Rozdział dziewiętnasty

3.2K 296 144
                                    

Początek maja rozpoczął owocnie, bowiem odnalazł sposób, by raz na zawsze zakończyć pretensjonalne wywody Pottera, na temat tego, jak bardzo jest przez niego ograniczony. Wbrew pozorom nie było to wcale takie proste. Na początku dawny Ślizgon uznał anulowanie Przysięgi Wieczystej za niewykonalne i szukanie o niej informacji to strata czasu. Niespodziewanie cząstkę nadziei na zlikwidowanie niechcianej "więzi" podsunęła Karlie, opowiadająca o tym, jak chciała z siostrą zawrzeć niezłomną obietnicę, lecz w samą porę pan Myrick zniweczył złudnie bezpieczny pomysł swoich córek. Ów historia posłużyła za dobry przykład na to, iż nawet silne magiczne traktaty, mogą mieć jakieś luki, dzięki którym nie dadzą pożądanego efektu. Tak więc Draco spędził przeszło miesiąc na potajemnych eskapadach w istotnych bibliotecznych działach. Znalazłszy rozwiązanie w średniowiecznej księdze, pełen euforii, wręcz piejąc z zachwytu, wyrwał podniszczoną stronę i pognał na kolejne poszukiwania, tym razem Harry'ego.

— Przeczytaj. — Wcisnął kartkę w ręce Pottera, irracjonalnie przypominając sobie, jak całkiem niedawno to brunet postąpił w dokładnie taki sam sposób.

Tego dnia szóstoroczni rozpoczynali zajęcia godzinę później niż zwykle, więc gdy Harry jeszcze smacznie chrapał, Draco przeczesywał księgozbiory. Widok jego zaspanego wyrazu twarzy i miernej aktywności szarych komórek, Malfoy uznał za kompletne zbesztanie swojego poświęcenia. Naprawdę wymagam od niego za dużo, stwierdził z przekąsem. Całe szczęście ospałość nie trwała tak długo, jak zakładał, ponieważ już po kilku sekundach zielone oczy przybrały wielkość spodków z jawnego podekscytowania.

— Myślałem, że to niemożliwe.

— Jak zdołałeś zauważyć, Potter, ja mogę wszystko.

Możliwość unieważnienienia wiążącego zaklęcia istniała tylko w dwóch przypadkach: gdy osoba postronna przerwie ceremonię, zanim świetlista linka całkowicie otoczyła uściśnięte dłonie oraz — co zdarzało się niezwykle rzadko — jeśli osoba, której przysięga dotyczy, dobrowolnie zrzeknie się płynącej z niej korzyści.

Zgodnie ze średniowieczną instrukcją chłopcy stawili się równo pół godziny przed zachodem słońca nad durmstranckim jeziorem, dzięki czemu nikt, nawet z okien zamku nie mógł dostrzec ich w tamtej lokalizacji. Harry przysiadł na dużym kamieniu i po wyjęciu z kieszeni scyzoryka od Syriusza, lekko naciął nim wnętrze dłoni.

— Czarodzieje mają jakąś obsesję. Naprawdę wszystko muszą załatwiać krwią? — Podał nóż Malfoyowi, krzywiąc się wskutek skaleczenia. Poza tym przetrawił poranne emocje i nie sądził, że rozwiązanie przysięgi, w jaką się wpakował, było tak dziecinnie łatwe.

Draco automatycznie wzruszył ramionami, również nacinając skórę. Trudno przyszło mu wykonanie tejże czynności. Nie znosił widoku krwi. Odetchnął pełną piersią i szybko złączył swoją rękę z tą Pottera, by jak najszybciej stracić z oczu nowo utworzoną, piekącą strużkę.

— Ja Draco Malfoy, świadomy swych czynów, samowolnie zrzekam się ochrony, którą miał pełnić nade mną Harry Potter — obwieścił oficjalnie, śledząc tekst na pomiętej kartce.

Na nadgarstku Harry'ego błysnęła srebrzysta nić, znikająca tak szybko i niespodziewanie, jak się pojawiła.

— I już? Bez efektów specjalnych? Bez trzęsienia ziemi, duchów przeszłości albo burzy? — zapytał brunet po chwili, nieco speszony zabierając dłoń, na której nie zastał śladu rany.

— Najwidoczniej.

Sceptycyzm Pottera nie był konieczny. Szczęśliwie czy nie − Przysięga Wieczysta naprawdę została anulowana i nie będzie musiał nigdy więcej martwić się o Malfoya. No, chyba że sam zdecyduje się na taki krok. Jak ujął "efekty specjalne" faktycznie nie należały do zaskakujących, a przynajmniej te widoczne. Bo gdyby wziąć pod uwagę ekspresje Harry'ego i Draco wywołane przez ich złączone ręce przez minuty tak krótkie, jak nanosekundy i jednocześnie dłużące się przez lata świetlne, dawałoby to do myślenia. Wówczas zdrowy rozsądek zaniemówił, tworząc w głowie istną pustkę i nie pozostało nic prócz dwóch znajomych spojrzeń z czymś na wzór czułości utkwionych w sobie nawzajem, jakby tylko ta czynność nadawała światu sens. A niezdrowo szybki moment później wszystko na powrót stało się normalną rzeczywistością pozbawioną sensu sprzed chwili.

Syndrom zwątpienia | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz