Sklepienie Wielkiej Sali pokrywało niebieskie, lekko zachmurzone niebo; nadlatujące z pocztą puchacze przysłoniły jego widok ogromem par różnokolorowych, ptasich skrzydeł. Ich właściciele z gracją latały do odpowiednich uczniów, wdzięcznie pohukując, by z dokładnością dostarczając przesyłki, a w rezultatach otrzymać w ramach zapłaty smaczną przekąskę.
Harry z łatwością zauważył wyróżniającą się w ciemnym stadzie białą Hedwigę. Sowa wylądowała ostrożnie na stole, nie robiąc przy tym najmniejszego bałaganu, no, chyba że rozwiewając powstałym wiaterkiem fryzury dziewcząt, siedzących nieopodal. Wystawiła prawą nóżkę z przyczepioną do niej kremową kopertą, a gdy pozbyła się korespondencji, tym samym spełniając powierzony obowiązek, pochwyciła w dziób kawałek chleba i sekundowo odleciała w tylko sobie znane strony.
Każdy zajęty był własną przesyłką lub czytaniem aktualnego egzemplarza "Proroka Codziennego", czy też innego czarodziejskiego szmatławca. Dzięki temu nikt nie zauważył konsternacji na twarzy Złotego Chłopca, oglądającego uważnie z każdej strony otrzymany list. Spodziewał się odpowiedzi od wujka, a charakter pisma na przodzie koperty, nie wskazywał na jego osobę. Kierowany ciekawością, finalnie wyjął kartkę, z pochyłymi, starannie zapisanymi literami.
Harry, jeśli chcesz, przyjdź jutro w południe do Pubu pod Trzema Miotłami w wiosce Hogsmeade. Mam coś, co zlikwiduje, w moim mniemaniu, Twój dotychczas, największy kłopot. Bądź sam. Pamiętaj: jeżeli nie zaakceptujesz ryzyka, możesz stracić jedyną szansę.
N.
Po przeczytaniu ostatnich słów rozejrzał się konspiracyjnie po wielkiej sali, w nadziei, że tajemniczy "N." właśnie go obserwuje. Nic bardziej mylnego. Kompletnie nikt, nawet duch nie patrzył w jego stronę. Co więcej, Sala zaczęła pustoszeć, a Hermiona lekko dźgnęła go w ramię, jako sygnał by lada chwila udali się na lekcje.
Cały dzień nie mógł się skupić, ponieważ w myślach analizował wszystkie imiona i nazwiska osób, jakie zna, lecz żadna z nich nie nadawała się na przypuszczalnego autora listu. Z jednej strony nie chciał iść sam, ale jeśli miejscem spotkania jest miejsce publiczne, co najważniejsze w środku dnia, to nie wygląda to na sprytny plan Śmierciożercy. Poza tym w razie wszelkiego zagrożenia wywołana adrenalina, płynąca w żyłach, pomoże mu się skutecznie obronić. Z drugiej strony, podejrzliwy zdrowy rozsądek, nieustannie przyciemniany był ostatnimi słowami płynącymi z liściku.
Ktokolwiek to był, po mistrzowsku wykorzystał stereotypową ciekawość, kryjącą się w każdym Gryfonie.
Siedział jak na szpilkach, gdy dłużące się w nieskończoność godziny następnego dnia, nie pozwalały mu na zbyt wczesne opuszczenie terenu zamku. Obawy zastąpiła pewność siebie i wiara we własne umiejętności. Hermiona i Ron o niczym nie wiedzieli, a w południe; w czasie przerwy obiadowej najpewniej będą wewnątrz Wielkiej Sali, a następnie w bibliotece, w celu uzupełnienia zasobów wiedzy dziewczyny lub Salonie.
Potter spacerowym tempem przemierzał drogę z Wieży Gryffindoru do głównego wyjścia z zamku. Po drodze przywitał się z kilkoma znajomymi, a nawet minął Malfoya w towarzystwie dwóch dziewcząt. Ty razem Harry również ich nie znał, a nawet nie wiedział, z jakiego są Domu, ponieważ szkolny mundurek zastąpiły swetry i ciemne spodnie. Nie, żeby brunet zastanawiał się z kim Malfoy spędza czas między lekcjami, bądź po ich zakończeniu. Przynajmniej już nie. Nie mniej jednak, znając jego żałosną obsesję na punkcie czystej krwi, uczennice należały do Slytherinu.
Po kilkunastu minutach dotarł przed lokal, wchodząc do środka. Na zewnątrz było nieco chłodno, co poskutkowało lekko zaczerwienionym nosem oraz policzkami. Ciepłe powietrze, otaczające wnętrze pomieszczenia, przyjemnie buchnęło w momencie przekroczenia przez niego progu drzwi. Odruchowo zerknął na stolik z czterema, podniszczonymi krzesłami ukrytymi w samym rogu. Złapał kontakt wzrokowy z siedzącą tam postacią, uśmiechającą się ledwo dostrzegalnie na jego widok.
CZYTASZ
Syndrom zwątpienia | Drarry ✓
FanficCzymże byłoby ich życie bez bójek, mających zatuszować skrupulatnie maskowaną prawdę? Myśleli, że utraconego nie sposób odzyskać, a nierealnego urzeczywistnić. Całe szczęście potęga magii funduje przeróżne niespodzianki. Tak samo, jak wścibski duch...