Rozdział 15

870 54 6
                                    

Tydzień później...

Felix

Zacząłem układać wszystkie księgowości w swoim domowym biurze. Przez ten wypadek, niestety mam L4 do momentu rehabilitacji ręki, a zdejmowany gips mam dopiero za dwa tygodnie. Świetnie. Usłyszałem, jak ktoś zbiega ze schodków, zaraz nade mną.

- Wujek?!- krzyknął na korytarzu.

- W gabinecie, Hugo!- powiadomiłem, a po chwili małe rączki chłopca, otworzyły jasną, drewnianą powłokę drzwi.

- Czesc.- powiedział , jedząc jabłko i siadając, a właściwie wspinając się, na kanapie, na przeciw mnie.- Co Lobisz?

- Em, próbuję uporządkować papiery i...

- A w sumie, nie obchoci mnie to.- machnął rączką, oglądając swój zielony owoc.

Pokręciłem głową rozbawiony.

- A kiedy mama wlaca?

Spojrzałem na zegar i stwierdziłem, że nie dużo minęło od jej wyjścia z moją siostrą i szwagierką.

- Nie wiem, Hugo. Może do trzech godzin będzie.- wzruszyłem ramionami, siadając na krześle i patrząc na malowidła, na moim gipsie, narysowane przez małego blondyna.

- Nuci (nudzi) mi się.- westchnął znudzony i wyrzucił połowę jabłka.

- Mogę ci opowiedzieć jakąś historię.- zaśmiałem się, wstając. Usiadłem koło malca.

- Tak!- krzyknął uradowany.

- Nie mam jakieś tam wyobraźni, więc opowiem ci o biedronce i czarnym kotku.- odpowiedziałem, przypominając sobie bajkę z dzieciństwa, którą mama mi opowiadała.

- Ci co latowali innych?- spytał a ja przytaknąłem, marszcząc brwi.- Adlien mi to opowiadał, jak was nie było.

Wywróciłem oczami. No tak, co on NIE robił, jak nas nie było? O to trzeba zapytać.

- Więc powiem ci, jak poznałem Marinette.- westchnąłem.

- To moja mama! - krzyknął i nawet wskazał na zdjęcie w ramce, gdzie byłem ja i moja narzeczona.

- A więc słuchaj.- westchnąłem, przypominając sobie.- Dziadek Gabriel, czyli mój ojciec, przyszedł do mnie rano i rzekł, abym pojechał na delegacje, bo... no chciał, abym to ja jechał, a nie wujek Adrien. Zgodziłem się, ale byłem dziwnie zestresowany, bo to nie była delegacja kilkodniowa, lecz miesięczna. W pierwszy dzień, jak byłem w Paryżu, był wieczór i jechałem do hotelu. Zatrzymałem się pod jakąś kawiarnią, a tam jakiś mężczyzna próbował okraść kobietę. Nie byłem obojętny, więc podbiegłem i... no można powiedzieć, że lekko pobiłem mężczyznę i uciekł, zostawiając torebkę. Jak oddałem rzecz należącą do kobiety, ujrzałam w pierwszej chwili jej, fiołkowe oczy. Tą osobą była... twoja mama. Przez miesiąc się spotykaliśmy, jako przyjaciele. Jeszcze cię wtedy nie poznałem, ale dużo o tobie gadała. Zakochiwałem się. Mój ostatni dzień w Paryżu, był lekko dołujący... Musiałem wracać do Florencji. Na lotnisku, jak się żegnałem, pod wpływem emocji, pocałowałem ją. Na szczęście to odwzajemniła... Nadal byliśmy przyjaciółmi, a a ja jej obiecałem, że przyjadę za dwa miesiące, a do tej pory mamy dzwonić do siebie. Zaśmiała się wtedy gorzko, i poprosiła, abym nie obiecywał, że wrócę. Minęły te dwa miesiące i wróciłem do Francji, co była w szoku. Poznałem ciebie, no i po prostu, Ja i Marinette zostaliśmy parą, a teraz narzeczeństwem. - spojrzałem na podekscytowanego chłopca i się uśmiechnąłem.

- Fajnie. Ale, nie chcę brata lub siostry.

Zaśmiałem się.

- Cześć.

Stara miłość z problemami...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz