rozdział 9

924 49 8
                                    

Niezręczną cieszę, która zapanowała przy stole przerwała macocha – Najmocniej przepraszam cię za Emily, od zawsze była naszą czarną owcą w rodzinie. No choć, siadaj dziecko moje. Będziesz tak stać? Wybaczam ci twój napad złości i zapomnienie o obowiązkach. Może w ramach rekompensaty przygotujesz za mnie obiad? A ja dzisiaj zajmę się śniadaniem. Na pewno zostało coś z kolacji. – Pokazała swój najsłodszy uśmiech, który skrywał pod sobą prawdziwą żmiję.

- Jutro nie mogę. - powiedziałam i udałam się do stołu.

Jutro wypada nie tylko dzień wspólnego treningu w Londynie, ale również moje dni wolne. To jest śmieszne. Nie dostaję za to ani grosza a traktuje jak pracę. Zawsze pod koniec miesiąca zaznaczałam cztery dni, gdzie nie muszę wykonywać ż-a-d-n-y-c-h obowiązków.

- Dlaczego? Mają jutro dostawę w twoim lumpeksie? – spytała Amber przy czym uśmiechała się, jakby była to najmilsza rzecz na świecie. Poza tym, co złego jest w lumpach? Nie dość, że tanio to nie jestem skazana na wygląd taki sam, jak większość lasek.

Zerknęłam z ukosa na Patricka, który przez cały czas się nie odzywał. Siedział znudzony i domyślam się, że pewnie chciałby znaleźć się zupełnie w innym miejscu.

Nie martw się, ja też.

- Jutro mam wolne. – odkaszlnęłam. – I mam inne plany. Wybaczcie. – naprawdę nie chciałam powiedzieć tego złośliwie. Samo wyszło.

- To bardzo dobrze Emily! – krzyknęła macocha z kuchni. – Plany przełożysz na inny dzień. Patricku, pasuje Ci o siedemnastej? Sądzę, że to optymalna pora.

Nie, nie, nie, nie, nie.

- Przykro mi, ale mam trening. – Dalej Patrick, wykręć się a może upiekę ci nawet ciasteczka. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się drobny uśmieszek. Już wyciągałam by przybić mu mentalną piątkę, gdy ten, dokończył swoje zdanie. – Chyba, że przełożymy to na kolacje. O dziewiętnastej powinienem być wolny.

Jednak nie dostaniesz mentalnej piątki dupku, no chyba, że w twarz.

- Świetnie. – odpowiedziała moja przybrana matka, stawiając na stole jedzenie. – Smacznego.

To było wszystko irracjonalne.

Nie dość, że nie mogę pójść jutro na trening, ponieważ nie wyrobię się z kolacją to siedzę przy stole z moją udającą szczęśliwych rodzinką a mój partner od wrotek siedzi naprzeciwko mnie i nawet nie wiem, że spogląda na Sophie.

Chwila.

Z tego wszystkiego nie mam wciąż pojęcia co ON tutaj robi.

- Szkoda, że nie możemy być razem w parze w rollerze. Wiadomo, że ty na pewno zostaniesz w drużynie, więc nie musisz się martwić o swoją wrotkarkę, całe szczęście. Niestety usadzono mnie w parze z Amber, abyśmy mogły obie się dostać. Poza tym, ktoś musi być wzorcem na torze. Oczywiście mówię o damskim gronie. – Odezwała się Ashley i mrugnęła.

Mrugnęła do niego!

Już miał coś odpowiedzieć, gdy moja cierpliwość i ciekawość wzięły górę.

- Co ty tutaj robisz? Czemu jesz z nami śniadanie? – Zmarszczyłam brwi. No halo, ale to wszystko nie miało sensu.

Chyba nie spodziewał się tego pytania, ponieważ być w trakcie jedzenie kolejnej kanapki, gdy omal się nią nie zakrztusił.

Szkoda... No może trochę szkoda.

- Emily! – krzyknęły Amber i jej mamusia.

- Co złego powiedziałam? – Czemu wszyscy patrzą na mnie, jak na idiotkę.

- To Patrick. – wiem? – Patrick, może przedstawisz się Emily.

Przez chwilę wychwyciłam coś w jego oczach na kształt zakłopotania, ale po chwili uśmiechnął się jakby powiedział najlepszy żart na świecie.

- Cześć Emily. Jestem Patrick. Patrick Hole.

- Wiem, jak się nazywasz. – naprawdę teraz zgłupiałam. Sięgnęłam po szklankę z wodą.

- Oj przepraszam, zapomniałem wspomnieć, że to moje nowe nazwisko. W końcu głupio byłoby przedstawiać się Patrick Hughes Owen Lee Ellis.

Następne co się wydarzyło, to krzyk macochy, kiedy wyplułam wodę prosto w stronę Patricka Hole.



Przepraszam za zaniedbanie opowiadania! Teraz są wakacje i mam zamiar przyłożyć się do powieści.

Na dniach poprawię pozostałe rozdziały, ale treść i sens się nie zmienią oraz dodam kolejną część.

Mam nadzieję, że Wam się podoba. 

Kopciuszek na wrotkachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz