szklanka wody

934 47 6
                                    

Patrcik:

-I want the world in my hands
I hate the beach
But I stand
In California with my toes in the sand

To niemożliwe, nie dość, że śpiewa całkiem dobrze. Choć nie, śmiało mogę przyznać, że nie słyszałem lepszego coveru tej piosenki. Naprawdę musiała dzisiaj przyjść?

- Ej, stary, ta laska naprawdę wymiata. Odwróć się i sam zobacz.

Niechętnie zrobiłem co zasugerował Seth. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Kto by się spodziewał, że dziewczynka od łazienki i szkolnej odsiadki ma taki głos. Samo to, że wyszła na scenę, wykazała się odwagą. Nieźle.

Emily:

- Dziękuję! - krzyknęłam do mikrofonu, kiedy skończyłam śpiewać.

Pośpiesznie zeszłam ze sceny i udałam się do czekającego na mnie Gabriela. W tym czasie organizator złapał za mikrofon.

- To była nasza ostatnia uczestniczka dzisiejszego wieczoru. Nie była taka straszna, co nie? Za kilka minut ogłoszę kto wygrał!

- O mój boże, dziękuję Gabrielu! - niewiele myśląc rzuciłam się na niego z uściskiem. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Choć następnym razem to ty występujesz!

- Nie ma sprawy Emily. Dla ciebie wszystko. - powiedział i się uśmiechnął. - Choć nie, nie wszystko. Za żadne skarby nie wciągniesz mnie na scenę. Nie każdy ma taki anielski głos jak ty. A teraz spójrz co nam zamówiłem.

Jeszcze raz go uścisnęłam i odwróciłam się w stronę stolika, na którym zobaczyłam osiem szotów.

- Kamikadze? - spytałam sięgając po dwa i podając jednego Gabrielowi.

- Aż taka jesteś obeznana?

Wypiliśmy trunek, który mieliśmy w rękach po czym sięgnęliśmy po następne. Kiedy na scenę wchodził organizator na naszym stoliku nie znajdował się ani jeden pełny kieliszek. Bawiłam się naprawdę dobrze. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Nie przejmowałam się nawet wynikami. W prawdzie zależało mi na pieniądzach, ale w ten wieczór uświadomiłam sobie, jak przyjemnie jest robić rzeczy, o których się zawsze marzyło.

Może śpiewanie w barze nie należało do moich priorytetów, ale zawsze coś.

- Zwycięzcą jest nasza śpiewaczka Emily! Wychodząc, zgłoś się do baru po odebranie nagrody!

- Z tego wszystkiego pójdę zamówić nam kolejną kolejkę, może coś mocniejszego tym razem? Poczekaj tu na mnie. Albo choć ze mną bo jeszcze ten kelner tutaj wróci...

Co?

- Przestań, nawet jeśli to co?

- Emily,nie możesz skakać z kwiatka na kwiatek. Pójdę po alkohol.

Z kwiatka na kwiatek?

Gabriel może ma słabszą głowę ode mnie. W sumie to może być trochę uroczę. W końcu nie miał na myśli pewnie niczego złego. Spojrzałam w stronę baru. Kolejka była nawet spora. Nudząc się, wyciągnęłam telefon. Godzina robiła się coraz późniejsza. Najchętniej zbierałabym się już do domu.

Czując skutki wypitego alkoholu, zaczęłam pisać.

Przepraszam :(

Wysłano do: Patrick.


Patrick:

Od Sophie:

Przepraszam :(

Co jest? Zmarszczyłem brwi i wypiłem kolejny łyk piwa. Nie mam zamiaru jej odpisywać. Skończyliśmy współpracę, więc nie będę zawracać sobie nią głowy.

- Idę do toalety i raczej będę się zbierać. Pojadę wieczornym autobusem.

Chłopcy są odpowiedzieli i ruszyłem w stronę ubikacji. Po drodze sięgnąłem po telefon z zamiarem jednak odpisania Sophie. Wystukiwałem odpowiedź, kiedy drzwi przede mną stanęły otworem, tym samym mnie uderzając.

- O mój boże! Przepraszam!

Kiedy spojrzałem do góry, ujrzałem twarz Emily. Widząc mnie zmarszczyła brwi i powiedziała:

- Nie, jednak nie przepraszam.

- Uderzyłaś mnie złotko, raczej powinnaś przeprosić?

- Cóż, gdybyś nie szedł z zagapiony w telefon - powiedziała sięgając po niego, zmarszczyła przy tym brwi, ale po chwili mi go podała - to byś nie oberwał. Może ci się należało?

Odchodząc, szturchnęła mnie z bara. Kobiety!

Zanim opuściłem lokal, pożegnałem się z kumplami i rozejrzałem się po barze. Żadnego śladu Emily, ale dlaczego niby miałoby mnie to interesować?

Stojąc na zewnątrz postanowiłem zapalić papierosa. Kiedy alkohol pojawiał się na stole zawsze nachodziła mi ochota na palenie.

Stałem znudzony, kiedy po drugiej stronie ulicy zobaczyłem Emily. Siedziała na krawężniku a głowę miała zwróconą ku górze. Nie zastanawiając się przeszedłem na drugą stronę ulicy i powiedziałem:

- Gdzie twój rycerz na białym koniu?

Spojrzała na mnie i już wtedy wiedziałem, że musiała trochę wypić.

- Pewnieee na biaaaałyym koniuuu?

- Gabriel, gdzie jest Gabriel?

- Pojechaaał, kumpel po niego przyjechał a ja powiedziałaaaam, że daaam sobie radę. Wrócę autobuseeeem.

Zostawił ją? Nie mógł tego zrobić. Może coś źle zrozumiała.

- Choć złotko, pójdziemy na szklankę wody. - powiedziałem i wyciągnąłem rękę by pomóc jej wstać.

- Szklankę wódki? Okeeeej.

Kopciuszek na wrotkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz