Rozdział drugi

7.7K 495 254
                                    

Cały Hogwart powoli przyzwyczajał się do panujących zasad i obowiązków. Większość nauczycieli przypominała wiadomości sprzed wakacji, dodatkowo zadając obszerne wypracowania do napisania. Harry stanowczo nie był orłem z niektórych przedmiotów tak jak Hermiona, ale na zajęciach z Flitwick’iem mógł pozwolić sobie na odrobinę luzu. Zresztą, karzełkowaty profesor nie omawiał żadnego skomplikowanego zaklęcia. Znudzony chłopak kompletnie przestał słuchać, skupiając się na przeglądaniu podręcznika. Co jakiś czas wychwytywał, swoim zdaniem ciekawą informację zawartą w odległych działach. Praktycznie na końcu natrafił na zaklęcie Patronusa, o którym kiedyś wspominał mu Remus. Dawno temu chciał, aby opiekun nauczył go wyczarowania zmaterializowanej postaci, jednak nigdy nie nadarzyła się ku temu okazja, ani potrzeba. Książka mówiła o wspomnieniu niosącym wielką moc, co zmusiło ucznia do głębokiej refleksji.

Potter wychowywał się, znając magię, ale tak naprawdę nie miał z nią wiele styczności. Jedynie w kuchni naczynia same się zmywały, a wujek płynnym ruchem różdżki sprzątał bałagan lub naprawiał zepsute przedmioty. Nigdy nie latał na miotle, ponieważ dla mężczyzny wydawało się to niebezpieczne. Właściwie to trzymał chłopca pod kloszem.

Wymarzoną Błyskawicę kupił na Pokątnej i z niecierpliwością czekał na pierwsze zajęcia latania pod opieką pani Hooch. Kolejne kroki szły zgodnie z jego oczekiwaniami i wskazówkami, jakich udzielała nauczycielka. Niestety, nie wszyscy byli tak uzdolnieni (lub skoncentrowani). Neville nie zapanował nad magicznym obiektem, a skutkiem był złamany nadgarstek. Gdy niepostrzeżenie wzbił się w powietrze z szaty wypadła mu przypominajka, którą wychwycił Draco. Pani profesor odprowadzając poszkodowanego do Skrzydła Szpitalnego, kategorycznie zakazała używania miotły podczas jej nieobecności, ale Malfoy nie byłby sobą, gdyby dostosował się do jej polecenia. Bez problemu znalazł się nad ziemią z zamiarem schowania szklanej kuli. Harry odważył się polecieć do blondyna, bagatelizując protesty Hermiony.

— Brawo, Harry! — pochwalił go Draco. — Nauczyłeś się latać — powiedział z uznaniem, rzucając przypominajkę w ręce przyjaciela.

Pierwszy lot na miotle. Najszczęśliwsze wspomnienie, podsumował ciemnowłosy i zebrał rzeczy z biurka do torby, gdyż rozległ się dzwon, informujący o zakończeniu lekcji.

* * *

Większość osób z szóstego roku skupiała się na swojej edukacji, aby z możliwie najlepszym wynikiem zdać SUMy, a następnie Owutemy, przez co często biblioteka była przepełniona, a nawet brakowało w niej niektórych książek. Ron oraz Harry niespecjalnie się tym przejmowali, ponieważ mieli jeszcze mnóstwo czasu, jednak Weasley towarzyszył Hermionie w nauce. Zwierzył się Potterowi, że czytanie obszernych woluminów jest tylko pretekstem, ażeby spędzić więcej chwil z mądrą dziewczyną. Okularnik nie chciał więc być piątym kołem u wozu w ich obecności, dlatego z nadmiaru wolnych godzin, powoli przechadzał się po kolejnych piętrach szkoły, podziwiając malownicze widoki ze strzelistych okien lub przeprowadzając konwersacje z mniej, lub bardziej rozmownymi portretami. Miał cichą nadzieję, że być może znajdzie na jakimś holu ukryte pomieszczenie lub niezwykły przedmiot, skrywany przed innymi. Zamek był ogromny, a wbrew pozorom często panowała w nim rutyna i spokój.

Któregoś dnia, podczas jednej z takich wędrówek, znalazł się pod chimerą, strzegącą wejścia do gabinetu dyrektora. Rozpoznał głos Mistrza Eliksirów oraz starszego czarodzieja, którzy najprawdopodobniej rozmawiali nie w pomieszczeniu, a na krętych schodach przed jego wejściem. Chłopak w pośpiechu wyjął z kieszeni ciemnych spodni Pelerynę Niewidkę; warto mieć ją zawsze przy sobie. Szybko narzucił na siebie tkaninę, jednocześnie rozpływając się w powietrzu. Wiedział, że nie powinien bezczelnie przysłuchiwać się czyjejś rozmowie, ale przecież wszystkie informacje zachowa dla siebie, a nuż dowie się czegoś ważnego.

— On ma szesnaście lat, to jeszcze dzieciak. — Usłyszał charakterystyczny, pozbawiony emocji głos profesora Snape’a. — Nie mogę mieć jego życia na sumieniu — dopowiedział pretensjonalnie profesor.

— Wyobraź sobie, Severusie, że ja jestem odpowiedzialny za kilka takich nastoletnich żyć — odparł drugi ze zmęczeniem. — Nieustannie pracuję nad rozwiązaniem, jednak potrzebuję czasu. Niech chłopak o niczym nie wie, tak jak to było do tej pory — polecił, a z zakończeniem jego wypowiedzi drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.

Czarodzieje pożegnali się, lekkim skinieniem głowy, po czym Severus najpewniej odszedł do pracowni eliksirów w ciemnych lochach.

Harry naprawdę się przestraszył. Życie, któregoś z jego znajomych było zagrożone, a ofiara nie miała o tym pojęcia. Nie musiał się długo zastanawiać, o kim mówili nauczyciele. Odpowiedź na nurtujące pytania poznał w zeszłym roku, w Departamencie Tajemnic. Stoczył wewnętrzną kłótnię z samym sobą: uświadomić Gryfona o śmiertelnym zagrożeniu, jakie najpewniej chciał wyprzeć ze swojego życia, czy udawać, że w ogóle go tutaj nie było? Po wielu alternatywnych rozwiązaniach postanowił zaufać dotychczasowej słuszności Dumbledore’a. Faktycznie był w podeszłym wieku, ale to nie oznaczało, że nie miał pojęcia, co robi. Jeśli twierdził, że chwilowo trzeba pozwolić lekko niezdarnemu Lwu żyć szarą codziennością, wypada się dostosować. Jak to mówią: im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, choć w przypadku obu Gryfonów sen nie zawsze pozostawał oderwaniem od rzeczywistości.

Tom Marvolo Riddle szerzej znany pod pseudonimem Lord Voldemort sądził, iż w każdej sprawie jest nieomylny. To właśnie jego arogancja była kluczem, by pozbawić go mocy raz na zawsze. Czarnoksiężnik zupełnie nie był świadomy, że chłopiec obdarowany niegdyś blizną w kształcie błyskawicy nie jest “tym, którego Czarny Pan naznaczył równemu sobie”. Prawdziwym Wybrańcem był Neville Longbottom, niemający pojęcia o swojej przepowiedni przez piętnaście lat. Chłopak wraz z Harrym, Hermioną, Ronem oraz Ginny dowiedział się tego w czasie pobytu w sali przepełnionej milionami małych, szklanych kul. Nikt oprócz tej czwórki i wtajemniczonej w działania Zakonu Feniksa kadry nauczycielskiej nie mógł się o tym dowiedzieć, ze względu na bezpieczeństwo Neville’a. Przez większość czasu nastolatek nie mógł, nie chciał pogodzić się z ciężarem, jaki niósł na swoich barkach. Jego wiarą w lepsze jutro, pocieszeniem pozostawało, że to Potter wypełni powierzone mu odgórnie zadanie. Zdrowy rozsądek i tak uparcie dyktował mu, że to jedynie złudne marzenia.

Największym lękiem Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać była śmierć, więc i na to trzeba było coś zaradzić. Sześć horkruksów zdecydowanie dodawały potężnemu magowi pewności siebie, jednakże błędem było umieszczenie jednego z nich tak blisko czujnego oka Dumbledore’a. Voldemort zarówno i na to znalazł rozwiązanie. Zmieni położenie cząstek własnej duszy, wykończy starego dyrektora, prócz tego ukaże swego sługę za nieposłuszeństwo. Upiecze aż trzy pieczenie na jednym ogniu, ale z całości najbardziej zależało mu na pozbyciu się drugiego poza nim, żyjącego Dziedzica Salazara Slytherina, który może okazać się zagrożeniem.

Zagrożenia trzeba eliminować.

Syndrom zwątpienia | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz