Przez następny tydzień Harry miał wrażenie, jakby każda napotkana osoba uraczyła go szczyptą (lub garścią) Confundusa. Ostatnimi czasy wyłącznie mijał Malfoya między salami, bez szansy na rozmowę. Być może to nawet lepiej, gdyż na samą myśl o płytkiej, niezręcznej wymianie zdań o pogodzie, szkole lub innym drętwym temacie miał ochotę chodzić wszędzie w pelerynie niewidce. Wszystko przez to, że kompletnie nie wiedział, w jaki sposób traktować Ślizgona. Unikać? Ignorować? Rozmawiać? Być tylko na "cześć"? Owszem, czasem napotykał jego spojrzenie z dozą irytacji od razu po wejściu do Wielkiej Sali, ale, na Merlina, to był u niego standard i nie powinien na siłę doszukiwać się drugiego dna.
Nasza relacja uległa poprawie. Chyba.
W gruncie rzeczy podczas tych kilku miesięcy w Durmstrangu nie zżyli się ze sobą. C h y b a. Na dobitkę Harry nie do końca wiedział, czy spanie w jednym pokoju, wzajemna pomoc i wsparcie nie było tylko chwilowym rozejmem i akceptacją na czas trudnych warunków.
Nie istniało już nic, co mogłoby bezpośrednio zaprzątać jego myśli przez całe dnie? Czas się zadurzyć! Bezradnie zamknął oczy, ściskając nasadę nosa. Naprawdę musiał znaleźć sobie stosowne zajęcie, żeby raz na zawsze zaprzestać nadinterpretacji każdego skinięcia, spojrzenia czy gestu Draco. Co więcej, niedługo odbędzie się ostatni w tym sezonie mecz quidditcha ze Slytherinem i to właśnie intensywne przygotowania po długiej przerwie od ulubionego sportu powinny być jego priorytetem. Podczas marszu na boisko dołączyła do niego Hermiona, która, całe szczęście, poszła po rozum do głowy i pogodziła się z Pansy. Harry czuł wówczas przykry ciężar, widząc zatroskaną twarz przyjaciółki.
— Hej, widzisz ją? — zapytała zdziwiona, machając na powitanie Milicencie, schodzącej z trybun.
— Kogo? — Ożywił się, odrywając wzrok od kamyczków w trawie.
— Ta dziewczyna, jeśli się nie mylę, z rocznika Ginny. Przefarbowała włosy na żółto. — Pomiędzy jej oczami pojawiła się zmarszczka. — Myślę, że taki kolor może być powodem spięć z profesorami.
Potter bez specjalnego entuzjazmu spojrzał we wskazanym kierunku.
— Wydawało ci się, Herm. Może to przez padające światło.
Faktycznie, Astoria miała z powrotem swoje ciemnobrązowe włosy, co zbiło Gryfonkę z tropu. Dałaby głowę, że przed chwilą było inaczej.
Rozdzielili się na murawie; ona usiadła na trybunach, obserwując poczynania przyjaciół, a Harry podreptał przebrać się w strój sportowy. Po drodze minął dwóch Ślizgonów, będących po treningu. Jeden z nich chciał uderzyć chłopaka barkiem. Ostatecznie sam się zachwiał, gdyż Harry napiął wszystkie mięśnie, będąc przygotowanym na taki krok. Tuż przy drzwiach, znajome wołanie kazało mu zaczekać.
Zaczekać.
A nie z przerażeniem, zatrzymać się w bezruchu, jak przed salą egzaminacyjną OWUTEM—ów.
— Możesz sobie wyobrazić, jakie to dla mnie trudne, Potter. Nie wierzę, że to mówię, ale... — urwał Draco w pół zdania, błądząc wzrokiem po okolicy.
Oczekiwał na, niemal zbawienną, dalszą część zdania, mając do siebie ciche pretensje, że w ciągu tych wszystkich lat nie nauczył się panować nad rozjuszonymi emocjami. Nie, żeby tego typu ekspresje były codziennością, ale jeśli już, to zauroczenie dawało o sobie znać we właśnie tak burzliwy sposób. Może to ta dziwna Sala rzuciła jakiś urok i przez to na widok Malfoya jego serce, nie wiedzieć czemu, podskoczyło impulsywnie, jakby wykonywało obrót wokół własnej osi. W końcu byli wtedy tylko we dwójkę!
— Załatwisz mi od Granger notatki z zaawansowanej transmutacji? — Westchnął cierpiętniczo. — Chcę mieć "W" na koniec, a tylko ona z roku ma czytelny komplet z opisem zagadnień.
CZYTASZ
Syndrom zwątpienia | Drarry ✓
FanfictionCzymże byłoby ich życie bez bójek, mających zatuszować skrupulatnie maskowaną prawdę? Myśleli, że utraconego nie sposób odzyskać, a nierealnego urzeczywistnić. Całe szczęście potęga magii funduje przeróżne niespodzianki. Tak samo, jak wścibski duch...