Rozdział dziewiąty

4K 363 96
                                    

Ostatnimi czasy Ogryzek nie wykazywał żadnych oznak zainteresowania młodymi czarodziejami, gdyż zapewne był zbyt zaabsorbowany prywatnymi sprawami; jeśli, rzecz jasna duchy skrzatów domowych takowe posiadają.

Wracając do sytuacji chłopców: niechętnie przywykli do gryzących swetrów, wszechobecnego chłodu i surowej dyscypliny.

Harry znalazł wspólny język z Vincentem, którego zresztą z wzajemnością polubił. Natomiast Draco początkowo otoczony wianuszkiem wielbicieli, uwielbiał opowiadać podkoloryzowane historie ze swojego życia. W każdym razie jego sława nie mogła potrwać w nieskończoność. Końcowo uczniowie stracili nim zainteresowanie i zaczęli traktować jak zwykłego człowieka, a nie jak gwiazdę. W rzeczy samej niektórzy bez ogródek wyrażali swoje zdegustowanie, gdy Draco rzucił głupim dowcipem na lekcji. (Ani jedna osoba mu wtedy nie zawtórowała, w wyniku czego poczuł się wyjątkowo urażony, a swoimi słynnymi słowami "mój ojciec się o tym dowie" tak naprawdę miał na myśli swoją mamę). Znaleźli się też tacy, którzy unikali Malfoya szerokim łukiem, nazywając go po cichu wariatem, gdy na jednym z posiłków użył wężomowy. Do żadnej z tych grup nie zaliczała się Karlie Myrick, która wyraźnie adorowała do niedawnego Ślizgona. Prawdę powiedziawszy, chłopak był bardziej zaintrygowany jej jednorazową opowieścią o czarnej magii, jaką praktykowali ci z Domu Lisa w większej mierze w porównaniu z Jednorożcami.

— Hej, Malfoy! — Lizette zwróciła na siebie uwagę. — Usiądź — zagadnęła brunetka o akwamarynowych tęczówkach, poklepując obok siebie wolne miejsce w jadalni.

Dziewczyna przeglądała książkę w całości zapisaną runami, co jakiś czas zwracając uwagę na swojego chłopaka Vincenta Cattermole'a i zaprzyjaźnionego Pottera, opowiadającego o emocjonujących meczach quidditcha.

Jej młodsza siostra Karlie nieustannie zachwalała charakter i przede wszystkim aparycję Malfoya, więc Lizette chciała osobiście ocenić rzekomą nieskazitelność czarodzieja, zanim okazja do najbliższej rozmowy przejdzie jej koło nosa.

Draco zasiadł we wskazanym miejscu, skrupulatnie ignorując pozostałych dwóch chłopaków. Delikatnie mówiąc, nie przepadał za szatynem, chociaż sam dokładnie nie znał powodu.

Myrick otworzyła usta, by zacząć rozmowę, ale jej słowa zostały zagłuszone przez dyrektora, który wparował do pomieszczenia, krzycząc donośnym głosem, toteż przekształcając jej wypowiedź w niezrozumiały pomruk.

— Jeżeli jeszcze raz zobaczę cię na trzecim piętrze, dopilnuję, byś zniknął stąd raz na zawsze — zagroził Karkarow, wściekle mierząc w ducha drewnianą laską.

Skrzat dotychczas siedzący na okrągłym żyrandolu ze świecami aż skulił się w sobie, schodząc na dół.

— Ogryzek nie chciał zamknąć demimoza. — Stworzenie zaniosło się gorzkimi łzami. Rozniosło się olbrzymie zadziwienie, gdyż nie łatwo doprowadzić zjawę do tak histerycznej postawy. — Ogryzek chce tutaj zostać. — Popatrzył błagalnie na mężczyznę kulistymi, zaczerwionymi oczyma.

— Należało mu się — mruknął prześmiewczo Vincent. — Może w końcu przestanie gubić moje skarpetki w pralni.

— Co ważnego jest na tamtym piętrze? — zapytał naprędce Malfoy, ubiegając Pottera.

— Podobno jakaś sala z artefaktami. — Brunetka, wzruszyła ramionami. — Nikt nie wie jak się tam dostać i szczerze wątpiłam w jej istnienie, aż dotąd.

Blondyn kiwnął na znak, iż rozumie. U obojgu byłych Hogwartczyków zrodził się pomysł na wyciągnięcie z ducha informacji, a przeświadczenie o niepowodzeniu spłonęło w iskierkach ciekawości.

Syndrom zwątpienia | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz