War of colours.

2.1K 177 179
                                    

Stan Han Jisung, stan king ↑

Chapter XXI

Jungkook

Piątkowy wieczór minął całkiem szybko. Co prawda nie obyło się bez alkoholu — starałem się jednak opanować, wiedząc jakie plany miałem na następny dzień, dzięki czemu byłem w stanie samemu dojść do domu. Udało mi się za to wygonić z domu Hwanga wszystkie namolne cheerleaderki, dzięki czemu zostaliśmy w salonie sami, z całą drużyną.

Przez całą imprezę starałem się mieć oko na Hyunjina. Naprawdę cieszył mnie fakt, że chłopak nie miał dziś nic we krwi. Znałem go od małego i gdy moi rodzice zatracali się w wirze pracy, był przy mnie będąc moją drugą rodziną. Jednak gdy z początkiem pierwszej klasy, gdy obaj dostaliśmy się do drużyny koszykarskiej, został wciągnięty przez ówczesnych maturzystów w całe to gówno, zaczęliśmy się oddalać. Hyunjin nie zawsze był mi już w stanie pomóc, o czym przekonałem się, gdy pewnego deszczowego dnia po kłótni z rodzicami uciekłem z domu i tak jak zawsze udałem się do jego mieszkania, gdzie wszedłem w sam środek libacji narkotykowej. I może to głupie, ale od zawsze winiłem się za jego uzależnienie. Nie potrafiłem go z tego wyciągnąć i za każdym razem, gdy widziałem u niego te rozszerzone źrenice i przekrwione białka, miałem naraz ochotę płakać z mojej bezradności i krzyczeć na czarnowłosego z niepojętej złości. I właśnie dlatego za każdym razem, gdy jego oczy tryskały zagubioną radością, czułem się, jakbym odnosił małe sukcesy. Jednak wiedziałem, że zawsze były one tylko chwilowe, bo nałóg i tak wygrywał z moimi prośbami.

Z Jiminem byłem umówiony na piętnastą, co miało zamierzony cel. Gdy wstałem, było już grubo po trzynastej, więc odpuściłem sobie śniadanie, od razu biorąc się za odgrzewanie wczorajszej zupy. Nie miałem kaca, bo w końcu nie wypiłem dużo. Nie spieszyłem się, na spokojnie ubierając białą koszulkę bez nadruku, na którą zarzuciłem ulubioną katanę i stare, sprane jeansy.  Ładna pogoda ponownie ogarnęła Seul, dzięki czemu mogłem ziścić moje dzisiejsze plany.

Jimin przyszedł idealnie o piętnastej. Pomarańczowy kolor, który zdobił jego włosy poprzedniego dnia, był już nieco wyblakły, co oznaczało, że chłopak musiał umyć włosy. Na jego twarzy widniał szczery uśmiech, który podkreślony był przez lekkie rumieńce. Zlustrowałem jego ubiór, po cichu licząc na to, że nie ubrał się w najlepsze rzeczy. Nie powiedziałem mu o — w zasadzie naszych — planach, chcąc zrobić blondynowi niespodziankę. Jego nogi były opinane przez czarne jeansy z dziurami na kolanach, a na pierś miał zarzuconą czarną, markową koszulkę i koszulę w czerwono-czarną kratę. Wszystko to zwieńczała ciemna kurtka jeansowa. Dobra, ujdzie.

— Hey — przywitałem się, gdy chłopak stanął przede mną.

Blondyn wtulił się w moje ciało, przez co mój nos wylądował w jego miękkich włosach. Zaciągnąłem się ich słodkim zapachem, potwierdzając swoją tezę co do tego, że faktycznie musiał je umyć.

— No cześć — mruknął, odsuwając się od mojego ciała. — Idziemy — spytał, na co skinąłem głową.

Wcale nie musi wiedzieć, że nie jedziemy tylko do marketu.

Wciągnąłem na stopy czarne adidasy, po czym wspólnie wyszliśmy z domu, kierując się w stronę zamkniętego garażu. Podrzucałem w dłoni kluczyki do samochodu, jak i bramy garażu, którą po chwili otworzyłem. Naszym oczom ukazała się Lusia i Tosia oraz puste miejsca po samochodach rodziców. Wpuściłem mniejszego do auta, samemu zasiadając na miejscu kierowcy.

Samochód automatycznie połączył się z moim telefonem, z którego zaczęła odtwarzać się playlista Jimina.

— Słuchasz mojej playlisty? — zapytał, unosząc w górę brwi. Wyjechaliśmy z garażu, po chwili znajdując się na ulicy.

school, sex & love || kookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz