Rozdział piąty

4.7K 375 302
                                    

Zamyślony dwunastolatek siedział na kamiennym murku przed wejściem do zamku. Ciepłe powietrze delikatnie rozwiewało jego fryzurę, a w oddali wesoło rozmawiali inni uczniowie. Tego dnia miał wyjątkowo podły humor, przez co nie zwracał na nic i nikogo najmniejszej uwagi. Potrzebował chwili samotności i grobowej ciszy.

— Zobacz, Harry, kogo my tu mamy. — Usłyszał zza pleców i zacisnął dłonie w pięści.

Jeszcze jego tu brakowało. Na widok Łasicy chyba nie da się być bardziej zdegustowanym, pomyślał zirytowany do granic możliwości.

W milczeniu powoli odwrócił się w ich stronę, posyłając im najbardziej pogardliwe spojrzenie. Miał nadzieję, że się przestraszą i zostawią go w spokoju.

— Serpensortia — rzucił stanowczo Ron, a z różdżki błysnęła biała wiązka światła, która w ciągu ułamku sekundy zmieniła się w niewielkiego węża.

Gad ruszył w stronę Malfoya, sycząc jadowicie. Gdy był już blisko chłopca, nie zaatakował. Wręcz przeciwnie, postanowił sobie z nim porozmawiać. Zaintrygowani Gryfoni podeszli bliżej i ku zaskoczeniu Pottera, rozumiał syczący język. Wtrącił się do "rozmowy", a wąż odwrócił w jego stronę głowę, najwyraźniej zdumiony umiejętnościami chłopców. Całej sytuacji przyglądał się Ron, który z lekko otwartymi ustami, zupełnie nic nie rozumiał.

Niespodziewanie zjawił się profesor Snape, pozbywając się zwierzęcia zaklęciem, a także obdarzając Gryffindor minusowymi punktami za stwarzanie potencjalnego niebezpieczeństwa. Podekscytowany Weasley nie przejmując się tym, zaczął wypytywać jak nauczyć się mowy węży, ale Harry odpowiedział mu zaledwie wzruszeniem ramion. Draco dotychczas nie miał pojęcia o swoim ukrytym talencie i już planował jakie popisy urządzi w Pokoju Wspólnym.

* * *

Wraz z prośbą McGonagall o pozostanie chwilę po lekcji transmutacji, spodziewał się, że nie będzie to nic dobrego i tak też się stało. Cóż, Trelawney byłaby dumna z przejawów jego jasnowidztwa. Po przyswojeniu informacji, jakie zaserwowała starsza czarownica, mentalnie rwał sobie włosy z głowy. Starał się jak najlepiej ukryć swoją niechęć, ponieważ nikt o zdrowych zmysłach nie chciał się narazić nauczycielce. Zgodnie skinął głową, wychodząc z sali.

Miał nadzieję, że spotka poszukiwanego gdzieś po drodze, ponieważ naprawdę nie chciało mu się iść aż do Wieży Gryffindoru po Mapę Huncwotów. Znalazł się na korytarzu na drugim piętrze i tam właśnie zobaczył Ślizgona rozmawiającego z Luną, a po obu jego bokach stały dziewczyny, których Harry nie znał z imienia i nazwiska. Westchnął ciężko, spowalniając maksymalnie krok, chcąc odwlec konfrontację w czasie.

Nieoczekiwanie zza zakrętu wyłonił się najpewniej młodszy uczeń, biegnący niczym burza. Kurczowo zaciskał ręce na podręczniku od eliksirów, co wskazywało na jego spóźnienie. Niestety, zderzył się barkami z blondwłosą Krukonką, przez co oboje upadli na podłogę. Chłopak zestresowany zderzeniem, swoją niepunktualnością i chyba najbardziej możliwym gniewem Snape'a, w pośpiechu nie przeprosił dziewczyny.

— Nie nauczyli cię kultury w tym Hufflepuffie? — warknął Malfoy, a obecna obok brunetka pomogła wstać Lunie.

— Przepraszam, śpieszy mi się — wymamrotał Puchon, przyspieszając tempa, lecz jego nogi odmówiły posłuszeństwa.

Chłopak zaczął tańczyć wbrew sobie, a było to niewątpliwie za sprawą zaklęcia Tarantallegra rzuconego przez Malfoya. Nie trwało to jednak długo, ponieważ Luna uwolniła Puchona od dzikich pląsów, dodatkowo przepraszając.

— Komuś się jeszcze śpieszy? — zapytał drwiąco Draco, lustrując kilka osób czekających na lekcję właśnie na tym holu.

— Mnie, Malfoy — powiedział chłodno Harry.

Syndrom zwątpienia | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz