Pov. Ryan
- Tak, Andy ma rację. - potwierdziłem - Mamo, Tato, Andy jest w ciąży. Będziecie dziadkami, i to podwójnie.
- Słucham ?! - krzyknęła moja rodzicielka. - Usunie to. Andy nie jest dla ciebie odpowiedni, a wręcz przeciwnie. Nie jest nikim ważnym....
- Dość ! - krzyknąłem uderzając dłonią w stół. - Wyjdź i wiedz, że od dziś nie masz syna....
Spojrzałem na Andy'ego, który chodź udawał, że wcale nie ruszyły go słowa mojej mamy, miał smutny wzrok. Zdawałem sobie sprawę z tego, że do końca tkwiła w nim nadzieja, że moja mama zakceptuje go i pomoże dobrze sprawować piecze nad resztą stada.
- Jak możesz ? - wybuchła. - Wybierasz tego przybłędę, niż własną matkę ?
- Właśnie to robie. - pokiwałem głową. - a teraz możesz wyjść. - mój głos, nie znosił sprzeciwu.
Zaszokowana kobieta chwile wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem, lecz po chwili odeszła od stołu i szybko opuściła dom.
- Kochanie, wszystko dobrze ? - podszedłem do blondyna ze zmartwioną miną, widząc jak blady się zrobił.
- Tak, tak. Tylko musze się przewietrzyć, zaraz wrócę. - posłał mi delikatny, wymuszony uśmiech i ruszył w stronę drzwi.
Wypuściłem głośno powietrze, bojąc się reakcji ojca, jednak musiałem na niego spojrzeć.
- Przykro mi Rye, widzę jak kochasz tego chłopaka, a własna matka tego nie akceptuje. - pokręcił zrezygnowano głową. - Myślałem, że jest już dobrze, lecz jak widać się myliłem. - wymusił uśmiech, przyciągając mnie do siebie. - Oczywiście gratulacje.
Poklepał mnie po plecach, a następnie odsunął się. Widziałem na jego twarzy szczęście, jak i smutek wywołany zachowaniem jego żony.
- Dziękuję, Andy dzielnie to znosi, chodź jego humorki są czasami okropne. - Zaśmiałem się, a on razem ze mną.
- Gdy byłeś jeszcze w brzuchu mamy, miałem podobnie. - pokiwał głową w zamyśleniu. - Najgorsze były zachcianki w nocy, nie raz musiałem wstawać i jechać po coś do sklepu, a na dodatek gdy już wracałem, okazywało się, że to nie to co powinno być.
Uśmiechnąłem się, słuchając ojca, lecz chwile później usłyszałem głośny krzyk i dźwięk uderzenia. Popatrzyliśmy się na siebie w tym samym momencie i oboje ruszyliśmy przed dom.
Auto rodziców, z mamą w środku stało toż przy małym skulonym i zakrwawionym ciele. Moje oczy się zaszkliły, a nogi same poniosły mnie do Andy'ego.
- Kochanie ? - powiedziałem łamiącym się głosem, kładąc sobie głowę blondyna na kolanach. - Proszę powiedz coś. - błagałem, zaczesując jego grzywkę na bok.
- R-rye? - jego głos był cichy, a w oddali wiele innych które coś krzyczały, jednak cała moja uwaga poświęcona była tej małej istotce. - Przepraszam..... k- kocham cie.
Z ust chłopaka wypływała krew, a ciało opuszczały wszystkie siły. Jego blada dłoń delikatnie uniosła się ku mojej twarzy gładząc policzek. Delikatny uśmiech wpełzł na jego usta.
- Tak bardzo Cię kocham, pamiętaj o tym. - powtórzył a jego oczy się powoli zamykały.
- Andy ? - krzyknąłem. - Nie, nie, nie, błagam ! Ja ciebie też, tylko nie zamykaj oczu !
Jego dłoń powoli opadła, a bicie serca zwolniło, aż przestało bić całkiem....
To koniec....
Przepraszam....
CZYTASZ
Przeznaczony ( RANDY ) ( A/B/O) ( Zakończone )
FanfictionOmega w moim stadzie, musi trzymać się wyznaczonych zasad. Ja tego nie zrobię... Uwaga ! : Opowiadanie w formie a/b/o, przekleństwa, mogą występować sceny +18 Ps. Nie wszystko zgadza się jak w zwykłym abo !