Remus nigdy nawet nie przypuszczał, że zostanie rodzicem z przypadku. Chociaż "przypadek" nie był raczej trafnym określeniem.
Musiał zaopiekować się synem Lily i Jamesa tak nagle, niespodziewanie, zupełnie nieprzygotowany na tak tragiczną okoliczność, co nie oznaczało, że nie dawał rady. Owszem, na początku było ciężko, bo dlaczego, na Merlina to urocze dziecko nie chce jeść, albo czemu płacze, kiedy Lupin próbował je rozśmieszyć? Ale z czasem przywykł do nowej roli, w wyniku czego wszystko się ustabilizowało; wiedział, co Harry lubił jeść, a na jakie potrawy krzywo patrzył. Samoistnie w nawyk weszło mu smarowanie kremem ochronnym buzi chłopca, przed każdym wyjściem na zewnątrz. Bez problemu zapamiętywał jaki rozmiar muszą mieć poszczególne ubranka bądź, którą z zabawek Harry upodobał sobie najbardziej. Mężczyzna dawał z siebie sto dziesięć procent, aby zapewnić swojemu wychowankowi wszystko, co najlepsze; by nigdy niczego mu nie zabrakło.
Kiedy wyjątkowa istotka rosła w oczach Lupina jak na drożdżach, z bólem serca zostawiał go na cały dzień pod opieką znajomych lub starszej pani z sąsiedztwa. Niestety, ale funduszy w bankowej skrytce, zamiast przybywać — ubywało, więc zmuszony był podjąć pracę w Ministerstwie Magii, gwoli ścisłości w Departamencie Transportu Magicznego. Wynagrodzenie zadowalające, ale niejednokrotnie napadały go ściskające gardło wyrzuty sumienia, spowodowane faktem, iż nie poświęcał Harry'emu wystarczająco dużo czasu.
Zupełnie niepotrzebnie zarzucał sobie niedoskonałości, gdyż mimo tych wszystkich, nudnych godzin, które chłopiec z blizną spędził z panią Campbell, młody Potter wspominał czasy beztroskiego dzieciństwa z uśmiechem na twarzy, choć mogło być mniej kolorowo. Mogło być o wiele gorzej.
Pod rozczochraną, kruczoczarną fryzurą z wiekiem przybywało coraz więcej pomysłów i chęci poznawania świata. Tak więc ośmioletni wówczas rozrabiaka zapragnął poznać siostrę mamy.
Z początku Lupin był sceptycznie nastawiony do Petunii, o której Lily nie mówiła zbyt wiele, a jeśli już to raczej niepochlebnie. Podopieczny jednak nalegał, a mężczyzna uległ prośbom, tłumacząc sobie, że obecnie kobieta nie jest małą, zazdrosną o wszystko dziewczynką, lecz dorosłą osobą i z racji posiadania własnego synka, bez problemu będzie wiedzieć, jak zająć się siostrzeńcem przez niespełna jeden dzień.
Tak więc jeszcze przed pracą czarodziej pojawił się Little Whinging na ulicy Privet Drive, gdzie znajdowało się mnóstwo dużych, murowanych piaskową cegłą domostw. Mieszkańcy powoli opuszczali swoje domy w drodze do pracy albo szkoły. Swoją drogą każdy budynek wyglądał dokładnie tak samo; niewielkie ogródki zadbane w mniejszym lub większym stopniu oraz wąski podjazd do garażu.
Stanął pod drzwiami mieszkania z numerem czwartym, czekając aż któryś z domowników, zechce zamienić z nim parę słów. Po kilku chwilach w progu stanęła niska kobieta z napuszonymi, ciemnymi włosami, sięgającymi minimalnie za uszy, ubrana w brzydką, kwiecistą sukienkę.
— Akwizytorom dziękujemy — ogłosiła z zamiarem natychmiastowego zamknięcia drzwi, zanim niespodziewany gość zdążył cokolwiek powiedzieć.
— Niczego nie sprzedaję — żachnął się, układając stopę między drzwi a framugę. — Jestem tu w sprawie pani siostrzeńca, pani Dursley — zaczął, ignorując jej oburzone komentarze.
— Jak mogę mieć siostrzeńca, skoro od zawsze byłam jedynaczką? — prychnęła, układając ręce na biodrach. Z jej minimalnie drżącego głosu kłamstwo wydobywało się aż za bardzo.
— Niech pani zachowuje się poważnie. — Remus użył odrobinę ostrzejszego tonu. — Nie wierzę, że można być aż tak nieczułym, aby całkowicie wymazać z pamięci syna jedynej siostry. Naprawdę śmierć Lily nie wywarła na tobie żadnego wrażenia, Petunio?
CZYTASZ
Syndrom zwątpienia | Drarry ✓
FanficCzymże byłoby ich życie bez bójek, mających zatuszować skrupulatnie maskowaną prawdę? Myśleli, że utraconego nie sposób odzyskać, a nierealnego urzeczywistnić. Całe szczęście potęga magii funduje przeróżne niespodzianki. Tak samo, jak wścibski duch...