Marinette
Przękręciłam swoje ciało na lewy bok, aby przytulić mojego synka. Jednak jak to zrobiłam, miejsce obok było puste. Otworzyłam leniwie oczy, i jak się okazało to prawda. Podniosłam się, aby zobaczyć, która godzina. Była dziewiąta, więc tym bardziej się zaniepokoiłam, że go nie ma. Co innego, gdyby w domu byli wszyscy, ale do cholery był tylko Adrien!
Pospiesznie założyłam szlafrok i wyszłam z sypialni. Szybko weszłam do jego pokoju, ale go też nie było. Zeszłam prędko po schodach w dół, do salonu. Jak się okazało, nie było go. Weszłam do kuchni a zaraz po tym do jadalni. Owszem był tam ktoś, ale nie Hugo!
- Dzień dobry, panno Dupain-Chang, czy coś się stało?- zapyała Pani Margaret, główna gosposia.
- Tak! Widziała Pani może Hugo?- zapytałam przerażona jak i zdziwiona. W końcu każdy dostał dwa dni urlopu z obsługi.
- Ah, szedł z Panem Agreste do ogrodu. Prosił przygotować śniadanie dla państwa.- uśmiechnęła się życzliwie starsza kobieta.
Mimo, iż Hugo był z Adrienem to zrobiło mi się lżej na sercu. Przynajmniej jest na terenie posiadłości.
- W porządku, nie będę do nich szła. A co Pani tu robi? Przecież Pan Gabriel dawał urlopy.
- Tak, ale jak Pan Adrien zadzwonił z prośbą o przyjście to chętnie się zgodziłam. Nie lubię siedzieć w miejscu.
W odpowiedzi się tylko uśmiechnęłam. Nagle przez taras weszli do jadalni chłopacy. Adrien był ubrany dość inaczej niż na co dzień. Czarny polar i niebieskie dresy, wyglądały ekstra.
- Nie jest ci zimno Hugo?- zapytałam kucając przy nim i dotykając jego poliki.
- Nie mamo, baldzo fajnie sie bawiłem z wujkiem Adlienem. Było supeeel!- podskoczył szczęśliwy a Adrien zachichotał.
Wyprostowałam się i spojrzałam na blondyna.
- Mogłeś mnie obudzić.- rzekłam.
- Chętnie, ale to on mnie obudził i od razu zaciągnął na dwór, na to zimnisko.- zaśmiał się czochrając małemu blond czuprynę.
- Nie pszesadzaj Wujek! Jest jusz kwiecien.- powiedział Hugo.
Chłopacy poszli do stołu pogrążeni w rozmowie. Odwróciłam się do gosposi.
- Pani Margaret, niech może już wróci do domu?- rzekłam z uśmiechem.
Kobieta patrzyła na Adriena i Hugo z szerokim uśmiechem.
- Adriena znam od małego i zawsze marzył o rodzinie. Nawet jako dziecko. Szkoda, że nie ma swoich dzieci...
---
Krzątałam się po kuchni szykując obiad. Miałam wyrzuty, że zawsze robiła to obsługa, więc sama to chciałam zrobić. A po za tym się nudziłam, ponieważ Hugo strasznie chciał się bawić z Adrienem. Nie chciałam mu tego zabraniać, bo nie miałam do tego serca patrząc na jego oczka. Nie do końca przypadło mi to do gustu, ale trudno.
Ugh... Czemu ciągle narzekam?!
Za oknem widziałam biegających chłopaków. Na twarzy chłopca malował się szczery uśmiech, a Adrien również wydawał się prze szczęśliwy. Naprawdę musi mu zależeć. Nie dziwiłam się temu, ale to ja znam całą prawdę, i tak musi zostać. Najlepiej na zawsze.
Minęło trochę czasu, aż wszystko było gotowe. Zawołałam chłopaków przez okno, by wrócili już do domu i zasiedli do stołu. Po wejściu od razu skierowali się do dolnej łazienki, umyć ręce. Po chwili wrócili i zaczęli nakrywać do stołu. Fakt był taki, że ja miałam to właśnie robić, ale mnie wyprzedzili. Zaczęłam nakładać porcje na talerze, ale zadzwonił telefon, który nie był mój, bo miał inny dzwonek. Akurat Adriena telefon był na blacie.
- Adrien! Telefon dzwoni!- krzyknęłam z kuchni, aby usłyszał mnie w jadalni.
- A kto to?- odkrzyknął.
- Twój Ojciec! O! A teraz Chloe!
- Dobra, zostaw oddzwonię!
Gdy telefon przestał dzwonić, to na ekranie wyświetliło się pięć nieodebranych połączeń od Ojciec oraz dwanaście od Chloe.
Wzruszyłam ramionami i miałam iść już do jadalni z jedzeniem dla małego pierw, ale mój telefon zadzwonił. Był to Felix. Uradowana odebrałam, ale uśmiech zastąpił momentalnie płacz.
Adrien
Zaciekawiło mnie, po co do mnie dzwoniła moja rodzina. Z pewnością mieli inne zadania, więc po cholerę dzwonili?
Kiedy zakończyliśmy swoje zajęcie, posadziłem małego na krześle w jadalni. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk tłuczącego się szkła, dobiegający z kuchni.
- Poczekaj tu maluchu, dobrze? Zaraz przyjdę.- pstryknąłem go w mały nosek.
- Dobzie!- uśmiechnął się.
Pobiegłem szybko do kuchni, a moim oczom ukazała się Marinette, która była zdruzgotana i było dużo odłamków szkła u jej stóp. Płakała trzymając telefon i na mnie patrzyła.
- Hej... Co się stało?- złapałem ją za ramiona. Nogą odsunąłem odłamki szkła.
M-musimy j-jechać, Adrien...- łkała, przez co jej głos był drżący.
- Co? Dokąd? o czym ty do mnie mówisz?
- Do, do... Hi-Hiszpanii.- spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Ale... Dlaczego? Czekaj.- powiedziałem, bo zaczął dzwonić mój telefon. Była to Chloe.- Halo? Chloe co się dzieje do cholery?!
- Felix miał wypadek! Zabrał go karetka! J-ja... Nie wiem co się dzieje!- zaczęła płakać.
- Że co?!- krzycząc zbladłem. Wiem, że zżerała mnie ta głupia zazdrość o Marinette, bo ją kochałem, ale to mój brat i też jest dla mnie strasznie ważny!
Natychmiast się rozłączyłem i podszedłem do Marinette bliżej. Złapałem ją za ramię i zaprowadziłem ją do jej i mojego brata sypialni i podałem jej walizki. W między czasie zadzwoniłem do opiekunki Hugo, Alyi z telefonu ciemnowłosej i powiedziałem jej, aby się zajęła małym. Na szczęście się zgodziła. Oczy wiście wytłumaczyłem Hugo, że musimy pilnie wyjechać, ale nie podałem powodu. Nie chciałem go smucić. Wtedy mnie mocno przytulił, rozumiejąc. Parę godzin czekaliśmy na lotnisku na najbliższy lot do Hiszpanii, ponieważ mój ojciec poleciał prywatnym.
...
Hejooo!
Co tam u was? Za parę dni koniec tego cyrku!
Trzymam kciuki wszystkim gimnazjalistą za jutrzejsze wyniki egzaminu. Nie wiem, czy ósmoklasiści już mieli, albo będą mieli więc życzę gratulacje! XD
Kosiam 💗
CZYTASZ
Stara miłość z problemami...
FanfictionPiękna Marinette, mieszkająca w Paryżu, wychowuje czteroletniego synka o imieniu, Hugo. Jego ojciec nawet nie wie o jego istnieniu, bo zniknął tak szybko jak się pojawił... Dla Marinette była to wielka, krótka miłość, która zakończyła się źle. Szuka...