Rozdział czternasty

3.3K 332 116
                                    

Albus Dumbledore dla wielu czarodziejów posiadał miano mentora. Znalazły się również jednostki kwestionujące, potępiające jego poglądy, bądź zachowania w poszczególnych sytuacjach. On natomiast, zawsze starał się kierować rozsądkiem i zdobytym przez całe życie doświadczeniem. Naturalnie, zdarzały się wyjątki.

Lata temu na swej drodze spotkał niejakiego Gellerta Grindelwalda. Człowieka niezwykle intrygującego, mającego podobne zainteresowania do młodego Albusa, który w Dolinie Godryka nie miał zbyt wielu rówieśników. Dzięki przyjaźni z nim Dumbledore nauczył się postępowania za pomocą zasady "Dla większego dobra". Początkowo wydawało mu się to słuszne. Życie nigdy nie było proste, a nawet w naturze jedno musiało zginąć, żeby drugie mogło żyć.

Ale nawet najlepsze osoby, właściwe podejście lub przemyślane dogłębnie wybory ukrywają za sobą dramatyczne konsekwencje; bo nic nie jest tym, czym się wydaje.

Przez zaufanie i podziw, jakim darzyli go ludzie, zdawali się nie zauważać, że potężny czarodziej Albus Dumbledore to też człowiek posiadający wady. Mający za sobą nikomu nieznaną przeszłość i przede wszystkim popełniający błędy. Bo czy zatajenie pierwotnej przepowiedni wypowiedzianej przez Sybillę Trelawney przed Nevillem Longbottomem było słuszne? Czy przyzwolenie, aby to Harry Potter wierzył, iż był Wybrańcem, robiono dla większego dobra?

Największą niedoskonałością starca, do jakiej przez długi czas trudno było mu przyznać się przed samym sobą, okazały się pozornie nieszkodliwe, melancholijne powroty do przeszłości. Całym sercem żałował straty przyjaciela. Zarzucał sobie, iż mógł odwieść Gellerta od jego planów szerzenia terroru, zmienić jego nastawienie za wszelką cenę. Jednak poddał się zbyt szybko. Pokonał go w pojedynku, pozwolił odejść. Skreślił raz na zawsze. Poniekąd to właśnie Grindelwald stał się powodem, przez który postanowił odizolować Harry'ego i Draco od zagrożenia panującego w Szkocji. Gdy tylko ci chłopcy pojawili się w Hogwarcie bardzo przypominali mu jego samego wraz ze swoim dawnym przyjacielem. I tak samo przez same złe decyzje jednego z nich, ich drogi mogły rozejść się bezpowrotnie. Wszystko, czego pragnął, na być może ostatnie lata to pogodzenie z samym sobą; spokój ducha. Było to niestety niemożliwe, przez towarzyszące wyrzuty sumienia, które chciał zagłuszyć, pomagając w odbudowie relacji uczniów. Ale czy zniszczone dało się jeszcze naprawić?

Jeżeli Dumbledore naprawdę myślał, iż skłócony Ślizgon i Gryfon po czasie po prostu sobie wybaczą, był bardzo naiwny. Widocznie to przejaw jego kolejnej ujawnionej wady.

* * *

Neville odetchnął z ulgą, po otrzymaniu liściku od dyrektora, proszącego o jego niezwłoczne przybycie na Wieżę Astronomiczną. Uspokojony faktem, że wreszcie będzie mógł porozmawiać z czarodziejem, udał się w wyznaczone miejsce. Parę dni temu wymyślił pewien plan działania, więc konsultacja z kimś mądrzejszym była jak najbardziej wskazana.

Pewnie stawiał kolejne kroki, wchodząc na teren okrągłego obiektu. Wychylał się i stawał na palcach stóp, chcąc zlokalizować staruszka znad metalowych elementów. Wszedł po kilku drewnianych stopniach na drugie piętro wieży, zauważając czarodzieja, czekającego przy barierce. Należało przyznać, że widok z najwyższego Hogwarckiego punktu na ogromne jezioro zamieszkiwane między innymi przez Wielką Kałamarnicę oraz wznoszące się ponad przestworza bezchmurnego nieba, szpiczaste góry rzeczywiście cieszyły oko.

— Dzień dobry, profesorze. Potrzebuję pana rady, bo właśnie—

Trzask!

Niezidentyfikowana świetlna smuga przecięła powietrze, sunąc wprost na Gryfona, odskakującego w popłochu, o mało co nieprzewracającego się przez plątaninę własnych nóg.

Syndrom zwątpienia | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz