Nowe posłania okazały się nie być tak niewygodne, jak się na początku wydawało. Po przetarciu zaspanych oczu i zetknięciu stóp z podłogą chłopcy rozbudzili się na dobre. Wszystkie elementy pokoju wyglądały tak samo, jak wczorajszego wieczora. No, prawie wszystkie. Poukładane książki Dracona nie były na biurku, a niedbale rozrzucone pod łóżkiem, natomiast ubrania Harry'ego zawisły na karniszu. Fakt, że obaj nawet na siebie nie patrzyli, nie wykluczył podejrzeń blondyna, iż to Potter schował mu woluminy, oraz że to Malfoy zawiesił nad zasłonami koszulę okularnika.
Gdy byli gotowi do wyjścia na poranny posiłek, w samą porę zjawił się Vincent, pokazujący im drogę do jadalni.
— Znaleźliście swoje rzeczy? — Ni stąd, ni zowąd rozległ się piskliwy chichot.
Nad ich głowami lawirował duch, po chwili stając na kamiennej podłodze. Byłby to zwykły skrzat domowy z wielkimi brązowymi oczami, spiczastymi uszami i nosem, gdyby nie świecąca poświata, czyniąca go półprzezroczystym. Wbrew pozorom nie miał na sobie byle jakiego materiału; jasnobrązowy płaszczyk, czapka w tym sam odcieniu i zimowe, ciepłe buty. Uroku dodawały trzy okrągłe przypinki obok kołnierza kurtki; głowa lisa, orła i jednorożca, symbolizujące Domy Durmstrangu.
— Panowie, to właśnie Ogryzek — poinformował najstarszy czarodziej.
— Kolejny upierdliwy duch — prychnął Draco, wchodząc do środka głównej sali.
Również Potter nie był skłonny darzyć skrzata namiastką sympatii. W tym szczególnym przypadku zgadzał się z Malfoyem, bowiem wiedział z autopsji, jak poltergeisty pokroju Irytka potrafią być dokuczliwe.
W pomieszczeniu jadalnym każdy siadał, gdzie chciał. Cattermole wskazał Harry'emu uczniów Junicorsis i poszedł do swoich przyjaciół. Według wskazówki chłopak usiadł przy długim stole, zastawionym jedzeniem i przedstawił się osobom, siedzącym najbliżej. Kątem oka zerknął na Draco, rozmawiającego kilka miejsc dalej z chłopakiem przypominającym Wiktora Kruma.
— Są tutaj jeszcze jakieś stworzenia oprócz Ogryzka? — zagadnął do siedzącej obok dziewczyny ze spiętymi w kucyk krótkimi, szarymi włosami.
— Demimoz. Absolutnie wszyscy go uwielbiają. Zobacz, tam jest! — Żywo machnęła widelcem.
Niska brunetka niosła na rękach stworzenie pokryte srebrzystym futerkiem. Przypominało dorosłego szympansa z długim ogonem i dużymi, czarnymi oczami. Posadziła go na jednym z parapetów, po chwili wręczając jagodową muffinkę, którą demimoz chętnie pochwycił w swoje małe łapki.
Do pierwszej lekcji OPCM pozostało niespełna czterdzieści minut wolnego czasu. Harry i Draco zostali wezwani wcześniej, by nauczycielka mogła sprawdzić ich magiczne umiejętności.
— Nazywam się Donna Adkins i nauczam Obrony przed Czarną Magią. Ponadto jestem opiekunką Junicorsis. — Kobieta uśmiechnęła się, strzepując niewidoczny kurz z brunatnej marynarki. — Dlaczego nie ubraliście naszych mundurków?
— Za ciepło mi w wełnianej kurtce — wyjaśnił wymijająco okularnik.
— Na mnie płaszcz jest o wiele za duży. — Draco wzruszył ramionami.
Jej twarz pokrywało kilkanaście zmarszczek, a kosmyki siwych włosów, mimo spięcia w gruby warkocz, opadały na czoło. Na czubek głowy założyła okulary w złotych oprawkach, które w razie potrzeby, poprawiała na nos. Można śmiało przyznać, że była to na pewno miła osoba, stawiająca przyjemną atmosferę na lekcjach na pierwszym miejscu, ale jednocześnie wymagająca i stanowcza.
— Od jutra macie obowiązek noszenia swetrów, które dostaliście po przybyciu. — Zagroziła palcem. — Dobrze, przejdźmy od sprawdzianu. Może ty pierwszy? — Profesor utkwiła zniecierpliwiony wzrok w Potterze, na co ten skinął potwierdzająco głową. — Ciebie proszę o zaczekanie w korytarzu — zwróciła się do blondyna.
CZYTASZ
Syndrom zwątpienia | Drarry ✓
FanficCzymże byłoby ich życie bez bójek, mających zatuszować skrupulatnie maskowaną prawdę? Myśleli, że utraconego nie sposób odzyskać, a nierealnego urzeczywistnić. Całe szczęście potęga magii funduje przeróżne niespodzianki. Tak samo, jak wścibski duch...