25. | нen & ѕтαg ραrтy

394 48 18
                                    

panieński nat

Punkt siedemnasta Natasha wybiegła z mieszkania wprost do samochodu Wandy. Oprócz Maximoff w środku znajdowały się również Pepper i Carol. Dziewczyny pisnęły na widok Romanoff i wciągnęły ją do pojazdu.

Czarne audi podjechało pod jeden z najbardziej luksusowych i prestiżowych barów w NYC. Przyjaciółki wygramoliły się ze środka i mało nie eksplodowały. Wbiegły do budynku niczym małe tornado i zajęły kanapę. Oczywiście wystrojone były niczym
zwłoki przed pogrzebem w zakładzie AS Bytom. Oczywiście jedna z nich miałabyć trzeźwa, ale kto zwraca uwagę na takie szczegóły. No kto?

- Pandziulu moja ty kochana. Skocz no po kolejkę. Albo dwie - Carol spojrzała na Wandę i uśmiechnęła się uroczo. Brunetka przewróciła oczami i podeszła do baru. Wróciła po chwili z kieliszkami ustawionymi na tacy.

- Skarby, która z nas prowadzi? - Natasha oparła się o oparcie kanapy i przetarła twarz dłońmi.
- A z resztą walić. Panieński ma się tylko raz. Albo i nie - przyjaciółki wybuchnęły śmiechem i wróciły do konsumowania gorzały.

Obudziły się rano z kacem, w salonie Pepper. Carol bez buta. Wanda w rudych włosach, Pepper z ogoloną brwią, a Natasha w stroju pandy.

- Jak do tego doszło nie wiem!! - wykrzyczała Maximoff i spojrzała w lustro. Pepper przejechała ręką po miejscu, w którym kiedyś znajdowała się jej brew.

- Nigdy więcej. Albo chociaż nie przed ślubem - Natasha otworzyła jedno oko. Potem drugie, a na końcu spadła z kanapy. Otrząsnęła się i zrobiła poważną minę.

- Musimy to powtórzyć. Która następna się chajta? -

kawalerski clinta

Clint zaczął bajlandero z chłopakami o dziewiątej rano. Dnia ubiegłego. Zniknął gdzieś bez śladu i nie dawał oznak życia. Natasha rozważała nad telefonem do Bytomia, jednak sms od Steve'a utwierdził ją w przekonaniu, że ten jeszcze żyje. Chyba. Przynajmniej tak napisał blondyn.

Clint otworzył oczy. W wannie. Obok niego na podłodze leżał Barnes, a oparty o sedes spał Tony. Blondyn powoli wygramolił się z wanny i manewrując na tyle, na ile pozwalał mu skacowany organizm, starał się omijać przeszkody. Czytaj równie skacowane zwłoki jego przyjaciół.

Barton wyszedł z łazienki i skierował się w stronę światła. Podążając za jasnymi promieniami słońca dotarł do salonu. Tam nie wyrobił i potknął się o zalegające w przejściu ciało Steve'a.

- Jasna... - spojrzenie Clinta skrzyżowało się ze spojrzeniem Rogersa - Góra, co ty do chrobrego robisz w przejściu?! - Steve zmrużył oczy i spróbował przypomnieć sobie wczorajszy dzień.

Wódka. Tequila. Wódka. Wódka.

Było ciekawie.

- Ej Rogers, co my robimy w Berlinie? - blondyn poderwał się do pozycji siedzącej.

- JEST DZIESIĄTA! O DWUNASTEJ MASZ ŚLUB! - wywabiony krzykiem Barnes wyszedł z łazienki.

- O Berlin! - brunet podrapał się po głowie. - Idę po Tonesa, który zalega na kiblu. Obawiam się, że możemy się trochę spóźnić.

Trochę. Tak ze dwa dni.

jest ok
jeszcze trochę i kończymy

affection  | clintasha otp challengeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz