-18

533 58 22
                                    

Wakacje minęły w mgnieniu oka. W pierwszym miesiącu razem z Jack'iem i moimi rodzicami odwiedziliśmy Grecję. Brunet upierał się, że nigdzie nie jedzie, ale na szczęście udało mi się go przekonać.

Spędziliśmy tam trzy tygodnie. Ciągłe przebywanie na plaży sprawiło, że słońce nas spaliło. Wyglądaliśmy jak raki.

Podczas zwiedzania miasta Jack był tak mądry, że zgubił telefon i musieliśmy wracać kolejne dziesięć kilometrów, aż do hotelu.

Potem okazało się, że chłopak miał go cały czas przy sobie, tylko włożył go do innej kieszonki w plecaku.

W drugim miesiącu prawie codziennie byliśmy nad okolicznym jeziorem. Co prawda musieliśmy dojeżdżać do niego rowerami paręnaście kilometrów, ale i tak nie mieliśmy nic innego do roboty.

W końcu miał rozpocząć się rok szkolny, więc był to czas, w którym trzeba było zanieść świadectwo z gimnazjum.

Zdecydowaliśmy, że doniesiemy świadectwo w dzień rozpoczęcia roku szkolnego, a dokładniej w pierwszy dzień lekcyjny.

Ostatecznie zdecydowałem się na Smith's High School. Szkoła jest cudowna, przynajmniej taka się wydaje.

Tegoroczne wakacje były bardzo udane i do tego świętowaliśmy rocznicę naszego poznania, co było cudowne.

***
- Gdzie to jest? - zapytał Jack w drodze do sekretariatu.

- Nie wiem - odpowiedziałem - Może zapytamy?

Nie było za bardzo kogo zapytać. Co prawda korytarz był pełny, ale gdy tylko otwieraliśmy usta, aby kogoś zapytać, każdy zdążył już odejść.

- Cholerne liceum - powiedział brunet.

W końcu zebrałem się na odwagę i postanowiłem kogoś zapytać.

- P-Przepraszam - zacząłem, a jakiś chłopak się zatrzymał, patrząc na mnie jak na obiad - Gdzie znajdziemy sekretariat?

Wysoki, umięśniony brunet patrzył na mnie z pełną powagą.

- Sekretariat? - zapytał ironicznie - Chcecie chodzić tutaj do szkoły? Przykro, ale pedały są tutaj niemile widziani.

Chłopak chciał odwrócić się i odejść, ale jednak zanim to zrobił, napluł mi prosto na buty.

Nie wiedziałem co mam myśleć. Jestem tutaj nowy, a już widzę, że ktoś jest nietolerancyjny. Było mi przykro z tego powodu, że zostałem tak wrednie potraktowany.

Jack przypatrywał mi się z żalem.

- Co tak patrzysz? - zapytałem z uśmiechem, chodź nie było mi wcale tak wesoło - Chodź, idziemy.

Metodą prób i błędów, ostatecznie dotarliśmy do celu. Sekretariat był na wysunięcie ręki.

- Dzień dobry - powiedział Jacky - My chcieliśmy donieść świadectwa do reszty dokumentów.

- Witajcie - odpowiedziała szatynka - Nazwiska?

- Duff i Gibson.

Kobieta wstała z miejsca i podeszła do szafy, po czym wyciągnęła ogromny segregator.

- Duff i Gibson - powtarzała cicho.

- Brooklyn Gibson? - zapytała po dłuższej chwili, wyciągając moje dokumenty.

- Tak.

Podałem kobiecie świadectwo, a ona przejrzała je, a następnie sprawdziła czy doniosłem wszystkie potrzebne dokumenty.

Nieodebrane | JACKLYN ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz