
Odrazu się odróciłem, a przed sobą zobaczyłem drobnego, uroczego blondynka. Gdy dotarł do mnie jego zapach, moje oczy zaświeciły się na czerwono. Jego z kolei na śliczny błękit, niewiele różniący się od normalnego koloru jego oczu. Niesamowite...
- Witaj. - starałem się nie rzucić na niego.
- Chodź Andy. - zawołał go Brooklyn. - to jest Mikey, mąż Jack'a. - wskazał palcem na drugiego alfę. - A to Ryan. - pokazał ma mnie. - Największy gbur w stadzie. - szepnął trochę ciszej.
Blondynek zachichotał i spojrzał na mnie z dołu.
- Miło mi was poznać. - stwierdził. - I dziękuję za... za pomoc. - opuścił głowę w dół.
- Później sobie porozmawiacie. - przerwał Jack. - Obiad gotowy, chodź Andy.
Chłopak posłusznie podszedł do stołu i usiadł. Był uroczo niski, miał dołeczki w policzkach i zapach, który mnie obezwładnił. Usiadłem obok niego, nie wierząc ze ktoś mógłby chcieć skrzywdzić kogoś tak delikatnego jak on.
Po obiedzie, który minął w ciszy, gdyż Jack kazał nam się zamknąć i dać spokój Andy'emu chociaż na ten czas, przyszedł moment na zadawanie pytań.
- Wiec Andy. - zaczął Mike. - Co sprowadza cie do naszej watahy ?
- J-ja nie wiem gdzie jestem. - wyszeptał. - U nas, omegi nie miały prawa posiadać takich informacji. Tym bardziej na temat obcego stada. Nie wiem jak tutaj dotarłem, ani ile czasu minęło.
- To są podstawowe informacje, które są podawane w szkole. - zdziwił się Mikey. - Nie wiesz w jakiej jesteś części Anglii ?
- Nie. - pokręcił głową. - Omegi mają dbać o dom i być dobre dla alf. Dać im szczeniaki a reszta nie powinna nas interesować. - powiedział to na jedym wydechu, jakby znał to na pamięć.
- Co za pieprzenie. - wypalił Brooklyn. - Kto ci takie głupoty powiedział ? - prychnął.
- Alfa stada. - odpowiedział. - Tak jest przecież w kodeksie.
- W czym ? - zacząłem się śmiać. - W jakim kodeksie ?
- Watah. - odpowiedział niepewnie. - Jeżeli ktoś go nie przestrzega, jest karany.
- Jak ? - zapytałem zaciekawiony.
- Śmiercią. - spuścił głowę i zaczął bawić się palcami. - Powinienem już nie żyć.
- Spokojnie. - Jack złapał go za rękę. - Nie pozwolimy cie zabić prawda ?
- Wystarczy, że alfa waszego stada się dowie, że tutaj jestem. - przetarł oczy, chcąc pozbyć się łez. - Napewno mnie odda.
- Wątpię. - odpowiedziałem. - Nie oddam cie im, możesz być spokojny.
Chłopak podniósł głowę, a na jego twarzy wypisany był szok. Uśmiechałem się do niego, chcąc go uspokoić.
- T-ty ? - rozejrzał się po pozostałych osobach szukając ratunku. - J-ja przepraszam za moje zachowanie Alfo. Nie powinienem był.
Chciał uklęknąć, lecz go powstrzymałem.
- Spokojnie siedź, u mnie w stadzie panują trochę inne warunki niż u ciebie. - powiedziałem. - Za chwile pójdziemy do mojego domu, i tam odpoczniesz. W porządku ?
Pokiwał szybko głową na tak, ale nic nie powiedział. Jakby się bał.
- Napijecie się czegoś ? - zapytał Mikey.
- Nie dzięki. - uśmiechnąłem się. - Myślę, że lepiej będzie jeżeli zabiorę już Andy'ego do mnie.
Wszyscy na to przystali, wiec już kilkanaście minut później otwierałem drzwi do mojego domu.
- Narazić tu zamieszkasz dobrze. - znów odpowiedział skinieniem głowy. - Andy, możesz się do mnie odezwać ?
- J-ja po prostu... ugh jest mi głupio, za moje wcześniejsze zachowanie. - skulił się. - Mogłem uważać co mówię Alfo.
- Mów do mnie Ryan, Rye jak chcesz. Nie jestem twoim wrogiem. - próbowałem go uspokoić. - Chodź pokaże ci twój pokój, łazienkę i dam Ci jakieś ubranie do spania.
Resztę dnia spędziłem, poznając omegę i już mogę powiedzieć, że jest cudowny. Niestety przez swoją watahe wiele stracił, lecz postanowiłem, że mu to wynagrodzę.
- Dobranoc Rye. - powiedział, gdy staliśmy obok drzwi od jego sypialni.
- Dobranoc Andy. - odpowiedziałem i pogłaskałem go po włosach.
Mamy następny ! ❤💕 jak wrażenia ?
CZYTASZ
Przeznaczony ( RANDY ) ( A/B/O) ( Zakończone )
FanfictionOmega w moim stadzie, musi trzymać się wyznaczonych zasad. Ja tego nie zrobię... Uwaga ! : Opowiadanie w formie a/b/o, przekleństwa, mogą występować sceny +18 Ps. Nie wszystko zgadza się jak w zwykłym abo !