Don't move your body

2.8K 236 388
                                    

Chapter IV


Jimin

Cichy jęk rozniósł się po pokoju, kiedy jego ręce chwyciły brzeg mojej koszulki, zaraz zatapiając się pod nią. Jego dłonie błądziły po mojej skórze, dając mi upojenie i prowadząc po niej tylko mu znane ścieżki. Opuszkami palców gładził moją aksamitnie gładką skórę, coraz przesuwając dłonie z wąskiej talii niemal pod same sutki, które niebezpiecznie pulsowały z podniecenia. Niecierpliwie poruszyłem się na jego kolanach, ocierając się przy tym o jego krocze i powodując gardłowy pomruk, który wydobył się z ust szatyna. Jego usta wylądowały na moim obojczyku, ssąc i gryząc wystającą kostkę, która zawsze eksponowała się z zamierzoną perfekcją. Odchyliłem głowę do tyłu, kiedy wyższy przejechał językiem po całej długości mojej szyi, kończąc mokrą ścieżkę przy uchu, na którego chrząstce też się zassał, powodując kolejny jęk, który uderzył o ściany pokoju. Momentalnie przyciągnął mnie bliżej siebie, przez co nasze krocza otarły się o siebie, a jego dłonie wylądowały na moich pośladkach, gniotąc je i ściskając.

— Och, Jungkookie — jęknąłem, rozkoszując się jego dotykiem. Jego zgrabne dłonie wyślizgnęły się za materiał bokserek, przez co zaczął masować moje pośladki bez zbędnej przeszkody.

Jego usta znaczyły mokrą ścieżkę wzdłuż całej mojej szyi. Zostawiał na niej krwawe ślady, a ja jęczałem za każdym razem, gdy przygryzał moją skórę. Jego palce zaczęły dobierać się do mojej dziurki, gładząc ją wokół. Znalazły się w moim wnętrzu, sprawiając, że zacisnąłem place na ramieniu wyższego.

— Jiminie — mruknął przy moim uchu, wprawiając moje ciało w dreszcze. Pod wpływem jego palców, znowu poruszyłem się na jego kolanach, nadal nie otwierając oczu. — Pora wstać, kochanie.

— Jeszcze chwilę, Jungkookie. Jest mi tak dobrze — pisnąłem, wypychając biodra do przodu.

Ciche mlaśnięcia rozchodziły się po pokoju, a różany zapach głaskał delikatnie moje nozdrza. Jego palce pieściły mnie od środka, doprowadzając do bram ekstazy.

— Słońce, wstawaj, jest już szósta trzydzieści — powtórzył stanowczo, a jego głos zabrzmiał inaczej. Tak, jakby bardziej kobieco.

Przerażony otwarłem oczy, podrywając się gwałtownie do góry. Czułem, jak piekły mnie policzki i jak serce tłukło o moje żebra. Oddychałem niespokojnie, mrugając z powodu światłowstrętu. Czułem uwierający ból w okolicach krocza. Już po kilku mrugnięciach obraz przed moimi oczyma wyostrzył się, dzięki czemu ujrzałem nachylającą się nade mną rodzicielkę.

— M-mamo? — pisnąłem, zakrywając się szczelnie kołdrą. Kobieta spojrzała na mnie z uśmiechem, prostując się.

— A kogo się spodziewałeś? — zapytała, sięgając ręką ku kołdrze, która opatulała mnie szczelnie i chroniła od śmiechu rodzicielki. Miałem nadzieję, że kobieta nie słyszała moich jęków, bo choć wiedziała o mojej orientacji, tak mimo to, oglądanie porannych wzwodów swojego syna mogło być obiektem jej żartów przez następne kilka lat. — Oh, Jungkookie — zacytowała mój sen, podnosząc przy tym głos i udając moją barwę. Kobieta zerwała ze mnie okrycie, a ja skuliłem się, wciskając głowę pomiędzy kolana. — Nie tak miał na imię ten chłopak z soboty?

— Mamo! — pisnąłem. — Możesz stąd wyjść?

— Byś mógł dokończyć swój fascynujący sen? No chyba śnisz — odparła. — No, wstawaj, bo się do szkoły spóźnisz, a Jungkookie czeka — zaśmiała się melodyjnie.

— Wyjdź! — zarządziłem piskliwie, unosząc głowę znad kolan i wskazując rękę na drzwi. — Proszę — dodałem, krzywiąc usta z powodu uwierającego mnie bólu.

school, sex & love || kookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz