Zostawiłem Oktawie u makijazystki a sam poszedłem szukać kogoś komu mogę się wygadać... Nie wiem jakim chujem, ale trafiłem na Bugajczyka. Nie wnikam co on tu robi...
-Siema Igor! -usiadłem obok niego na kanapie.
-Hej. Co jest? -zapytał patrząc na mnie spod tych swoich okularów.
-Musisz mi pomóc-stwierdzułem na co on pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Oktawia? -rozsiadł się wygodniej jak jakaś baba na świeże ploteczki.
-Ja już sam nie wiem... Ja ją bardzo, bardzo kocham. Mógłbym jej dać wszystko! Ona mi zawsze pomaga jest ze mną w każdej chwili... Każdy jej dotyk jest jak lek na rany. Każdy pocałunek leczy moje serce. Jak jej nie ma to mi jej brakuje, a jak jest to chce jej więcej... Już sam nie wiem-westchnąłem.
-Dobra na pewno wiem dwie rzeczy: kochasz ją, boisz się. Mów dalej-jebany psycholog się kurwa znalazł!
-No ona jest aniołkiem... Boginią... Afrodytą... Ksiezniczką, a ja "zwykły Mati cham"-podśpoewałem.
-No chłopie to ją zapytaj! -trącił mnie w ramię.
-Myślisz, że to takie proste? -wypuściłem powietrze z ust.
-Tak? -zmarszczył czoło.
-Może dla ciebie-wywróciłem oczami.
-Ty też zawsze zarywałeś na luzie, a teraz co? -zaśmiał się.
-Ta dziewczyna jest inna... Wyjątkowa-rozmarzyłem się wręcz widząc przed oczami ją do połowy nagą obok mnie..
-Niestety tak to ja ci kurwa nie pomogę. Jedyne co mogę powiedzieć to zbuduj miłość-poklepał mnie po ramieniu i poszedł w pizdu!
Znowu zostałem sam z moimi myślami... Zakryłem twarz rękami i siedziałem pewnie w iście zakłamanej pozie. Poczułem, że ktoś kładzie mi ręce na barkach i zatacza je delikatnie do tyłu. Zaraz potem do moich dróg oddechowych dostał się przyjemny zapach kwiatowych perfum, które Oktawia dostała ode mnie na urodziny.
-Co jest? -złożyła pocałunek na moim karku.
-Sam nie wiem-rozpływałem się pod jej dotykiem.
-Zbyt często się zadręczasz. Może pojedziemy gdzie we dwójkę? Nad jakieś jezioro? Sami, żebyś mógł odpocząć, odizolować się-zaproponowała.
-Byłoby cudownie-potwierdziłem.
-Za 3 dni? Wszystko ogarne, ty sie tylko spakuj-całowała mnie po policzkach, bo dobrze wiedziała, że tego potrzebuje.
-Dziękuję-uśmiechnąłem się, chodź wiedziałem, że tego nie zobaczy, bo stała za mną.
Stała za mną w piękniej sukience...
-Stań przedemną-poprosiłem.
W mgnieniu oka dziewczyna pojawiła się przede mną i wyglądała nieziemsko...
Jej brązowe włosy opadały swobodnie za plecy, lekki, niewidoczny wręcz makijaż idealnie pasował do jej naturalnej urody... Śmiało mogę powiedzieć, że stanął przede mną anioł w zielonej sukni i czarnych szpilkach.-Jesteś przepiękna-chwyciłem jej malutkie dłonie i ukryłem w swoich łapskach.
-Dziękuję-idealna... Piękna... Jebany ideał..
Dlaczego?
-Dziękuję, że jesteś-w moich oczach pojawiły się łzy.
-Nie płacz-natychmiast je otarła.
-To jest niemożliwe... Płacze, bo nie wiem dlaczego akurat mi trafił się taki anioł i dlaczego jestem taką cholerną pizdą-popatrzyłem na nią ledwo widząc przez rozmazany obraz.
-Nie jesteś, Mateusz nie jesteś-mocno mnie przytuliła-nie byłeś, nie jesteś i nie będziesz-zapewniała mnie.
Tego potrzebuje przez całe życie...
Kogoś kto mnie pocieszy, podniesie na duchu, przytuli, pogłaszcze, pomoże, wytrze łzy, kogoś kto zawsze będzie że mną... Wiem, że to byłoby strasznie egoistyczne gdyby Oktawia była tylko dla mnie takim lekiem, bo grzechem jest zabierać światu takiego aniołka jakim ona jest, ale potrzebuje jej tak bardzo całej...